Niebanalny niebinarny, czyli żywot Briana H.
Brian, jaki jest, każdy widzi. Nie sposób go z resztą nie zauważyć. W parze z wyglądem, idzie równie kolorowa osobowość. Razem, tworzą całość zbyt ekscentryczną, by nosiła imię Grzegorz. Stąd pseudonim, inspirowany prawdziwym imieniem Marilyna Mansona, oraz nazwiskiem czarodziejek z popularnego serialu. Ja, dodałabym tu jeszcze Edwarda Nożycorękiego, bo na co dzień Brian tnie włosy z podobną finezją, w jednym z najlepszych salonów w Krakowie. A, kiedy nie upiększa innych, upiększa siebie. Zawsze znajdzie czas na nowy kolczyk, czy tatuaż.
Obowiązkowo musi też mieć zrobione paznokcie, rzęsy, i warkoczyki. O ciuchach nawet nie wspomnę. Jego mieszkanie przypomina sklep. Posegregowane ubrania, wiszą na stojakach, bo w szafie się już nie mieszczą. Królestwem dodatków, jest kuchnia. Nad blatem, niczym zioła, porozwieszane są naszyjniki, kolczyki, bransoletki. Jak na osobę, nieidentyfikującą się z żadną płcią, w modzie Brian zdecydowanie uwielbia kobiecy blichtr. Skąd to wszystko wiem? Bo, znamy się dobrze. Za dobrze, by w jednym wywiadzie zawrzeć wszystko, o co chciałabym go zapytać. Dlatego, dziś przedstawiam Wam tylko jeden kolor tęczy, z jakiej jest zrobiony Brian Halliwell, resztę pozostawiając nieodkrytą. Póki, co…
To, kiedy robisz kolejny tatuaż?
Za miesiąc.
Co to będzie?
Cipka w rajstopach, z butami na piętnasto centymetrowym obcasie, która zalotnie pali fajeczkę, w sukience (bardzo ładnej). Po drugie – plemniki. Po trzecie – płód dziecka, i płód ufoludka.
Ktoś, kto cię nie zna, pewnie łapie się teraz za głowę. Ja natomiast mogę powiedzieć – typowy Brian. Im gorzej tym lepiej. W końcu, masz już na ciele penisy, kondomy, kupę z muchami… Nic, więc już chyba mnie nie zaskoczy. Dlaczego wybierasz taką właśnie tematykę? Bo, raczej nie po to, żeby szokować. Jako osoba na pograniczu płci, jesteś już przecież wystarczającą zagwozdką, dla większej części społeczeństwa.
Przede wszystkim, dlatego że lubię rzeczy nieoczywiste. Poza tym, to jest śmieszne! Nie interesuje mnie też opinia innych ludzi na ten temat. Mi się to podoba. I, pasuje do takiej mojej popierdolonej natury. Po prostu.
A, pamiętasz jeszcze, od czego się zaczęło? Który z nich był pierwszy?
Taaak, pamiętam! Już jest zakryty, bo oczywiście popełniłem błąd (śmiech). To była żarówka, z takimi czerwonymi rozbłyskami.
Nie najgorzej. Czemu ją zakryłeś?
Bo, nie pasowała do konceptu całościowego, który stworzył mi się dopiero, gdy już ją miałem. Zawsze mówię, że tatuaże powinny być dobrze przemyślane, bo potem są właśnie błędy i kończy się na przykrywaniu lub usuwaniu. Oczywiście, wtedy nie byłem taki mądry, i zdarzyło się ten błąd popełnić.
Co niektórzy mogliby powiedzieć, że to właśnie kupa, czy cipka na szpilkach, są wynikiem nieprzemyślanych decyzji i nadają się do zakrycia. Ty, jednak konsekwentnie trzymasz się raz obranej koncepcji. Ale, czy zastanawiałeś się, jak długo będzie ci się to faktycznie podobać i śmieszyć? Na ile, twoje tatuażowe decyzje, są rzeczywiście dobrze przemyślane i zaplanowane?
