FELIETON: Seminarium tatuażu - czemu warto się szkolić i rozwijać
Witam Was serdecznie!
Nazywam się Jacek Gałan, zwany i znany w branży tatuatorskiej i w social media, jako "Jack Galan". Chciałbym się z Wami podzielić swoimi przemyśleniami na temat różnego rodzaju szkoleń tatuatorskich. Na samym wstępie chciałbym Wam bardzo podziękować za uwagę i mam nadzieję ze dotrwacie do końca tego artykułu... A będzie on poważny, śmieszny, będę obrażał oraz chwalił. Miejmy sami do siebie dystans, by móc go przekazać innym.
Jak każdy widzi branża tatuażu na pograniczu ostatnich 20 lat bardzo nam się dynamicznie rozwinęła. Ja sam związany z nią jestem od 15 lat (jak ten czas leci). Zawodowo jednak, profesjonalną pracą w studiu, mam styczność od 2011 roku. Gdy zaczynałem swoją przygodę z tatuażami nie było czegoś takiego jak seminaria. Nie było filmików na YouTube czy Guest Spotów, na których można byłoby się wiele nauczyć. Wiele osób było zdanych na łaskę własnego nauczyciela lub jak w moim przypadku na własną kreatywność i samodoskonalenie technik tatuowania, o których nie miałem zielonego pojęcia...
Dziś zdaje sobie sprawę, że mogłem wtedy pójść do lokalnego studia, tego z renomą, z dużym banerem, którego nazwę znał każdy w regionie - bo przecież takich miejsc nie było za wiele. Nauczyliby mnie tam sztuki tatuażu, a przy okazji wszystkich złych ówczesnych nawyków pracy. Dziś na pewno bym był dużo bardziej doświadczonym tatuażystą przynajmniej z punktu widzenia stażu. Ja jednak wybrałem inną, dłuższą i zdecydowanie trudniejszą drogę, ale pozwalającą na kreatywne myślenie oraz logistyczne podejście do całego etapu tworzenia. Dzięki temu przetestowałem wszelkie mi dziś znane techniki, które wiele lat później okazały się czynnie używane w branży. Zajęło mi trochę czasu zanim pojąłem, o co w tym wszystkich chodzi, jak głęboko wbijać igłę itd.
W przeciągu pierwszego roku, gdy już miałem "kompletny" sprzęt do tatuowania, wykonałem może 15 tatuaży! Gdy trafiło się dwóch klientów w miesiącu, a było to mega rzadko to nie wiedziałem, co zrobić z radości... Dziś mamy młode talenty w studiach, które narzekają, że mają tylko trzech klientów w tygodniu. Ja wiem, że ta nasza branża się rozrosła. Tatuaże stały się modne, a z modą pojawiły się masy tatuażystów, bo bycie dziś tatuażystą to jest szpan. Dziwnie postrzegana sława wyrażana ilością followersów na Instagramie. Pewnie! Czemu nie! Jeżeli uważasz, że to jest dla Ciebie najważniejsze to rób, co kochasz. Jeżeli jeszcze łączysz to z własnym „JA“ tworząc unikatowy styl, własny charakter oddany na skórze w odzwierciedleniu graficznym to mega szacun! Bo takich właśnie ludzi tutaj brakuje! Brakuje dziś ludzi z pasją, brakuje ludzi z pomysłem.
Każdy kopiuje, jeden od drugiego...
Czy ja robiłem kopie? Samych tattoo, czy gotowych wzorów nie. Gdy robisz przełożenie prawdziwego obrazu w stosunku 1: 1, opisując przy tym autora i za jego pozwoleniem, nie jesteś pseudo tatuatorem, który kradnie grafiki z Internetu. Moim zdaniem to oddanie hołdu takiemu artyście. A kto z nas nie używał do projektów referencji z neta? Mogę się założyć, że znajdę w swoim i Waszym portfolio tą samą referencję nieśmiertelnej czaszki. Pracując na fotografiach w pewnym momencie okazuje się, że doszliśmy do ściany swojej twórczości. Robimy wiele, robimy to z detalem, ale co dalej? Gdzie jest ten „mój" tatuaż? Scrollując Instagrama, co rusz powielają mi się te same motywy w różnych kompozycjach. Pytanie czy zdajemy sobie z tego sprawę i czy o taki właśnie efekt nam chodziło? Czy już jest to nasz limit?
