Michellecter o modelingu bez cenzury

Na czasie lis 18, 2022

Przyznam szczerze, że od dawna szukałam odpowiedniej osoby do przeprowadzenia tego wywiadu. Trudno jednak było mi znaleźć modelkę, która w sposób tak otwarty i szczery opowiedziałaby o wszystkich blaskach oraz cieniach pracy przed obiektywem. Całe szczęście natrafiłam na Michalinę, znaną w sieci, jako Michellecter - kobietę o “silnym charakterze i równie silnym wyglądzie”. Dzięki swojemu doświadczeniu oraz pokładom determinacji ku temu, by z każdym kolejnym dniem być jeszcze lepszą wersją samej siebie, wie jak ciężka jest to praca. Głęboko wierzę, że lektura naszej rozmowy przekona was do spojrzenia na tę branżę z nieco innej perspektywy.


Marta Wierzba: Zdecydowałaś się na tatuaże jeszcze zanim zaczęłaś pozować przed obiektywem, czy malunki na twoim ciele pojawiły się już w trakcie kariery modelki?

Michellecter.: Prawdę mówiąc pierwszy tatuaż zrobiłam sobie sama, kiedy miałam 13-stu lat, przy użyciu igły do szycia i tuszu kreślarskiego. Później, w wieku 15-stu lat, poprawiał mi go znajomy, który uczył się tatuować. Mniej więcej wtedy zaczynałam pozować do zdjęć.

U kogo się tatuowałaś i czy masz w planach wydziarać sobie coś nowego w najbliższej przyszłości?

Pierwszy profesjonalny tatuaż robiłam tuż po 18-ce. Można powiedzieć, że do Rysy pracującego w poznańskim Tattoo Zone trafiłam trochę z przypadku i nie byłam zadowolona z tej współpracy. Wytatuowałam wówczas kruka na lewym ramieniu. Lata zajęło mi znalezienie odpowiedniego artysty i uzbieranie funduszy umożliwiających dokończenie rękawa. Od początku wiedziałam, że chcę mieć pełną kompozycję na tej ręce. Do Borysa z Zajawa Tatto w Gdyni, który poprawił mojego kruka i dokończył resztę rękawa, trafiłam dzięki temu, że jedna z moich prac, które powstały w kooperacji z Michałem Mozelewskim stała się oficjalnym plakatem Poznań Tattoo Konwent. Mogłam zdecydować czy chcę pieniądze, czy sesję tatuażu w Zajawie... Potraktowałam tę propozycję, jako znak i cieszę się, że dokonałam takiego wyboru. Bardzo dobrze wspominam tamtą sesję. Pewnie do dziś nie miałabym tego rękawa, gdyby nie historia ze zdjęciem, która popchnęła mnie do jego kontynuacji. Z kolei kropki na palcach wykonane metodą handpoke są pamiątką po koleżance, która wtedy uczyła się tej sztuki. Tatuaż na udzie jest dziełem Natalii ze studia The Deep Black w Koszalinie i póki, co to właśnie do niej planuję wrócić na kolejne dziarki. Mamy już kilka pomysłów, lecz jestem osobą, której takie decyzje nie przychodzą łatwo. Dlatego się nie spieszę. Dla mnie liczy się nie tylko warsztat, ale i osobowość artysty, który mnie tatuuje oraz czy mamy wspólne flow, bo przecież zostawia on swoją energię pod moją skórą już na zawsze! Kiedyś przyjdzie taki dzień, gdy stwierdzimy z Natalią: "to jest to!", wówczas i ta kompozycja zacznie się powiększać. Fanom Nosferatu powinna przypaść do gustu…

Zajmujesz się modelingiem przeszło dekadę. Czy uważasz, że zmiany, jakie zaszły w branży na przestrzeni tych 10-ciu lat wpłynęły na nią pozytywnie?

10 lat temu niemal wszystko działało inaczej, nie śmiem temu zaprzeczyć. Naturalnie ma to swoje plusy i minusy. Uważam jednak, że rynek totalnie się popsuł a do tego - nie oszukujmy się - żyjemy w bardzo trudnych czasach. Nie starczyłoby jednak miejsca, gdybym miała wymieniać wszystkie zmiany oraz różnice. Z drugiej strony fakt, że modeling, w szczególności fotomodeling, stał się tak popularny sprawił, iż zajmowanie się tym fachem jest już mniej szokujące. Niewiele kobiet w Polsce rozbierało się do zdjęć, gdy zaczynałam pozować do aktów. Miałam wtedy 18-ście lat i reakcje ludzi często były niezbyt miłe, wywoływało to spore kontrowersje. Dziś już mało, kogo dziwią tego typu zdjęcia, co uważam za pozytywną zmianę. Niestety w tej chwili ciężko znaleźć mi inne.