Pierwszy tatuaż zrobiłem w wieku 26 lat, a koncepcja, którą obecnie realizuję, zrodziła się rok później. Wtedy to, zachciałem mieć na swoim ciele peniski, cipeczki itp. Od pomysłu, do jego realizacji minęło pół roku, czyli trochę się jednak zastanawiałem, i na pewno nie była to spontaniczna decyzja. Jeśli chodzi o tatuaże, to mam wszystko przemyślane, i jestem w jakiś sposób pogodzony z tym. Nie chciałbym, zmienić ani zakryć, żadnej ze swoich dziar. Wszystkie mi się podobają, i uważam, że podobać się będą, aż do końca życia.
Równie konsekwentny jesteś w przekłuwaniu swojego ciała. Kolczyków masz, co prawda mniej niż tatuaży, ale i tak jest ich spoooro. Tutaj też pamiętasz ten pierwszy?
Tak. Zrobiłem go w szkole kosmetycznej (śmiech). Pistoletem! Dopiero po przeprowadzce do Krakowa, zacząłem robić to profesjonalnie, w Kulcie u Klaudii, z którą teraz pracuję.
Zgaduję, że jako pierwsze, przekłułeś ucho?
Standardowo. Kolejne kolczyki też były w uchu. Najpierw jednym, potem drugim. Następnie nos, usta, brwi. Potem zacząłem robić mikrodermale, a moim najnowszym nabytkiem jest rhino. W odróżnieniu od tatuaży, kolczyki robię spontanicznie, i nie mam na nie jakiejś większej wizji.
Czujesz, że masz już dość, czy planujesz kolejne?
Jeszcze dwa mikrodermale. Na razie tyle.
No i po co ci to?! Przecież one ciągle ci wypadają, a ty ciągle dokładasz kolejne (śmiech). Nie znudziło ci się jeszcze?
Nie, akurat w tym względzie jestem cierpliwy.
Co ci się w nich podoba, że tak bardzo o nie walczysz?
Wygląd! To, że fajnie pasują mi do całej stylistyki. No i estetyka. Po prostu mi się podobają. Dlatego, walczę o każdego!
Myślałeś już, co będzie, jak skończy ci się miejsce, na tatuaże i kolczyki? Co będzie następne? Scaryfikacje, implanty?
Skaryfikacje na pewno nie. Jak już skończę to, co planuję z tatuażami, to osiągnę swój docelowy wygląd. Ja nie lubię pokonywać drogi, prowadzącej do celu. Lubię mieć od razu osiągnięty cel. Więc, jak już zakończę cały proces tatuowania, to może wtedy polubię podróżowanie (śmiech). Ale, teraz najważniejsze jest dla mnie, mieć takie ciało, jakie bym chciał, czyli wytatuowane w 90%. Wtedy będę spełniony. No dobra, może jeszcze trzy rzeczy. Elfie uszy, usunięcie sutków i pępka, oraz wampirze zęby. Przede wszystkim sutki i pępek, bo przy wytatuowanej klatce, wyglądają dla mnie nieestetycznie. Pępek jeszcze można przerobić, np. na odbyt, ale z sutkami jest gorzej (śmiech).
Bardzo niedobrze, że nie lubisz drogi, bo czeka cię jeszcze długa, skoro chcesz pokryć tatuażem aż 90% powierzchni swojego ciała. To naprawdę dużo, a żeby się udało będziesz chyba musiał wytatuować twarz. Jesteś na to gotów?
Oczywiście! W dodatku, zamierzam to zrobić jeszcze w tym roku. To mają być wampirze usta. Czerwono-różowe, albo czarne. Chciałbym też wiśnie, w kształcie trupich czaszek. A po drugiej stronie, albo psychodelicznego grzyba, albo kosę, albo rękę złamaną. Tutaj koncepcja się dopiero tworzy.