Ja się skłaniam ku temu by iść o krok dalej. Tworzę własną wersje tatuażu na podstawie zajawy, jaką mam od lat w głowie, a jest nią wręcz psycho faza na STAR WARS. Gdzie mnie to zaprowadziło? Aż do samej wytwórni LUCASFILM LTD. Uzyskałem, jako jedyny w Polsce i bodajże, jako czternasta osoba w Europie pełnoprawną licencję „Lucasfilm LTD Tattoo Artist”, która daje mi pełne wsparcie w działalności artystycznej. Osiągnąłem to ciężką pracą i poświęceniem dziesiątek godzin nad jednym projektem. Tak dziesiątek! Bo taki projekt nie powstaje w jeden wieczór. Czasem po prostu czegoś brakuje i tworzę przez dwa tygodnie, aż stwierdzę, że to jest to! Wiele osób jednak odbiera całą ciężką prace, której nie widzą na zasadzie „o kolejne star warsy“, mówiąc często, że robię „gotowce z Internetu“. Ja wiem ile wsadzam w to serca i czasu. Wiem, co robię unikatowego, a co nie, gdyż sam nad tym siedzę. Łatwo oceniać kolejny tatuaż Darth Vadera, ale zrobić te samą postać dziesięć razy, tak by była oryginalna i jedyna w swoim rodzaju to już inna para kaloszy. Jest to wyzwanie dla samego siebie, wymuszenie kreatywności i wyobraźni.
Jaki sens ma seminarium?
Zapewne zastanawiacie, czemu o tym wszystkim pisze i jaki sens ma seminarium, które organizuje? Nie mam na celu autopromocji, a raczej zobrazowanie Wam mojego doświadczenia i toku myślenia. Chciałbym Wam przekazać pewne wartości, o których wielu zapomina lub nie dopuszcza do siebie. Chciałbym Was skłonić do zastanowienia się, po co to robicie i w jakim miejscu swojej artystycznej drogi teraz jesteście i jakie tatuaże robicie?
Podczas wiosennego lockdownu, wykorzystując cały ogrom wolnego czasu, postanowiłem zabrać się ostro do pracy i stworzyć cały plan tzw. szkoleń pod nazwą „Seminaria Tatuażu“. Długo zastanawiałem się, jakie zagadnienia trzeba poruszyć, co jest niezbędne by takie szkolenie było wartościowe. Co wpłynęło na mój rozwój? Co go napędzało oraz jaka wiedza była najpotrzebniejsza by osiągnąć obecny poziom?Gdy kiedyś, po 8-9 tatuowania lat ktoś pytał mnie, dlaczego nie jeżdżę na konwencje tatuażu, odpowiadałem, że nie czuję się na siłach, że to jeszcze nie ten poziom. Zapewne bym się wiele nauczył jednak wolałem siedzieć we własnych czterech kątach skupiony na robieniu progresu. Ale to właśnie te samozaparcie nad chęcią rozwoju poprowadziło mnie dalej na międzynarodowe konwencje, gdzie zdobywałem wiele nagród u boku moich idoli.
