„Po oddaniu komórek macierzystych wiedziałem, że muszę zrobić sobie kolejny tatuaż. Bo to dla mnie wielkie przeżycie” – historia Sebastiana, Dawcy szpiku z tatuażem
Sebastian Staszak zarejestrował się w bazie potencjalnych Dawców szpiku w 2014 roku, a w ubiegłym roku oddał komórki macierzyste, żeby pomóc swojemu „bliźniakowi genetycznemu”. To ważne w jego życiu wydarzenie upamiętnił wyjątkowym tatuażem.
6 lat po zarejestrowaniu się w bazie potencjalnych Dawców szpiku dowiedziałeś się, że możesz pomóc choremu. Co czułeś, kiedy otrzymałeś informację z Fundacji DKMS, że jesteś potrzebny?
Sebastian: To był piątek. Wróciłem do domu po oddaniu krwi i uciąłem sobie drzemkę. Krótko po przebudzeniu zadzwonił telefon z powiadomieniem o przychodzącym mailu. Zajrzałem od razu, bo nie dostaję dużo poczty. Było trochę spamu, ale jeden z tytułów mówił: masz wiadomość od Fundacji DKMS. Mimo, że przekaz był jasny - ktoś potrzebuje mojego szpiku - docierało to do mnie powoli. W załączniku była ankieta medyczna. Zaczęliśmy o tym rozmawiać z moją narzeczoną i choć byłem delikatnie zszokowany, towarzyszyło mi dużo emocji, to przede wszystkim martwiłem się, że ktoś jest w tak ciężkim stanie, że potrzebuje mojej pomocy. Wcześniej żyłem nadzieją, że nie będę musiał pomagać. Nie było natomiast żadnych wątpliwości, czy chcę to zrobić.
W 85% przypadków komórki macierzyste oddaje się z krwi obwodowej – tak było też w Twoim przypadku. Jak wyglądały przygotowania do pobrania i samo pobranie?
Zanim mogłem stawić się na pobranie musiałem przejść szereg badań. Wtedy pani doktor powiedziała mi, że przed oddaniem powinienem zjeść banana i wypić sok pomidorowy. Banany lubię, ale soku z pomidorów już nie za bardzo. No, ale robiłem to przez cały tydzień, mimo, że później bezpośrednio przed pobraniem, od lekarza dowiedziałem się, że chodziło tylko o poranek przed pobraniem. Opiłem się tego soku za wszystkie czasy, ale było też dużo śmiechu z mojej pomyłki.
Do Poznania pojechałem z narzeczoną. Pobyt był opłacony przez Fundację. Pamiętam, że ta noc była krótka. Nie mogłem spać, cały czas myślałem o tym, co mnie czeka.
Przez to, że pobranie odbywało się w czasie pandemii, narzeczona nie mogła wejść ze mną do szpitala. Bez niej było mi na początku nieswojo. Brakowało kogoś, komu można opowiedzieć o tym, co się czuje. Ale ze mną jest tak, że szybko nawiązuję nowe znajomości i po chwili już byłem na „Ty” z pielęgniarkami.
Jeszcze przed pobraniem mierzy się ilość komórek macierzystych w krwioobiegu. Moja siostra (nie mówię już nawet „genetyczna” tylko siostra) potrzebowała ich dużo. Pani doktor przyniosła wyniki wyraźnie zaskoczona. Ja oczywiście pomyślałem, że mam za mało komórek, ale okazało się, że wręcz przeciwnie - zawiesiłem maszynę, bo było ich tak dużo. Na oddziale wywołało to spore poruszenie. Wszyscy szykowali się na standardowe pięć godzin pobierania, a przewidywania zmniejszyły się od razu do 4. Skończyło się już po niecałych trzech godzinach. Potem jeszcze tylko miałem poczekać pół godziny aż komórki zostaną zliczone i mogłem iść do domu. Jednak po ponad dwóch godzinach okazało się, że komórek jest dużo za dużo, a że nie można ich zwyczajnie oddzielić, to lekarze musieli się naradzić. Skończyło się na tym, że trzeba było mnie podpiąć jeszcze raz.