Wszystkie te dziarki zamierzasz zrobić u jednego artysty? Bo, chociaż masz na sobie prace różnych artystów, od dłuższego już czasu współpracujesz tylko z Crazy Lessi.
Na razie, trzymam się jego, bo wymiata we wszystkim, co robi i ma fajne pomysły, ale to na pewno będzie się zmieniało. Nie zamierzam ograniczać się tylko do jednego tatuatora, bo chcę połączyć style. Ogólną koncepcję mam stałą i spójną, ale dotyczy ona tematyki, czyli Halloween z popierdolonymi elementami, jak kutasy, cipy, i inne takie. Plus, do tego dojdzie jeszcze Harry Potter (śmiech). Natomiast stylistyka ma być różna. Trochę tradycyjna, trochę komiksowa, trochę kawaii… Cały czas szukam artystów, u których chciałbym się jeszcze wydziarać. Na tej liście na pewno jest Coco Sparkle.
No, właśnie. Warto zauważyć, że chociaż twoje tatuaże są totalnie odjechane, dla niektórych może nawet szokujące, to jednak wszystkie są zrobione bardzo dobrze technicznie. Nie robisz ich, u Janusza w piwnicy za flaszkę, tylko u prawdziwych artystów.
Z tymi tatuażami, jak ja to nazywam – popierdolonymi, jest tak, że one muszą być przemyślane, żeby to jakoś ładnie wyglądało. Ja bardzo długo szukałem inspiracji, i artysty, który będzie potrafił narysować penisa, czy cipkę, tak żeby to było po prostu ładne, a nie brzydkie jak noc listopadowa. Zawsze kieruję się przy tym własnym gustem, bo nie robię tatuaży żeby szokować, i to mnie mają się one podobać, a nie innym ludziom. Niestety przyszło mi żyć w Polsce, gdzie mój wygląd odbiega od wszelkich przyjętych norm, to chcąc nie chcąc będę szokował. Nie jest to jednak zamierzone działanie, lecz skutek uboczny, mojego wyrażania siebie.
Trudno się nie zgodzić. Zwracasz na siebie uwagę, nie tylko tatuażem czy piercingiem. Spojrzenia przykuwasz też długimi, kolorowymi warkoczykami, pomalowanymi paznokciami, oraz barwnym, błyszczącym, i nie ukrywajmy – kobiecym stylem. Przeszedłeś prawdziwą transformację, ale wszystko zaczęło się dopiero po przeprowadzce do Krakowa, prawda?
Jak miałem 18-20 lat, to uważałem, że jestem jeszcze za głupi na tatuaż. Nie miałem też pieniędzy. Wiedziałem, że będę chciał zmieniać swój wygląd, ale musiałem się do tego przygotować. Chociażby wybierając zawód, pozwalający na swobodę w wyrażaniu siebie. Stąd fryzjerstwo. Dopiero mając fach w ręku, i pierwszą pracę, byłem gotów na zmiany. Wyjechałem, więc do Krakowa i rozpocząłem cały proces. Niestety osiedlowy salon, w którym wtedy pracowałem, średnio na to patrzył. Dlatego, przeszedłem do Viru czesze HERY, gdzie mogłem się w pełni rozwinąć. Nie nastąpiło to oczywiście od razu, bo do każdej kolejnej rzeczy, musiałem się najpierw mentalnie przygotować.
A, gdybyś nie wyjechał? Gdybyś został w swoim rodzinnym domu, to też pozwoliłbyś sobie na taką metamorfozę?
Nie, nie, nie. Tam nie. Tam bym się po prostu bał, a po drugie nie miałbym pieniędzy na to. Dodatkowo, mieszkałem w konserwatywnym domu. I tak już, jak na tamte małomiasteczkowe standardy ubierałem się inaczej, więc wzbudzałem pewne kontrowersje.