Dziś konwencje są inne niż kiedyś. Dziś nagroda zdobyta na konwencji nie ma takiego prestiżu jak w przeszłości. Wraz z całą erą nowych tatuatorów klimat tych imprez się zmienił. Nadeszły zmiany. Trzeba by było dostosować te imprezy do nich. Zmieniło się również podejście do nauki. Chciałbym Was uświadomić, że bycie praktykantem w studiu to nie ujma. Nie jest hańbą sprzątanie czy układanie stanowiska dla innego tatuatora. Bo to właśnie od tego zaczyna się nauka. Krok po kroku, etap po etapie. Potem nauczycie się jak przyjąć klienta. Bo to jest ważne. Tu nie ma miejsca na kaprysy, że takiego "gówna" nie będziecie robić... Litości ludzie. Co niektórzy z Was nie potrafią nawet sterylnie rozłożyć stanowiska a już wybrzydzacie? Dziś każdy kupuje maszynkę i zakłada profil „Artysta" na Insta, Fb, czy, modnym dziś dla młodego pokolenia, TikTok'u. Zakodujcie sobie, że obsługa interesanta, tudzież klienta, jest kluczową rolą i od tego zależy czy zrobicie w ogóle, jakikolwiek tatuaż. Następnie karty zdrowia, wywiad z klientem - to też wszystko jest niezbędne by cokolwiek zacząć. Jak już to mamy opanowane to możemy zacząć uczyć się sprzątać studio i stanowisko! Bo dopiero, gdy jest przeprowadzona sanityzacja pomieszczenia i dezynfekcja sprzętu, to możemy cokolwiek działać z rozkładaniem stanowiska. Sprzęt oraz stanowisko ma swoje kroki, kolejności i trzeba tego przestrzegać a gdzie się tego nauczycie? W domu? Ucząc się złych nawyków? Dopiero po przeprowadzeniu należycie tych czynności i przygotowaniu wszystkiego w 100% sterylnie możemy myśleć, o jakiejkolwiek pracy na modelu, nie na kliencie... Bo widzę często, że praktykanci robią klientów w studiu. Wciskacie tym wszystkim osobom, że będą miały zajebistą dziarę za małą kasę?! Nie jest Wam wstyd? Trzeba mieć naprawdę tupet by tak traktować klientów. Później się każdy dziwi, że tyle osób na covery przychodzi. Jeżeli praktykant robi już na prawdziwej osobie i ma styczność ze skórą, żywą istotą zwaną człowiekiem, to musi to być model świadomy do kogo przyszedł i jaki efekt finalny może z tego wyjść. Z doświadczenia wiem, że nie jest wcale ciężko znaleźć modela na taką naukę. Wystarczy punkt pierwszy, czyli podejście do klienta. Powiesz mu prawdę i go nie oszukasz to wam zaufa. Często sam chętnie dołoży własną cegiełkę, by ktoś mógł się uczyć.
Seminarium – jest jedną z podstawowych metod nauczania w szkolnictwie. Podobnie jak konwersatorium, przy czym, w porównaniu z konwersatorium, udział aktywności własnej kursanta jest większy. Przeciwnie do wykładu, seminarium jest uważane za dość trudną metodę nauczania zarówno dla prowadzącego zajęcia, jak i dla kursantów. Jest to metoda przewidziana raczej dla najbardziej zaawansowanych kursantów, wymagająca od nich posiadania już wcześniej pewnej wiedzy w zakresie tatuażu (inaczej nie byliby w stanie aktywnie uczestniczyć w dyskusjach, ani stworzyć tatuażu). Seminarium, przeciwnie do biernego wysłuchiwania wiedzy na wykładzie, pozwala nie tylko na zapoznanie się z nową wiedzą, ale utrwalenie tej już posiadanej. Nauczenie się umiejętności argumentowania w dyskusji, uzasadniania własnego stanowiska itd. Seminarium jest formą doskonalenia zawodowego, czyli podnoszenia własnych kwalifikacji. Najprościej mówiąc poprawy jakości waszych tatuaży! Ale co jest najważniejsze jest to dla osób już tatuujących, nie dla osób, które chciałyby zacząć przygodę z tatuażem. Jeżeli nie znasz podstaw to nie opanujesz programu... Stwierdzisz, że on, czy ona, "ch..j tam wie", że sam to lepiej zrobisz. By czerpać wiedzę wymagana jest podstawa! Tak zawsze było i będzie!
