O tatuażach i podróżach bez cenzury - Piotr "Polo" Przywarski
Wszystko zaczęło się od awarii samochodu w drodze do pracy! No, może niekoniecznie dokładnie w tym momencie Piotr zdecydował, że zostanie YouTuberem, ale to zdarzenie zapoczątkowało jego podróżniczą pasję, którą później zamienił w swój sposób na życie. Dziś, po 5-ciu latach regularnych publikacji materiałów w sieci, trudno byłoby mu zapewne zliczyć ilość przemierzonych kilometrów oraz… liczbę tatuaży, jakich mu w tym czasie przybyło! Czy za każdym ze wzorów kryje się jakaś ekscytująca, warta opisania historia? No i - skoro już o pisaniu mowa - dlaczego "Polo" zdecydował się wydać swoją pierwszą książkę we współpracy z tatuatorką i ilustratorką "Krzywą Kreską"?
Marta Wierzba: Zmęczenie berlińską codziennością było jednym z powodów zmian, jakie postanowiłeś wprowadzić w swoje życie, a awaria auta w drodze do pracy była kroplą, która przelała czarę goryczy! Jak zapamiętałeś tamten moment?
Piotr Przywarski: Od zawsze ciągnęło mnie do podróżowania. Nigdy jednak nie spodziewałem się, że będzie to mój sposób na życie. Chciałem po prostu wyjechać do Azji na trzy miesiące, ponieważ byłem na tym kontynencie wcześniej już trzykrotnie, ale na krótko. Chociaż ówczesna praca nie obciążała mnie zbytnio fizycznie, czułem się w niej niepewnie. Szef mógł powiedzieć nam w zasadzie z dnia na dzień, że przez dwa tygodnie nie ma, co liczyć na jakiekolwiek zlecenia. Poza tym codziennie wstawanie o 4:20, by zdążyć dojechać do centrum Berlina na 7:00 zaczynało mnie powoli nużyć i irytować. Tym bardziej, że w tamtym okresie jeździłem wspólnie z moim kolegą jego samochodem, który pewnego dnia po prostu się zepsuł, kiedy wrzucałem wsteczny na parkingu. Musieliśmy go później odholowywać do Polski. Te wszystkie problemy kumulowały się przez dłuższy czas, więc naprawdę byłem o krok od rzucenia tego wszystkiego. Doskonale pamiętam dzień, o jaki pytasz. To był przełom lutego i marca 2018 roku. Sroga zima. Czułem się potwornie sfrustrowany swoją życiową sytuacją. Zdecydowałem, że dłużej już tak nie mogę i postanowiłem zrealizować swój plan.
Dlaczego postanowiłeś od razu wypuścić się poza Europę? Czy od zawsze fascynowała cię egzotyczna, azjatycka kultura?
Tak jak wspominałem, miałem już trochę doświadczenia w podróżowaniu. Kawał Europy zjeździłem autostopem. Odwiedziłem Hiszpanię, przemierzyłem całe Bałkany, naturalnie sporo czasu spędziłem w Niemczech. Azja wydawała mi się od zawsze taką "bezpieczną przystanią", ciekawą nie tylko pod względem kulturowym, ale i przystępną finansowo. Ameryka Południowa jeszcze wtedy pozostawała poza moim zasięgiem, z kolei Stany były za drogie, o Afryce nawet nie wspominając. Po trzech turystycznych wypadach do Tajlandii, rejonów Malezji i Singapuru oraz na Filipiny, wiedziałem jak odpowiednio przygotować się na tak długi pobyt. Nie musiałem się niczym martwić, a właśnie na tym najbardziej mi zależało. Chciałem wrzucić na luz, odpocząć psychicznie.
Nie od razu zacząłeś dokumentować wszystkie swoje podróże. Jakie uczucia towarzyszyły ci podczas publikacji materiału z Budapesztu na YouTubie? A może to wcale nie był pierwszy film, jaki zmontowałeś?