Jak już wyjechałeś, to nie było cię w domu przez parę lat. Dopiero w tym roku, odwiedziłeś na kilka dni rodzinne strony. Można powiedzieć, że wyjechał Grzegorz, a przyjechał Brian. Jakie były reakcje domowników, i mieszkańców miasteczka?
O dziwo, było nawet w miarę w porządku. Pytali o hybrydy na paznokciach. Co, to w ogóle jest. Popatrzyli na tatuaże, kolorowe ubrania, i tyle.
No, ale powiedziałeś przed chwilką, że tam byś się bał wyglądać, tak jak wyglądasz. Czy w Polsce, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, bycie innym jest niebezpieczne? Myślisz, że poza tym, że ktoś ci może coś niemiłego powiedzieć, ten hejt może przybrać aż tak skrajną postać, by trzeba się bać?
Powiem szczerze, że tak. Jeśli chodzi o Polskę, to tak. Z atakami słownymi, spotykam się prawie codziennie, a raz na jakiś czas, z takimi trochę mocniejszymi. Na szczęście nigdy mnie nie pobito, ale byłem w różnych sytuacjach. I nie jest to kwestia miasta. Oczywiście, w tych mniejszych jest gorzej, ale duże też wcale nie są aż tak przyjazne dla osób, które wyglądają inaczej.
W Krakowie, też musisz się z tym mierzyć? Jakby nie było, jest to miasto artystyczne, wydawałoby się otwarte na inność. Do tego pełne turystów ze wszystkich zakątków świata. Mieszają się tu różne kultury, i subkultury, a wyrażanie siebie jest cechą wręcz pożądaną. Teoretycznie powinno cię tu spotykać więcej komplementów niż obelg.
Jest pół na pół. Zaczepiają mnie osoby, ze wszystkich grup wiekowych. Od nastolatków, po osoby starsze. W śród każdej z nich, równie często znajdzie się ktoś, kto chce mnie obrazić, jak i ktoś, kto ma dla mnie dobre słowo. Ci pierwsi, ograniczają się zazwyczaj do rzucenia hasłem „pedał”, którego używają do określania wszystkiego, co jest inne. Czasami zdarzy się usłyszeć „co za pojeb”, „gender”, albo „trans”. Wtedy dziękuję nawet za komplementy, bo wreszcie trafiają w to, co jest.
Czyli, co w końcu jest? Bo określasz się, jako aseksualna, osoba niebinarna, a dziękujesz za określenie „pedał”, czy „trans”?
Nie, pedał nie. Bardziej trafia ten, kto określa mnie, jako gender, albo transpłciowy. „Pedał” nie znaczy nic. To jest bardziej punkt zapalny. Słówko, którego ludzie używają na określenie wszystkiego, co inne.
Niedawno nawet się wspólnie zastanawialiśmy, dlaczego niektórzy mają potrzebę, by to słówko rzucić w czyjąś stronę.
Zawsze było tak, że jak ktoś odstawał od normy, to był szykanowany. W takim żyjemy społeczeństwie. Punki, Goci, Emo… Teraz granice się zatarły i nie ma już takich wyraźnych subkultur. Został jednak podział na płeć, a ja przekraczam tą granicę. Wychodzę poza normy obranego konstruktu, jaki powinna spełniać osoba z penisem. Ludzie uważają, że mają prawo mówić innym jak powinni wyglądać, czy się zachowywać. Taką mamy mentalność. Stworzyliśmy społeczno-kulturowe wymagania, których ja na przykład, nie spełniam. A, jak ktoś, czegoś nie spełnia, to trzeba go jakoś zmusić, żeby wrócił na „właściwe” tory. Zauważyłem też, że ja sam, lubię narzucać innym swoje zdanie, bo kiedy ktoś, myśli lub robi coś inaczej niż ja, to czuję się niepewnie i nie wiem jak się zachować. Możliwe, że inni mają podobnie, a rzucenie jakiegoś głupiego słówka, jest ich sposobem na poradzenie sobie z niekomfortową sytuacją, w jakiej się znaleźli.