Pseudo szkolenia
Jest jednak jeszcze jedna sprawa, która mnie przeraża. Poziom niektórych pseudo szkoleń! Osoby nazywające się szkoleniowcami potrafią mieć zaledwie rok doświadczenia... Ja bym nawet tego nie nazwał doświadczeniem... Bo rok to mogą być na praktykach w studiu... Przejrzyjcie na oczy ludzie i zacznijcie weryfikować, kto Was będzie szkolił. Ja wiem, że czasem termin i cena przyciąga, że są fajne reklamy i śmieszne slogany przyciągające uwagę, ale pamiętajcie, że nie idziecie tam się pośmiać czy poczytać tweety na telefonie tylko się czegoś nauczyć i to za WASZE pieniądze! Wyciągnijcie z tego lekcję i wykorzystajcie tę kasę mądrze. Jak nie na płatne profesjonalne seminaria to na zaplecze finansowe, by móc pozwolić sobie na praktykę w profesjonalnym studiu.
Ostatnim czasem branża Beauty mocno wkracza w nasz rynek. Miałem przyjemność, choć mnie oczy szczypią jak widzę takie rzeczy, widzieć grupę młodych osób wywalających kupę kasy na szkolenie z tatuażu minimalistycznego, które było prowadzone przez lingeristkę z rocznym doświadczeniem. Czytaj ZEROWYM DOŚWIADCZENIEM w profesjonalnym tatuażu. Serio...?! Naprawdę nie jest wam ku#$wa wstyd brać za to pieniądze? Jest mnóstwo młodych, których łatwo zmanipulować, nabić w przysłowiową butelkę. Ale jeżeli z takim podejściem wchodzicie w szkolenia opisując wydarzenie, jako „profesjonalne“ to współczuje waszym kursantom. Naprawdę uważam, że aby uczyć trzeba samemu mieć doświadczenie. Ja się zabierałem do tego 15 lat i nadal mam obawy. Czy to ten moment? Czy ludzie będą chcieli uzyskać jakąś wiedzę ode mnie? Czy okaże się ona wartościowa?
Liczy się tylko kasa?
Ludzie zaczynają robić tatuaże dla kasy, zaczynają organizować konwencje dla kasy, a teraz zaczynają organizować szkolenia dla kasy. Oj zrobiło się niesympatycznie. Poszło kilka brzydkich słów i sformułowań. Wsadzam kij w mrowisko, aby skłonić Was do myślenia i podejmowania ŚWIADOMYCH decyzji. Jest u nas w Polsce masa świetnych artystów, którzy również prowadzą seminaria, szkolenia czy warsztaty. Sam obecnie jestem umówiony z Tomaszem „TOFI“ Torfińskim na warsztaty z modelowania 3D w Zbrush. Nie ma w tym nic złego. Nie umiem, więc się uczę. Korzystam z tego, co mogę otrzymać od innych. Taką właśnie pomoc mam od Tomka. Od siebie nadal oczekuję więcej i więcej, to się samo nakręca i nie daje czasem spać. Wystarczy włączyć myślenie, napisać, pogadać i znaleźć wspólny plan. Takich osób, które dzielą się swoim bogatym doświadczeniem mamy o wiele więcej! Wystarczy się tylko rozejrzeć. Widzieliśmy już szkolenia realistyczne w tematyce zwierząt w tatuażu czarnobiałym zorganizowane przez Jarka Goraja w Łodzi. W grudniu "Smyku" działa z kolorem [SPRAWDŹ TU]. Ja organizuję na luty 2021. Wystarczą chęci, każdy ma swój własny sposób na stworzenie seminarium, stworzenie warsztatów czy szkolenia. Każdy z nas ma inny plan, inne przemyślenia oraz poglądy, lecz jedna najważniejsza rzecz, jaka łączy te wszystkie szkolenia to DOŚWIADCZENIE. Pamiętajcie o tym, gdy następnym razem zdecydujecie się wybrać na jakiś event z ulotki w sieci.
Autor: Jack Galan