Podczas mojego pobytu w Tajlandii dzieliłem się swoimi wrażeniami z podróży z moim skromnym gronem obserwatorów na Snapchacie. Nagrywałem jak leci! Wszystko, co wydawało mi się interesujące, inne. A jak zapewne nietrudno zgadnąć ze względu na odmienną, azjatycką kulturę było tego całkiem sporo. Ludzie zaczęli coraz częściej pisać:
Fajnie gadasz, może założyłbyś kanał na YouTubie?
Ta myśl bardzo mi się spodobała, zwłaszcza, że już wtedy aktywnie działałem w blogosferze. W 2017 roku pojechałem pierwszy raz do Budapesztu i nagrałem premierowy odcinek "Bucket List Vlog".
Stresowałeś się? Przygotowywałeś sobie scenariusze do odcinków czy podchodziłeś do nagrywania "na spontanie"?
Pamiętam, jak wynotowywałem sobie w autobusie warte odwiedzenia miejsca, rozpisywałem kwestie, które chciałbym powiedzieć, wraz ze wskazówkami dotyczącymi pracy z kamerą. Straszny stres (śmiech)! Z wypadem do Budapesztu wiąże się również ciekawa anegdotka. Jako, że moje filmy miały inną formułę niż teraz, były po prostu reżyserowane, w tej chwili stawiam na formułę daily vlogową. Przygotowałem sobie zapowiedź, którą chciałem rozpocząć film, a brzmiała ona mniej więcej tak:
Siemanko, witam serdecznie, z tej strony Piotr "Polo" Przywarski, to jest pierwszy odcinek "Bucket List Vlog". Znajdujemy się na Węgrzech, a dokładnie w Budapeszcie. Za mną znajduje się najpopularniejszy budynek w tym mieście, czyli Parlament…
Powtarzałem tę scenę chyba z pięć czy nawet szejsć razy. Kiedy w końcu udało mi się nagrać materiał, wróciłem do swojego hostelu i podczas montażu zorientowałem się, że ten budynek wcale nie był siedzibą Parlamentu! Musiałem robić wszystko od nowa. Ponadto - nie miałem wtedy doświadczenia w obsłudze programów do montażu wideo, więc przygotowanie filmiku trwało kilkukrotnie dłużej niż obecnie. W tej chwili wstaję rano i nagrywam to, co dzieje się danego dnia. Zmiana formuły wyszła mi na dobre, wolę publikować luźne daily vlogi. Nie jadę po to, żeby zwiedzić jak najwięcej. To jest po prostu podróżniczy lifestyle.
Podejrzewam, że łatwiej będzie ci zliczyć ilość odwiedzonych krajów aniżeli kilometrów, jakie w trakcie tych podróży przemierzyłeś. A może się mylę? Jesteś w stanie oszacować ten dystans?
Chciałbym raz jeszcze podkreślić, że nigdy nie skupiałem się na liczbach. Ilość przemierzonych kilometrów czy odwiedzonych państw według mnie nie określa wartości oraz doświadczenia podróżnika. Niektóre wyprawy mogą być krótkie i intensywne, inne długie i nieco bardziej spokojne, ale to naprawdę nieistotne. Liczy się to, co wyciągam z tych podróży. Doświadczenia, przeżycia, emocje napędzają mnie do działania. Myślę, że gdybym chciał, w tym samym czasie zamiast 90 krajów odwiedziłbym wszystkie - co notabene jest moim celem na przyszłość! Jeśli chodzi o ilość przemierzonych kilometrów, tak się składa, że w tym roku zrobiłem sobie małe podsumowanie. Spędziłem 15-ście godzin w jakimś samolocie czy autobusie, więc miałem sporo czasu do zagospodarowania! O ile się nie mylę, w samej Afryce jadąc od Kapsztadu do Kenii zrobiłem mniej więcej 10 do 15-stu tysięcy kilometrów, głównie autobusami. W Ameryce Południowej byłem ze trzy razy i tutaj ta liczba będzie podobna. Azji nie jestem w stanie policzyć z wiadomych względów, chociaż na samym tylko Borneo przejechałem jakieś trzy tysiące kilometrów "łapiąc stopa". Mieszkańcy tej wyspy są niezwykle życzliwi i chcieli mnie ze sobą zabrać nawet wtedy, kiedy praktycznie nie mieli już wolnego miejsca. Z kolei w Europie autostopem przejechałem jakieś 15 tysięcy kilometrów, jednak nie jestem zapalonym autostopowiczem. Zazwyczaj staram się korzystać z komunikacji dostępnej lokalnie w danym regionie, o ile jest to opłacalne zarówno pod względem finansowym, jak i czasowym.