Co bardziej wzbudza ten dyskomfort? Modyfikacje, czy jednak ubrania odbiegające od tych, społecznie przypisanych do danej płci. Przeciętny Kowalski, faktycznie może mieć spory problem kognitywny, patrząc na ciebie. Dla niego, już facet w kobiecych ubraniach stanowi wyzwanie, a co dopiero jak biedny nie wie nawet, czy widzi mężczyznę czy kobietę. Gdybyś miał tyle samo tatuaży i kolczyków, co teraz, ale ubierał się w bluzę z kapturem, jeansy i adidasy, byłoby to dla ludzi łatwiej przyswajalne?
Podejrzewam, że gdybym wyglądał bardziej stereotypowo męsko, to byłoby łatwiej. Zawsze denerwowało mnie, że muszę dopasowywać swój wygląd pod penisa, tak jakby to on mną rządził. Ludzie sobie ustalili, jak ktoś powinien wyglądać i się zachowywać, w zależności od tego, czy ma penisa czy pochwę. Ekspresja płciowa powinna być dopasowana. Frustrowało mnie, że to, co mam między nogami, narzuca mi, co mogę robić, po której stronie spodni powinienem mieć guzik itp. Żeby być łatwiej przyswajalnym dla ludzi, mógłbym też zmienić płeć. Wtedy byłbym jakiś, i mogliby mnie znowu wtłoczyć w konkretne ramy. Problem, jaki mają ze mną, jako osobą niebinarną, polega na tym, że jestem na pograniczu, więc nie wiedzą, co ze mną zrobić. Czy oczekiwać ode mnie, żebym zachowywał się jak mężczyzna, czy jak kobieta. Jeśli dodać do tego aromantyczność, i aseksualność, to już całkiem nie wiadomo, o co chodzi. Mówiąc najprościej jak się da, jestem osobą, która nie identyfikuje się z żadną płcią. Nie czuję też pociągu seksualnego, ani romantycznego, do żadnej płci. Dla niektórych, jest to sporo, do przełknięcia, i faktycznie tatuaże mogą wtedy schodzić na drugi plan.
O ile, nie rozumiem hejtu, to rozumiem, że niektórzy mogą czuć się trochę zagubieni. Tym bardziej, że o niebinarności prawie się nie mówi. Ty sam, potrzebowałeś kilku lat terapii, by w pełni zrozumieć siebie. I, chociaż mówisz, że to twój brak jasnej przynależności do konkretnej płci zwraca na ciebie największą uwagę, to czy nie jest też tak, że tatuaże mają ją trochę odciągnąć? A, przynajmniej, czy spotkałeś się z taką opinią? Bo, tatuaże często łączone są z problemami emocjonalnymi. Niektórzy uważają, że ich zadaniem jest coś zakryć, lub odwrócić od czegoś uwagę.
To właśnie jest ten problem, że ludzie są niedouczeni, i nawet nie chcą się dowiedzieć jak jest naprawdę. Wolą oceniać po pozorach, czy na podstawie plotek. Dla mnie, to nie jest przykrycie czegokolwiek. Uważam po prostu, że jest to estetyczne. Już w wieku 14, czy 16 lat wiedziałem, że będę chciał się tatuować, bo tak mi się to spodobało. Ciało pokryte tatuażem wygląda lepiej, ładniej. Jedyną rzeczą, nad jaką się zastanawiałem, to jak będę wyglądać na starość. Ale, jak mam niby wyglądać? Wszyscy ludzie, na starość są brzydcy i pomarszczeni. Kolagen ucieka, kwas hialuronowy ucieka, skóra obwisa, i tyle. Nie jest to żaden powód, by się nie dziarać. Tatuaże są dla mnie ozdobą. Tylko i wyłącznie. Nigdy, nie robiłem dziar na pamiątkę śmierci kogoś bliskiego, czy jakiegoś ważnego wydarzenia. Jak już mówiłem, żaden z nich nie ma znaczenia. One mają tylko ładnie wyglądać. To jest ich jedyna funkcja, a nie odwracanie uwagi od moich problemów. Tak samo jak zarzucano mi, że jest to forma samookaleczenia. Osoby, które tak twierdzą, nie mają pojęcia ani o tatuażu, ani o autoagresji, gdzie już sama nazwa wskazuje, że jest to działanie nakierunkowane na samego siebie. Do tego dochodzi cała masa innych czynników związanych z autoagresją, które nijak mają się do tatuażu. Porównywanie tych dwóch rzeczy, jest tak samo głupie, jak twierdzenie, że tatuaże mają ukrywać problemy emocjonalne.
