Wrocław: Krystian Taraszkiewicz z Rock'n'Roll Tattoo and Piercing

Mój styl jest naprawdę bardzo zróżnicowany. Nie zamykam się  na pojedynczy styl. Zawsze staram się wpleść coś „swojego” do danej  pracy. Często moi klienci są powiadamiani, że projekt, który widzą może  być finalnie zmieniony w kilku procentach. Lubię „łamać” realizm z  elementami pop art, kreskówki czy czymś totalnie graficznie  abstrakcyjnym. Bardzo często robię covery oraz jako jeden z nielicznych u  nas w salonie podejmuje się zakrywania blizn.

Skąd wziął się pomysł, że zostaniesz tatuażystą?

Zawsze bylem fanem Slipknota, i to tak bardzo, że w wieku 16/17  lat zachciałem mieć logo mojej ulubionej kapeli. Tribal „S”, który był  ich znakiem rozpoznawczym, wylądował na mojej łydce. Oczywiście zrobiłem  go sobie sam i oczywiście maszynką samoróbką. Mam go do dzisiaj  (śmiech).

Jak długo dziarasz?

Zacząłem, gdy miałem 16/17. Po zrobieniu sobie pierwszego tatuażu  kolega ze szkoły zapytał mnie czy jemu bym też zrobił. Odpowiedziałem,  że oczywiście … I tak ruszyła machina, ale profesjonalnie w salonach  tatuuje od 8-9 lat.

Pamiętasz swój pierwszy raz, gdy wbiłeś igłę w czyjąś skórę?

Oczywiście. Był to średniej wielkości tribal na łydce mojego  dobrego przyjaciela. Marcin, jeśli to kiedyś przeczytasz – pozdrawiam  (śmiech). Czy miałem stres? Raczej nie. Dużo rysowałem i malowałem. Po  prostu zmieniłem „płótno”. Koledzy bardzo pomogli mi żebym był w  miejscu, w którym jestem teraz.

Tatuowanie to dla Ciebie praca czy styl życia?

Jest to styl życia oraz praca. Uwielbiam podróżować, łączyć to ze  sportem, który także jest moim stylem życia. Brazylijskie jiu jitsu  również mnie pochlania, więc jeśli udaje się do innego miasta na guest  spota to zawsze mam ze sobą kimono. Wszystko jest ze sobą spójnie  powiązane.

Jakie są największe wady tego „zawodu”?

Brak czasu dla najbliższych oraz brak wyrozumiałości klientów. My  naprawdę poświęcamy dużo czasu na przygotowanie projektów, prace,  powrót do domu. Sam dojeżdżam do Wrocławia 120km w jedna stronę.  Do  tego musimy na bieżąco mierzyć się z ciągle pełną skrzynką wiadomości.  Na szczęście więcej jest zalet niż wad (śmiech).

Pamiętasz swoją pierwszą maszynkę?

Oczywiście, że tak! Nawet jakbym dobrze poszukał to bym ją  znalazł (śmiech). Sam ją sobie zrobiłem. Jak chyba większość ludzi  zaczynających w tamtych czasach. Kiedyś nie było tylu sklepów  internetowych i stacjonarnych jak teraz, więc trzeba było sobie jakoś  radzić.

Cewka czy rotarka?

Rotacja, chociaż zaczynałem na cewkach. Po paru latach niestety  nadgarstki odczuwały ciężar tych maszyn. Wtedy postanowiłem kupić  pierwszą rotarkę i tak zostało do dzisiaj.

Czym teraz dziarasz?

Mam kilka maszyn. W zależności od rodzaju pracy dobieram to, co  jest mi potrzebne. Najczęściej pracuje na Cheyenne Hawk Sol-nova. Używam  jej do mocno kolorowych abstrakcyjno-graficznych prac. Do prac  konturowych, japońskich używam maszyny Zetener. Jest do kawal dobrej  ręcznie robionej maszyny przez Zbyszka Neumanna. Jeśli ktoś ma problemy z  konturem ta maszyna na pewno poradzi sobie z tym. Polecam. (śmiech).

Czy preferujesz jakiś styl tatuowania?

Mój styl jest naprawdę bardzo zróżnicowany. Nie zamykam się na  pojedynczy styl. Zawsze staram się wpleść coś „swojego” do danej pracy.  Często moi klienci są powiadamiani, że projekt, który widzą może być  finalnie zmieniony w kilku procentach. Lubię „łamać” realizm z  elementami pop art, kreskówki czy czymś totalnie graficznie  abstrakcyjnym.

Podejmujesz się coverów lub dziarania na bliznach? Nie jest prosta sztuka…

Uwielbiam to! Dla mnie to mega wyzwanie. Bardzo często robię  covery oraz jako jeden z nielicznych u nas w salonie podejmuje się  zakrywania blizn. Pamiętam jak pewnego dnia do studia przyszła pani,  której w całym Wrocławiu odmówili zakrycia blizn po poparzeniu. Naprawdę  bardzo źle to wyglądało. Też chciałem odmówić w pierwszej chwili, ale  kiedy zobaczyłem wyraz twarzy klientki postanowiliśmy to zrobić. Nie  chodziło nawet o pieniądze, ale bardziej o pomoc.  Chociaż było bardzo  ciężko to wyszło niesamowicie dobrze.

Czy robisz własne projekty i skąd czerpiesz inspirację?