Pamiętasz swoją pierwszą sesję zdjęciową? Jakie emocje ci wówczas towarzyszyły?

Och, pamiętam doskonale! Byłam nią po prostu zażenowana. W wielkim skrócie: poznałam dziewczynę, która zapytała "czy nie myślałam kiedyś by zostać modelką, bo jestem bardzo ładna". Ona sama hobbystycznie pozowała do zdjęć. Na początku ją wyśmiałam. Przyznałam jej jednak szczerą rację mówiąc, że chyba każda z nas chciałaby, choć przez chwilę pobyć modelką, ale przecież nie jestem ani wystarczająco piękna, szczupła i wysoka, ani fotogeniczna. Znajoma nie wzięła sobie moich słów do serca (za co z całego serca do dziś jej dziękuję), przez co po jakichś dwóch tygodniach dostałam od niej wiadomość, która brzmiała mniej więcej:

Mam nadzieję, że nie masz żadnych planów jutro o 14-stej, bo przyjeżdża fotograf i zrobi nam sesję.

Cóż miałam począć? Poszłam na ten plan i czułam się niesamowicie skrępowana, po prostu było mi głupio. W ogóle nie wiedziałam, o co w tym wszystkim chodzi, jak powinnam pozować, ale fotograf był zachwycony efektami. Podobnie moi znajomi. Zanim ostatecznie się przełamałam musiały minąć dwa lata. Dostrzegłam, że kryje się za tym coś głębszego. Zdjęcia to nie tylko fajna pamiątka czy dokumentacja moich charakteryzacji. Kiedy to zrozumiałam, nie czułam już zażenowania strojąc miny i pozy do jakiejś puszki pośród tłumu gapiów (śmiech)!

Fot.: Mike Stacey

Od tamtego momentu z pewnością nabrałaś pewności siebie oraz większej świadomości ciała - między innymi dzięki zajęciom pole dance. Czy możesz opowiedzieć skąd wzięło się twoje zamiłowanie do tej dyscypliny sportowej?

Akurat ten moment ciężko mi wskazać, bo czuję jakby to siedziało we mnie całe życie. Nie wiem, kiedy pierwszy raz zobaczyłam taniec na rurze, ale jestem pewna, że już wtedy mnie oczarował. Pamiętam filmy Eriki Rodgers na YouTube, na pierwszym, jaki ujrzałam, a miałam wtedy jakieś trzynaście lub czternaście lat, tańczyła do "Sunspots" Nine Inch Nails. Nie dość, że odkryłam wtedy jeden ze swoich ulubionych zespołów, to dotarło do mnie, że chciałabym być taka jak ona! Erika nie tylko robiła niesamowite rzeczy na rurce, miała dużo ciekawych pomysłów na choreografię, a filmy, jakie zamieszczała były po prostu fajnie zmontowane. Poczułam się zainspirowana i to na wielu płaszczyznach. Jakieś trzy lata później natrafiłam także na występy Anastasii Sokolovej w ukraińskim “Mam Talent”. Na castingu tańczyła do kawałka Marilyn’a Manson’a. Muszę wspomnieć, że moją największą pasją już od dziecka była muzyka. Wizja tego, że mogłabym wyrażać ruchem swoje uczucia, gdy jej słucham była, niezwykle kusząca. Śmiej się, ale oglądając jej finałowy występ, gdy tańczyła do "Roxanne", za każdym razem płakałam. A oglądałam go wiele razy! Później skończyłam osiemnaście lat, dostałam z tej okazji trochę forsy od rodzinki i zamiast zrobić prawko, kupiłam sobie rurę do tańca (śmiech)!

Fot.: Ksenia Shaushyshvili

No właśnie, jestem bardzo ciekawa czy dziewczyna zainteresowana modelingiem musi spełniać ściśle określone standardy, co do wagi, wzrostu lub posiadanych modyfikacji ciała? A może ruch "ciałopozytywności" wpłyną również i na tę branżę?

