Nagrodzone tatuaże Wrocław Tattoo Show 2020
Ponad 80 zgłoszonych tatuaży w 8 kategoriach. Poziom prac konkursowych miał naprawdę szeroki rozstrzał. Pojawiły się tatuaże świetnie zrealizowane, z techniką na odpowiednim poziomie i ciekawymi rozwiązaniami. Z drugiej strony - nie ma, co ukrywać - były również prace zupełnie niespełniające podstawowych kryteriów. Podsumowanie konkursu w rozmowie z Tomkiem Kołuckim z INK-Ognito Tattoo, członkiem jury Wrocław Tattoo Show.
Jak oceniasz poziom konkursowych prac oraz całego Wrocław Tattoo Show?
Poziom prac konkursowych miał naprawdę szeroki rozstrzał. Pojawiły się tatuaże świetnie zrealizowane, z techniką na odpowiednim poziomie i ciekawymi rozwiązaniami. Z drugiej strony - nie ma, co ukrywać - były również prace zupełnie niespełniające podstawowych kryteriów. Z tego też powodu razem z Anią Pająk i Tomkiem Bujaczem postanowiliśmy „przyciąć” pulę nagród w niektórych kategoriach. Jeśli chodzi znowu o całość imprezy - było super. Organizacyjnie wszystko grało, żadnych nieporozumień, naprawdę kawał dobrej roboty. Chętnie wybiorę się ponownie za rok.
Najwięcej nagród, bo po cztery zgarnęli Smyku i Jack Galan. Byli w swojej własnej kosmicznej lidze…
Smyku był mocnym pewniakiem od początku razem z Galanem. Dlatego cieszyłem się ze udało się przyznać kilka nagród poza nimi dwoma, bo były prace, które miały potencjał i zapowiadają fajne rzeczy.
Jack Galan aż tak bardzo Was oczarował? Jego prace były najlepsze w kategorii „duży czarno-szary”, „realistyczny”, „II dzień konwentu” oraz dostał specjalne wyróżnienie od Love Ink.
Jack Galan pokazał po prostu mnóstwo świetnych tatuaży (śmiech). Mi osobiście zaimponował fakt, że w zasadzie w każdej kategorii wygrał tatuażem w innym klimacie. Mogliśmy podziwiać m.in. klasyczny rękaw z motywem damskich twarzy i gładkim cieniami. W innej kategorii wygrał realistyczną czaszką i płonącym kościołem z lekki graficzną formą i nieoczywistą paletą barw. Znowu Best of Sunday zdeklasował mocno odjechaną dwudniowa realizacją. Był to szalony mix Sithów i czaszki, w dużej skali. Taka wszechstronność robi wrażenie.
Na co zwracasz uwagę, jako juror?
Biorę pod uwagę technikę i jakość wykonania, dopasowanie do anatomii, kompozycję, sam pomysł. Dużo określają też kategorie konkursowe – np. w tatuażu autorskim oczekuję więcej ciekawych, nieszablonowych rozwiązań niż dajmy na to tatuażu realistycznym. Co oczywiście nie znaczy ze takowe nie mogłoby się pojawić.
Co jest fajniejsze brać udział w konkursie czy oceniać innych?
Oglądanie i ocenianie prac to zdecydowanie bardzo przyjemne zajęcie (śmiech). Tatuowanie i branie udziału w konkursie jest znowu bardziej satysfakcjonujące.
Plan był jeden - by zrobić prace dwudniową i zaprezentować ją II dnia konwencji, jako najlepszy tattoo. Przy okazji zaprezentowałyśmy rękaw czarno-biały mojej ukochanej. Pierwszy raz na scenie pokazany w światłe reflektorów i poddany opinii jury. Nie muszę chyba tłumaczyć, jaka radość była, gdy okazało się ze przyznano 1 miejsce za najlepszy czarno-biały tattoo. Miałem ogromna przyjemność spotkać też znajomego, któremu niedawno robiłem spory tattoo na udzie. Warto wspomnieć, iż ten model jest już cały „zamalowany”. Mi przypadło zamknięcie ostatniej dużej powierzchni. Fajnie było się spotkać i przy okazji zaprezentować swój warsztat. Ze Smykiem mieliśmy zabawną sytuacje. Mieliśmy boxy na przeciwko i oboje zdobyliśmy po 4 nagrody, więc co chwile się coś działo. Jak nie Smyku to ja i tak na przemian. Karetę zamknąłem ostatnią nagrodą przyznana przez Love Ink za najlepszy tattoo konwencji. Mega pozytywnie - mówi Jack Galan.
Za każdym razem, kiedy jury docenia Twoją ciężką pracę jest to miłe doświadczenie. Miałem do pokazania m.in. świeżo skończone plecy w moim horrorze-fantasy jak i pięcioletnią prace w stylu realistycznym, której nie miałem okazji pokazać przez ostatnie lata. Te 4 trofea będą przypominały mi, że zawsze ciężka praca popłaca jak również o tym, że pomimo wszechobecnej paniki można zorganizować tak fajny event i miło spędzić czas – dodaje Smyku z Dead Body Tattoo.
Chyba każdy tatuator czekał, bądź wciąż czeka, na swoją pierwszą nagrodę jak na Świętego Graala. Ja dostąpiłem tego zaszczytu w miniony weekend podczas imprezy Wrocław Tattoo Show i nie ukrywam, że jaram się tym faktem. Może Smyku i Galan dadzą znać, czy podobne odczucia towarzyszą przy odbieraniu kolejnych nagród, których liczba łącznie idzie w dziesiątki. Gratulacje chłopaki! Mam poczucie, że jest to kwintesencja naszej pracy. Dla tego jednego momentu poświęcamy się w stu procentach w naszej pasji. Poczucie doceniania przez doświadczone Jury oraz wyróżnienie na tle innych artystów, niesamowicie motywuje i daje power do kolejnych projektów, pomysłów i wizji! Miewałem na swojej drodze chwile zwątpienie... ale taki moment w karierze zdecydowanie je rozwiewa. Bardzo cieszy fakt, że uzyskałem wyróżnienie w dziedzinie tatuażu kolorowego, który jest moim docelowym tematem. Dla dość młodego tatuatora rywalizacja z wyżej wymienionymi artystami sławy światowej to bardziej zaszczyt niż konkurencja, ale w niczym nie odebrało nam to fun’u jaki czerpaliśmy z "wspólnej" pracy. Doświadczeni koledzy służyli pomocą, radami, wsparciem - bardzo szanuję taką postawę. Staram się również uczestniczyć w ich seminariach i polecam to wszystkim, którzy prędzej czy później chcą zdobywać nagrody na tego typu imprezach. Inspiruje się nie tylko ich sztuką i warsztatem, ale również podejściem do młodszych artystów. Są spoko gośćmi z krwi, tuszu, kości i alkoholu – podsumowuje Michał Motyka z Dziarszat.