Tak. Staram się jak najczęściej samemu wszystko projektować.  Chociaż nie powiem, że często wykorzystuje zdjęcia np. twarzy modelek,  aby złapać „kreskę”. Później wszystko sklejam i dorysowuję coś od  siebie. Zdarza mi się ostatnio również lecieć z freehandu. Inspiracje  czerpię ze wszystkiego, co mnie otacza. Często mam w głowie „coś”, tylko  nie wiem jak to ubrać w obraz. Zapisuje sobie pomysł i wracam do niego  po czasie. Jakiś czas temu w studio leciał kawałek Palucha – Mój  kościół, w którym śpiewa o sobie „Paluch to jest kocur…”. Razem z  klientem śmialiśmy się, że fajnie byłoby zrobić małego kocura w bluzie  BOR. Po powrocie do domu nie dawało mi to spokoju. Chwyciłem iPada i  narysowałem projekt. Bardzo szybko znalazł się na niego klient. Jest to  jedna z moich ulubionych prac.

Są motywy, których masz dość lub, których nie robisz?

Nawet jak coś mi się już przejadło to staram się kolejną prace zrobić tak, żeby było czuć w niej świeżość (śmiech).

Rysunek własnoręczny czy program graficzny/tablet graficzny?

To i to, ale nie ukrywam, że moje ołówki pomału zarastają  pajęczyną (śmiech). Używam IPad Pro i to nie tylko z racji prostoty w  użytkowaniu, ale także nie marnuje tyle papieru, czy kalek technicznych.

Czy składanie zdjęć w programie graficznym to sztuka? Czy sztuką jest przeniesienie tego na skórę?

Kiedyś Photoshop był dla mnie czarną magią. Teraz dosyć płynnie  poruszam się w nim, dlatego nie mam problemu ze składaniem zdjęć. Dużo  pomogli mi w tym znajomi ze studia i nadal to robią. Najważniejsze jest  chyba to, aby projekt robić tak, aby móc go właśnie idealnie przenieść  na skórę.

Tatuaż, z którego jesteś najbardziej dumny?

Jeśli miałbym wybrać jeden to naprawdę ciężko byłoby mi to zrobić. Mam ich kilka lub kilkanaście nawet (śmiech).

Najdziwniejszy tatuaż, który zrobiłeś? Choć czy w sztuce może być coś dziwnego?

Kiedyś pracowałem w jednym z salonów na Camden Town w Londynie.  Przyszły do studia trzy panie w wieku ok. 45 lat. Kazały sobie ogolić  włosy na czubku głowy i zrobić mały kieliszek z martini (śmiech). Każda z  osobna chciała to samo. Płakałem ze śmiechu, ale nie żartowały…  Zrobiłem (śmiech). Najlepsze było to, że kiedy goliłem im włosy to było  widać, że miały już tam cos innego, więc nie był to ich pierwszy raz  (śmiech).

Czy jakieś szczególne zachowania u Klientów Cię irytują?

Nienawidzę, kiedy klient konsultuje swój wymarzony projekt z  babcią, dziadkiem, ciocią, stryjkiem, kotem, kanarkiem i sąsiadem. Po  czym wszyscy stwierdzają, że to nie to, czego chciał. Chociaż on sam był  mega zadowolony z projektu. Po wysłuchaniu tego wszystkiego zaczyna się  wahać.

„Janusze tatuażu” to?

Wydaje mi się, że są to ludzie, którzy nie maja pokory, ani nie  potrafią znieść krytyki. W dzisiejszych czasach młodzi ludzie  zaczynający przygodę z tatuażem, maja pieniążki na najlepsze maszynki i  sprzęt a nie potrafią się skupić na rysunku, malarstwie czy podstawowej  znajomości obróbki zdjęć. Mają sprzęt, więc myślą, że są super  wyszkoleni w tej dziedzinie. Sam zaczynałem i moje prace zostawiały dużo  do życzenia. Dlatego, że jestem samoukiem wykorzystywałem każdą daną mi  sposobność, aby nauczyć się podstaw rysunku, technik malarskich,  oglądałem dvd z seminariami, siedziałem w studio za darmo tylko po to,  aby zobaczyć jak się trzyma maszynkę i jak przygotować stanowisko. To  jest naprawdę długa i kręta droga. Dzisiaj jest trochę łatwiej a mimo  to, początkujący tatuatorzy otwierają studia i krzywdzą ludzi. Dzięki  nim mamy dużo pracy, aby to wszystko naprawiać (śmiech).

A co sądzisz o „podrasowywaniu” zdjęć wykonanych tatuaży?

Ciężki temat i bardzo drażliwy. O ile, ktoś podkręci lekko  kontrast, czy pozbędzie się zaczerwienienia jest ok, to nakradnie  miliona filtrów już nie. Nie powiem zdarzyło się kilka razy, kiedy to  zrobiłem, ale bliscy szybko zwrócili mi uwagę, że to bardzo nieładnie  wprowadzać klienta w błąd, ponieważ on będzie tego oczekiwał za każdym  razem. Na pewno jestem na nie, co do podkręcania zdjęć w Photoshopie.

Czy jest jakiś artysta, który ma lub miał wpływ na Twój styl?

Salvador Dali, Andy Warhol, Banksy oraz Tim Barton. W każdym z moich tatuaży można zauważyć ich wpływ.