Armenia, Brazylia, Panama, Wietnam, Birma, w ilu krajach przyszło ci się tatuować podczas twoich podróży?
Muszę zerknąć na swoją nogę, bo nie pamiętam (śmiech)! Łącznie z Polską będzie około 10-ciu tatuaży. Mam zasadę, której staram się trzymać; z każdego kraju mogę przywieźć ze sobą tylko jeden tatuaż!
Czyli jednak podchodzisz z pewnym sentymentem do swoich tatuaży?
Zdecydowanie tak. Każdy z nich jest swoistym zwieńczeniem przygody w danym miejscu. Te tatuaże to zapis wspomnień z moich podróży. Nie kolekcjonuję zbyt wielu przedmiotów. Ze swoich wypraw przywożę jedynie banknoty, dokumentuję je poprzez filmiki no i zbieram dziary! Kiedy czuję więź z danym miejscem, jest ono bliskie memu sercu, wówczas szukam najlepszego studia, by utrwalić swój pomysł na skórze.
Czym kierujesz się przy wyborze tatuatora podczas swoich podróży?
Szukam miejsc renomowanych. Wybieram najdroższe studia w danym regionie, ponieważ zazwyczaj wiąże się to z wysokim poziomem prac danych artystów oraz bezpieczeństwem i sterylnością miejsca ich pracy. Przy selekcji kieruję się także moim pomysłem. Finalnie udaję się do tego salonu, który będzie w stanie najlepiej zrealizować mój pomysł. Styl fachowca po prostu musi mi odpowiadać. Pragnę też zaznaczyć, że stawiam na autorskie pomysły. Rok temu, podczas jednej z wizyt w RPA, po raz pierwszy widziałem pingwiny. Zawsze chciałem je zobaczyć! Wywarło to na mnie ogromne wrażenie, więc gdy wybrałem odpowiednie studio tatuażu, poprosiłem artystę by mi go wytatuował. Wcześniej, zanim przekroczyłem granicę RPA, sporo jeździłem po Lesotho, sąsiednim kraju również zlokalizowanym a Afryce Południowej. Mieszkańcy tego małego, górzystego państewka noszą charakterystyczne nakrycia głowy, kominiarki - balaklawy. Powiedziałem, więc swojemu tatuatorowi:
Ej, tatuowałeś kiedyś pingwina w balaklawie? Bo chciałbym taką dziarę.
On lekko się zdziwił, ale przygotował naprawdę zarąbisty projekt! Zawsze wychodzę ze swoją inicjatywą, co często prowadzi do ciekawych i śmiesznych sytuacji.
Abstrahując nieco od podróży muszę dla ścisłości zapytać skąd w ogóle wzięła się twoja tatuażowa zajawka? W jakim wieku i u kogo wykonałeś swoją pierwszą dziarę?
Moja pierwsza dziara była "babolem" zrobionym w wieku jakiś 16-stu lat za namową kolegi. To były takie czasy, kiedy w wyszukiwarce wpisywało się hasło "tatuaż", a w wynikach wyskakiwały czaszki i tribale. Pamiętam, że tego dnia zerwaliśmy się z lekcji. Kolega zrobił mi kolką tribala na łapie (śmiech)! Oczywiście ten tatuaż już dawno został zakryty…
Jak poznałeś "Krzywą Kreskę", tatuatorkę stacjonującą obecnie w warszawskiej pracowni "Sny", autorkę ilustracji do twojej niedawno wydanej książki “Jebnąć to wszystko; o seksie, przemocy i narkotykach w podróży”?