Skoro już rozmawiamy o stereotypach, to wrócę jeszcze na chwilę do kwestii pracy. Młody człowiek, który przychodzi do domu z pierwszym tatuażem, często słyszy „gdzie teraz znajdziesz pracę?”. Ty, wyprzedziłeś to pytanie, i najpierw pomyślałeś o pracy, a dopiero potem o tatuażu. Zaplanowałeś swoją karierę, kierując się tym, jak zamierzasz wyglądać w przyszłości. Dlaczego padło akurat na fryzjerstwo? Salon, w którym pracujesz, jest wyjątkowo otwarty i tolerancyjny, więc możesz sobie pozwolić na wszelkie ekstrawagancje. Jednak w tym osiedlowym salonie, problemem były już nawet kolczyki. Co więc daje prawdziwą swobodę? Sam zawód, czy jednak miejsce zatrudnienia?
U mnie było tak, że nie podszedłem do matury, bo ją po prostu olałem. Miałem potem bardzo duży problem, co dalej. Do dziś pamiętam ataki paniki, gdy musiałem podjąć decyzję. Ostatecznie wybrałem najtańszy kurs, w zawodzie, który według mnie, dawał mi największe szanse na zarobienie dobrych pieniędzy, oraz pozwalał na realizację planów związanych z wyglądem. Tak się szczęśliwie potoczyło, że te założenia zostały zrealizowane. Tym bardziej, że udało mi się wyspecjalizować we fryzjerstwie alternatywnym, więc wszystko idealnie do siebie pasuje. Jest fajnie, ale nie nazwałbym fryzjerstwa pracą marzeń. Nie jest to moja pasja. Są nią ciuchy.
To, dlaczego nie chcesz w to pójść?! Przecież praca związana z modą, byłaby dla ciebie idealna. Nie tylko mógłbyś sobie pozwolić na wszelkie szaleństwa wyglądowe, ale też działałyby one wręcz na twoją korzyść. Już tyle razy cię namawiałam chociażby na prowadzenie modowego Instagrama, a ty wciąż odmawiałeś, i dopiero teraz zaczynasz się łamać. Czego się boisz? Mam wrażenie, jakbyś paradoksalnie, nie chciał być za bardzo na widoku, choć, na co dzień trudno jest cię nie zauważyć.
Z byciem na widoku problemu nie mam. Nie boję się krytyki. Wszystko, co miałem, już pod swoim adresem usłyszałem. Problem polega na tym, że chyba mam za mało pewności siebie w tym akurat aspekcie. Na co dzień niby mi jej nie brakuje, ale jeśli chodzi o socjale, to nie czuję się w nich zbyt pewnie. Wydaje mi się, że takich osób jak ja, jest już w mediach społecznościowych bardzo dużo, i nikt nie będzie chciał mnie oglądać. No, bo co ja mogę zaproponować? Kolejny profil o kolczykach? O tatuażach? Tego jest już przesyt. Nawet o modzie. Ewentualnie mógłbym, trochę poopowiadać o niebinarności, bo takich treści faktycznie brakuje. No, zobczymy. Ostatnio zaczynam się trochę łamać. Założyłem już nawet profil na Instagramie @nonbinary.life, więc może coś z tego będzie.