Umówmy się - modeling to bardzo szerokie pojęcie. Jeśli pytasz o bycie modelką agencyjną, to w tej branży raczej niewiele się zmieniło. Nadal trzeba spełniać wymagania odnośnie ogólnie pojętego wyglądu. Jeśli mówimy o modelingu alternatywnym lub fotomodelingu to tutaj mamy szerokie pole do popisu, i taki stan rzeczy utrzymywał się jeszcze przed "body positive". Niemniej jednak zgadzam się, że ten ruch wywarł znaczący wpływ na branżę. Widać coraz większą różnorodność osób, które próbują w niej swoich sił. Ja jednak nie lubię popadania w skrajności i - jak już wspomniałam - przez lata czułam, że w sumie nie pasuję ani tu, ani tu. Na "zwykłą" modelkę byłam zbyt poprzekłuwana, ucharakteryzowana, na "alternatywną" z kolei za mało wytatuowana. Niestety, ten światek lubi skrajności. Natomiast fotomodelem może zostać absolutnie każdy, niezależnie od wzrostu, wagi, lub wieku. Można też pozować innym artystom zajmującym się rysunkiem, malarstwem lub rzeźbą - ja zajmowałam się tym przez lata. Opcji jest wiele! Tak naprawdę nie liczy się to, jak wyglądasz. Liczy się twój pomysł na siebie, osobowość oraz - ogólnie rzecz biorąc - dbanie o siebie. "Alternatywny" i "ciałopozytywny" nie znaczy zaniedbany, warto o tym pamiętać. Mnie po prostu byłoby wstyd przyjść na sesję z brzydkimi paznokciami, odrostem na głowie, albo po całej nocy imprezowania. Uważam, że to kwestia szacunku do reszty ekipy i odbiorców. W końcu, jako modelka pracujesz ciałem, więc to twój obowiązek, by mieć jego świadomość i dbać o nie.

Fot.: Paulina Szmidtka

Skoro mówimy o wyglądzie, czy ludziom często zdarza się oceniać cię przez pryzmat tego jak wyglądasz i w jakim klimacie tworzysz swój content w sieci?

Och, powinnaś raczej zapytać czy zdarza im się tego nie robić. Zdarza się. Ale są to nieliczne przypadki. Większość ludzi siłą rzeczy z góry ocenia mnie przez pryzmat tego, czym się zajmuję. Mimo, że świat się rozwija pewne kwestie pozostają niezmienne. Z drugiej strony, czy ocenie innych po ich wyglądzie jest czymś złym lub dziwnym? Byłabym hipokrytką gdybym powiedziała, że wygląd nie jest ważny. Ukończyłam szkołę charakteryzacji teatralnej i zdaję sobie świetnie sprawę z tego, jaką moc ma nasz wizerunek. Wygląd jest ważny i w pewien sposób świadczy o człowieku, więc moim zdaniem przy zachowaniu odpowiednich granic takie formułowanie opinii jest naturalne i w porządku. Chcąc nie chcąc wszyscy to robimy. Przykładowo - dlaczego decydujemy się, by zacząć rozmowę z kimś obcym? Zazwyczaj ze względu na to jak dana osoba prezentuje się z zewnątrz. Sama wcześniej o tym mówiłam w kwestii dbania o siebie - po takich rzeczach już na pierwszy rzut oka można stwierdzić, z kim mamy do czynienia. Niestety ludzie częściej oceniają wygląd innych przez pryzmat swojego gustu, przez co nie są na tyle obiektywni by docenić, ile wysiłku wkładam w to, by wyglądać tak, jak wyglądam. Zamiast zobaczyć osobę z pasją, która przez lata ciężko pracowała i wciąż inwestuje, by dostarczać innym estetycznych wrażeń wysokiej, jakości, zwracają uwagę, na co innego. Niektórych przeraża mój styl i klimat, w jakim tworzę, więc przypisują mi cechy, które niekoniecznie idą w parze z tym, kim jestem w środku. Na szczęście nie mam z tym problemu, wręcz uważam, że to dobrze! Ci, którzy od razu przypisują mi negatywne cechy pokazują, że tak naprawdę to oni są płytcy. A ja dzięki temu nie muszę tracić czasu na idiotów o wąskich horyzontach, którym brakuje pewności siebie.