I znów wywołałem zamieszanie. Pielęgniarki mówiły, że pierwszy raz się z tym spotkały. Podpięły mnie jeszcze raz na 40 minut, żeby pobrać osocze i rozlać wcześniej zebrane komórki na dwa naczynia. Ja wiedziałem, że coś się jeszcze stanie, bo u mnie zawsze dzieją się nieprzewidziane sytuacje. I nagle zgasło światło. Zabrakło prądu. Wszyscy się śmiali. Na szczęście separatory miały oddzielne zasilanie.
Czy otrzymałeś jakieś informacje dotyczące tego, komu pomogłeś?
Wróciliśmy do hotelu zaraz po pobraniu. Najadłem się i zaczęliśmy planować powrót. Trochę nerwowo spoglądaliśmy przy tym na telefon. W końcu zadzwonił i oboje z narzeczoną do niego skoczyliśmy. Narzeczona ponaglała. Szybko! Odbieraj! - też była podekscytowana. Dowiedzieliśmy się, że komórki zostaną w Polsce. Że trafią do dorosłej osoby i że jest to kobieta. Było pełno łez i mnóstwo emocji.
Jakie to uczucie podarować komuś życie?
Nie mam dzieci, więc podarować komuś drugie życie, to trochę namiastka tego. Teraz mówię o tym spokojnie, ale wtedy brakowało mi słów. Było mnóstwo łez. To jeszcze zupełnie inne uczucie, niż w przypadku oddawania krwi. To świadomość, że się pomaga konkretnej osobie i że prawdopodobnie nikt inny nie mógłby pomóc. I jeszcze myśli, że gdybym tego nie zrobił, to być może ta osoba by nie przeżyła.
Czy Twoje tatuaże mają jakiś związek z zostaniem Dawcą szpiku?
Pierwszy tatuaż zrobiłem sobie w wieku 18 lat – to były imiona rodziców. Po oddaniu komórek macierzystych wiedziałem, że muszę sobie zrobić kolejny, bo to dla mnie tak wielkie przeżycie. Tatuaż przypomina mi o tym. To są puzzle na znak, że się łączymy, że jesteśmy dopasowani oraz mapa Polski i dwie daty, moja oddania komórek macierzystych i Biorczyni - data rozpoczęcia leczenia.
Ten tatuaż jest od wewnętrznej strony bicepsa. Zwykle jest widoczny tylko dla mnie, a nie na pokaz.
To teraz pytanie, które może pomóc innym w podjęciu decyzji o rejestracji w bazie. Co boli bardziej – zrobienie tatuażu czy oddanie komórek macierzystych?
W przypadku tatuażu jest więcej pracy igłą. W przypadku oddania komórek - dwa nakłucia. No w moim przypadku cztery (śmiech). Ale mnie nie bolał ani tatuaż, ani wkłucia przy pobieraniu. Oddając komórki poświęciłem trzy godziny, a tatuaż to były dwie sesje po 6-7 godzin, więc zdecydowanie dłużej. Technicznie rzecz ujmując, tatuaż jest mniej komfortowy.
Co powiedziałbyś osobom, które się wahają i nie są pewne, czy zarejestrować się w bazie Dawców szpiku?
To, co rodzice mi powtarzali: „jeśli nie wystarczy Ci to, że komuś pomożesz, to pomyśl o sobie, że też kiedyś możesz potrzebować takiej pomocy, a karma wraca.” Dobro wraca. Trzeba być dobrym i wykazywać się empatią. Poza tym, to nic nie kosztuje. Ani finansowo, bo Fundacja wszystko zapewnia: przejazdy, badania, nocleg, ani w wymiarze uszczerbku na zdrowiu.
Można natomiast bardzo wiele zyskać. Ja zyskałem siostrę i nowe znajomości oraz doświadczenie. No i wspomnienia na całe życie.