Kolaboracja Marka Andrearczyka i Alexa Vasilevko: TattooCon w Dortmundzie
Pod koniec 2020 roku w Dortmundzie odbył się TattooCon, jeden z nielicznych konwentów w czasach pandemii. Udział w nim wzięli Marek Andrearczyk oraz Alex Vasilevko, którzy prze trzy dni trwania imprezy pracowali wspólnie nad dużym projektem, którego efekty możecie zobaczyć na poniższych zdjęciach.
Jak doszło do tego, że ten tatuaż wylądował na Twojej nodze?
Gandziuszka: Był to czysty przypadek, a raczej przeznaczenie. Napisała do mnie moja koleżanka Ewinka, managerka studia tatuażu ADHD we Wrocławiu, że jest konwencja w Dortmundzie i potrzebna jest wytrzymała i szalona modelka przy kolaboracji dwóch artystów - tatuaż na nodze. Po niedługich przemyśleniach zgodziłam się. Dostałam projekt, który zachwycił mnie od razu i tylko utwierdził, że dobrze, że się zgodziłam. Cala sytuacja wydarzyła się trzy dni przed konwencją. Najbardziej podekscytowane trzy dni mojego życia, a kolejne trzy w trakcie samej konwencji. To było niesamowite przeżycie, poznałam wspaniałych ludzi, trafiłam na dwóch prze kozackich artystów, którym z ogromną przyjemnością jeszcze nie raz dam się pokolorować (śmiech).
Co właściwie przedstawia tatuaż?
Marek: To jest bardzo dobre pytanie. Pytanie, na które sam nie znam dokładnej odpowiedzi. Projekt powstał spontanicznie. Chciałem przerzucić to, co siedziało mi w głowie na ekran tabletu. Była to kobieca twarz, otoczona żywymi, ciepłymi i przede wszystkim intensywnymi kolorami. Do końca sam nie byłem pewny, co projekt będzie przedstawiał. Kiedy skończyłem, zdałem sobie sprawę, że powstały rysunek w dużym stopniu obrazuje otaczającą nas rzeczywistość. Żyjemy w bardzo trudnych dla wszystkich czasach. Wirusy, choroby, katastrofy biologiczne, a w tym całym bałaganie my. Uważam, że maska gazowa, czy kolba z czaszką dokładnie odzwierciedlają obecne czasy, a piegowata ruda dziewczynka ze spokojem na twarzy, to obraz nas ludzi, poniekąd jakoś funkcjonujących w tym całym chaosie.
Mieliście wszystko przygotowane wcześniej? Kalkę itp.?
Alex: Przygotowaliśmy się dość dobrze do tego konwentu, banery, sprzęty, nastrój i przede wszystkim zajebista ekipa - jechaliśmy po to by wygrać. Przyjechało mnóstwo naszych przyjaciół z różnych miast żeby nas wspierać - to dało kolejną motywacje by stworzyć coś niezwykłego pod każdym kątem. Kalkę ogarnął Marek w dwudziestu egzemplarzach rożnej wielkości, za co oddzielny szacun! Więc można powiedzieć ze wszystko poszło idealnie.
Ile łącznie trwało dziaranie?
Marek: Cała akcja zajęła nam prawie 27 godzin. Pierwsze dwa dni były zdecydowanie najbardziej intensywne, gdyż było to kolejno 9 i 11 godzin. Ostatni dzień był stosunkowo łagodny - niecałe 7 godzin dziarania.
A jak radzicie sobie ze zmęczeniem w trakcie dziarania? Czy jakoś specjalnie przygotowaliście się do takiego trzydniowego maratonu?
Alex: My tatuujemy prawie codziennie, jakiegoś wielkiego problemu żeby zrobić coś razem w 3 dni tak naprawdę nie było - oczywiście odpowiedzi typu, kto co dziara były jasne już przy tworzeniu projektu. Ja raczej bym nie chciał robić portretu (twarzy) na konwencie. Mam dość poważne problemy ze skupieniem się ogólnie, a na konwencie tym bardziej, więc na konwentach mogę robić coś, co nie wymaga aż tyle skupienia jak portret. Natomiast Marek ma o wiele więcej doświadczenia pracy na konwentach i zawsze może zrobić coś trudniejszego niż maska (śmiech).
Czy któraś część dziary była problematyczna do wykonania? Skoro wykonanie tatuażu zajęło całe trzy dni to przecież noga musiała już lekko spuchnąć i być bardzo wrażliwa.
Marek: Tak, to prawda, noga spuchła, co dało się zauważyć już po kilku godzinach dziarania pierwszego dnia. Kolejnego dnia nie wyglądała lepiej, jednak lata pracy nauczyły nas, że tego zwyczajnie nie da się uniknąć. Nie mogę powiedzieć, aby któraś część okazała się problematyczna. Całość poszła bardzo gładko i zręcznie. Skóra faktycznie była wrażliwa, jednak nasza modelka była bardzo wytrzymała i bez żadnego znieczulenia, wytrzymała całe trzy dni.
Czy bolało? Co było najgorsze w ciągu tych trzech dni?
Gandziuszka: Jestem już troszkę wytatuowana i bardzo lubię ten rodzaj bólu, w pewnym sensie on uzależnia i przy dłuższej przerwie tęskni się za tym. Przyjemniej ja tak mam (śmiech). Jednak 3 dni z rzędu na dwie maszynki to małe wyzwanie. Najgorszy był drugi i trzeci dzień, kiedy chłopaki wracali do zrobionych już miejsc. Miażdżyłam rękę swojemu chłopakowi, ale chyba dałam radę, w końcu jestem dziewczyną ze śląska (śmiech).
Tatuaż powstał podczas październikowego TattooCon w Dortmundzie. Jaki efekt? Zdobyliście nagrodę?
Alex: Efekt to zajebista praca, zdjęcia, materiały do promowania, doświadczenie. Z nagrodą to długa historia, ale powiem krótko - na konwencie nie było kategorii „best of show”. Ten, kto ogarnia - ten zrozumie, że nawet nie mieliśmy możliwości pokazać tatuażu wykonanego podczas trzydniowej kolaboracji, o tym już się dowiedzieliśmy trzeciego dnia.
Ale z pustymi rękami z Dortmundu nie wyjechaliście. Nagrodę zdobyła Wasza kolaboracja z tatuażem Biggiego i 2Paca. Zadowoleni czy jednak niedosyt?
Marek: Ze wszystkich naszych kolaboracji jesteśmy bardzo zadowoleni. Niezależnie od tego czy tatuaż zostanie uznany przez jurorów czy też nie. Nie mniej jednak wszyscy lubimy być doceniani, a każda nagroda to miłe zaskoczenie i wynagrodzenie za godziny naszej ciężkiej pracy.
A Ty jesteś zadowolona?
Gandziuszka: Jestem zachwycona od samego początku, kiedy tylko zobaczyłam projekt. Chłopaki nie znając mnie stworzyli coś tak pasującego do mnie. Wiedziałam, że będzie to ogień! No i jest ogień! Panowie są mistrzami igły i bardzo się cieszę, że spotkał mnie ten zaszczyt i mogłam im oddać swoją nogę. To mój najpiękniejszy życiowy spontan (śmiech).