Iga obserwowała mnie na Instagramie, kilka razy coś skomentowała i zalajkowała, więc zaczęliśmy pisać. To były luźne rozmowy. Podczas jednej z nich wspomniałem, że powoli przymierzam się do poszukiwań ilustratorki, bo zamierzam wydać książkę. Wtedy, zupełnie spontanicznie, Krzywa Kreska zaoferowała swoją pomoc. Byłem pozytywnie zaskoczony, bo wcześniej w ogóle się nie znaliśmy, nie planowałem nawet zrobić sobie u niej tatuażu. Rzuciłem okiem na jej prace i stwierdziłem; w zasadzie, czemu nie? Przesłałem jej tekst pierwszych rozdziałów mojej książki, a ona w niedługim czasie odesłała mi swoje propozycje projektów. Jej styl idealnie wpisywał się w klimat książki! Chciałem, żeby publikacja była zbiorem ciekawych opowieści i anegdot, pisanych w sposób nieformalny, niezobowiązujący. Rysunki Igi miały w sobie to coś. Nasza współpraca wywiązała się z przypadku, na pełnym spontanie, ale jestem bardzo zadowolony, że poznałem tę artystkę.
Właśnie, skoro już poruszyliśmy temat książki, jesteś postacią niezwykle barwną, która ma do opowiedzenia wiele ciekawych, niewiarygodnych i pouczających historii. Dlaczego zdecydowałeś się je przelać na papier w dobie digitalizacji treści oraz rosnącej popularności podcastów?
Przekładanie myśli na papier jest dużo trudniejszą formą wyrazu niż ich utrwalenie na wideo - tak przynajmniej odbieram to ze swojej perspektywy. Pisanie książki jest dużo bardziej absorbujące; tutaj wiele rzeczy może pójść nie tak jak wymarzył i zaplanował to sobie autor.
Ile czasu zajęło ci wydanie książki? Od napisania pierwszego rozdziału po sprzedaż za pośrednictwem twojej strony internetowej?
Samo pisanie zajęło mi jakieś trzy tygodnie. To działo się na przełomie lipca i sierpnia zeszłego roku. Pamiętam, że we wrześniu naniosłem jeszcze jakieś drobne poprawki i machina wydawnicza poszła w ruch! W okolicach maja bieżącego roku cały proces dobiegł końca.
Kto jest docelowym odbiorcą? Czy na jej lekturze skorzystają tylko i wyłącznie osoby "zajawione" ekstremalnymi wyprawami, czy może "zwykli" pasjonaci podróży również znajdą w niej coś dla siebie?
Uderzam w bardzo szeroki target, podobnie jak z moimi filmami. Trafiam zarówno do osób młodych, ich rodziców i dziadków. Jak też słusznie zauważyłaś, historie opisane w książce inspirują nie tylko zapalonych podróżników lubiących stawiać sobie wyzwania, ale i osoby, jakie niewiele czasu poświęcają na wyjazdy. Cóż, tej pozycji nie rekomendowałbym jedynie najmłodszym, gdyż mogliby nie zrozumieć treści. Poza tym to książka pisana bez cenzury, na co wskazuje już jej tytuł.
Na zakończenie naszej rozmowy muszę zadać ci dwa pytania. Kiedy kolejna książka i kolejna dziara? Masz już jakieś konkretne plany w którymś z tych tematów?
Co do tatuażu to myślę, że zrobię go wtedy, kiedy znów poczuję silną więź z danym miejscem. Nie spieszy mi się w tej kwestii. Jeśli chodzi o książkę to mam kilka zwariowanych pomysłów, nie tylko tych podróżniczych. Jest, o czym pisać! Żywię szczerą nadzieję, że uda mi się wydać ją jak najszybciej.
W takim razie trzymam kciuki i dziękuję serdecznie za naszą inspirującą rozmowę!
Ja również dziękuję za propozycję wywiadu, to była bardzo miła rozmowa!