Czy kiedykolwiek podczas sesji zdarzyło się, by osoby, z jakimi współpracujesz, składały ci niemoralne propozycje? Jak powinna zareagować modelka na tego typu zachowania?

Tutaj zapewne wszystkich zaskoczę. Nie, nie zdarzyło mi się, chociaż wiem, że jestem wyjątkiem. Kiedyś nawet zapytałam znajomą fotografkę "czy coś ze mną nie tak", ponieważ moje koleżanki modelki skarżą się na takie sytuacje, a ja tego nie doświadczyłam. Odpowiedziała, że fotografowie się mnie boją i żaden nigdy nie zebrał się na odwagę. Cóż, miała sporo racji. Mój charakter jest równie silny, co mój wizerunek. Uważam, że to bardzo ważne w tej branży. Trzeba mieć jaja, a w sytuacjach nieprzyjemnych reagować, koniec i kropka. Należy głośno powiedzieć, że nie życzysz sobie takiego zachowania. Można też zawsze zrobić drugiej stronie wykład odnośnie molestowania i zawodowego profesjonalizmu, a w ostateczności - nagłośnić sprawę, ostrzegając przy tym innych. Wszystko zależy od okoliczności. Jeśli nie chcesz tego zrobić dla siebie, zrób to dla osób, które pojawią się po tobie i będą musiały doświadczać tych samych nieprzyjemności, gdyż nikt wcześniej nie zareagował. W sumie, jak teraz nad tym wszystkim myślę to przypomina mi się jedna sytuacja. Fotograf zaprosił mnie na sesję. Uporczywie namawiał mnie bym się rozebrała, choć nie pozowałam wtedy do aktu i umówiliśmy się na zdjęcia w bieliźnie. To był fotograf aktowy, a ja byłam wtedy świeżo upieczoną osiemnastką. Nie czułam zagrożenia, choć było mi bardzo niekomfortowo, bo w sesji uczestniczyły inne osoby. I wiesz, co? Ten fotograf do dzisiaj ma ból dupy, że pewna nastolatka osiem lat temu nie chciała się przed nim rozebrać! Oczernia mnie, przedstawiając całą sesję inaczej niż miało to miejsce. Ja mu o tym oczywiście powiedziałam, spokojnie tłumacząc swój punkt widzenia oraz odczucia. On jednak olał moje słowa i dalej sobie o mnie gada, co gada. Powiem szczerze - niech gada, szkoda nerwów na dziada, który sam się ośmiesza i którego mogłabym skompromitować jednym wycinkiem rozmowy! Między innymi, dlatego szczegóły sesji lepiej omawiać wcześniej, choćby mailowo, żeby mieć później wszystko na piśmie.

Fot.: Michał Mozolewski

A co z zdjęciami, które fotograf udostępnił lub wykorzystał bez wcześniejszej konsultacji z tobą? Zrealizowałaś setki sesji, czy taka sytuacja kiedykolwiek miała miejsce?

Owszem, wykorzystywanie zdjęć - a nawet filmów - bez pytania lub zgody, to klasyk w tej branży. Zazwyczaj większość nie robi tego złośliwie, a zatem można się z nimi dogadać. Sama często przymykam na to oko, ale bywa i tak, że sprawa kończy się w sądzie. Każda modelka powinna znać swoje prawa, szczególnie w kwestii wykorzystywania jej wizerunku. Udział w sesji nie jest równoznaczny ze zgodą na publikację zdjęć. Poza tym, nawet tę zgodę zawsze można cofnąć, choć w przypadku sesji, za którą dostało się wynagrodzenie, jest to trudne i kosztowne, więc radzę rozsądnie wybierać płatne zlecenia oraz rozsądnie podpisywać umowy. Zawsze! Zarówno te komercyjne, jak i TFP.

Co jest najtrudniejsze w modelingu z twojej perspektywy?

Całokształt (śmiech)! Cóż, bycie modelką jest wymagające zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie. To ciągła praca. Stąd też zdarzały mi się przerwy "z konieczności", gdy przychodziło wypalenie lub gdy po prostu nie dawałam rady psychicznie. Jestem freelancerką, więc sama organizuję swoje sesje zdjęciowe oraz inne projekty. Praktycznie każdego dnia korzystam z social-mediów, jeśli nie po to, by publikować nowe zdjęcia, to po to, by odpisywać na wiadomości. I tak mam ogromne zaległości, przez co zapewne niejedna osoba złości się, że jeszcze jej nie odpisałam. Marzy mi się posiadanie własnego menedżera. Może kiedyś kogoś takiego poznam i będę mogła w końcu odpocząć, chociaż z drugiej strony, muszę każdego dnia dbać o swój wygląd, o swoje zdrowie. Myśli o pracy towarzyszą mi podczas zakupów spożywcze, w drogerii, kiedy idę na trening, czy do kosmetyczki. Jednak, jako osoba samozatrudniona muszę być w tym wszystkim konsekwentna. Prawdę mówiąc to chyba właśnie kwestia zachowania higieny psychicznej jest dla mnie najtrudniejsza, bo to mocno na nią oddziałuje. O ciało dbałabym tak czy siak, lubię to robić, lubię się dobrze czuć we własnej skórze. Gdyby nie modeling, mogłabym wrzucić na luz lub przeciwnie - zacząć eksperymentować. Uwielbiam tworzyć, uwielbiam być w ruchu. Praca nad własnym wizerunkiem jest czymś, na co świadomie się zdecydowałam, bo sprawia mi frajdę. Bycie osobą publiczną, to efekt uboczny mojej profesji, obowiązek idący z nią w parze. Reasumując, kiedy do tego wszystkiego dołożysz jeszcze bycie swoim własnym menadżerem, bywa ciężko. Wolałabym skupić się wyłącznie na artystycznej stronie mojej pracy robiąc to, w czym jestem dobra - czyli charakteryzować i grać przed obiektywem.

Fot.: Ksenia Shaushyshvili

Na sam koniec chciałabym zapytać cię… co dalej? Kariera modelki nie trwa wiecznie. Czy myślałaś o tym, czym będziesz się zajmować, kiedy zdecydujesz się przejść na zasłużoną emeryturę?

Jak mówiłam wcześniej, to ani nie te czasy, ani nie ta nisza, żebym musiała się tym przejmować. Zapotrzebowanie na modeli i modelki w starszym wieku jest całkiem spore, a takich osób jest niewiele. Wiem, że gdybym chciała to wystarczyłby dobry pomysł na siebie, mogłabym działać w tej branży aż do "emerytury". Jednak przyznam szczerze - liczę, że do tego czasu dorobię się pieniędzy, które będę mogła zainwestować, znajdę sobie długowłosego, uległego, bogatego i dobrze gotującego męża z Kanady, zamieszkamy razem w dworku z widokiem na morze! Naszym ogrodem będzie las, a na nim cmentarz, który będą zamieszkiwać cmentarne koty, nietoperze i inne zwierzęta. Na piętrze naszego domu byłaby przestrzeń do tworzenia, studio fotograficzne, może wciąż będę fotografować? Albo zacznę pozować do reklam kremów przeciw zmarszczkowych dla gotów, żeby sobie dorobić! Pracownia malarska - czemu nie? Pokój do charakteryzacji i, sam Szatan wie, co jeszcze, oczywiście poza przytulną sypialnią i garderobą. Parter zajmowałby klub go-go, sala koncertowa i restauracja, a w piwnicy mieściłoby się nasze prywatne studio BDSM i może coffee shop. Tę część nazwałabym "Baty&Baty". Urządzałabym tam specjalne pokazy kręcenia blantów i chłosty. W wolnych chwilach pisałabym, uczyłabym się śpiewu, tańca i wszystkich innych rzeczy, których zawsze chciałam się nauczyć, a nie było na to wcześniej czasu, funduszy lub po prostu możliwości. Może nawet jakieś studia zrobię, kto wie? Ale prawdę mówiąc mam nadzieję, że uda mi się to wszystko zrealizować, chociaż w jakimś małym procencie. Póki jeszcze nie muszę reklamować kremów przeciwzmarszczkowych… (śmiech)!

Last Minute Tattoo
Wolne sesje, guest spoty, walk in. Sprawdź i Zarezerwuj termin.

Marta Wierzba

Utrwalam ludzkie historie, zarówno na papierze, jak i w przestrzeni wirtualnej. Współpracuję z "TATTOOFEST MAGAZINE", a w przeszłości prowadziłam program telewizyjny "Polskie Dziary".

Great! You've successfully subscribed.
Great! Next, complete checkout for full access.
Welcome back! You've successfully signed in.
Success! Your account is fully activated, you now have access to all content.