Jak w cztery lata rozwinąć skrzydła w zawodzie piercera? Rozmowa z I Pierce You
Dla Patrycji, mimo upływu czasu, praca w zawodzie nie utraciła swej początkowej magii. Po czterech latach nadal, z tym samym zapałem, pasją i frajdą, chwyta za igłę, by odmienić wizerunek kolejnego klienta i wywołać uśmiech na jego twarzy. Chociaż nigdy nie myślała o tym, że zostanie piercerką na pełny etat, dziś piastuje stanowisko wiceprezeski Stowarzyszenia "Professional Piercers Poland"! Jednak Patrycja pozostaje przy tym wszystkim niezwykle skromną i pokorną osobą, skupioną na nieustannym poszerzaniu swoich umiejętności. Bo to właśnie pokora jest najważniejsza w tym fachu!
Marta Wierzba: Jesteśmy świeżo po Tattoofest Convention w Krakowie, w którym brałaś udział. Jak oceniasz organizację tego wydarzenia z perspektywy piercera?
Patrycja Woroniecka: Pierwszy raz pracowałam na konwencie i zdecydowałam się na to właśnie ze względu na bardzo dobrą organizację TATTOOFEST. Mieliśmy zabudowane boxy, co pozwoliło nam zapewnić klientom bezpieczne i przede wszystkim komfortowe warunki. Nie umiem sobie wyobrazić wykonywania mojej pracy bez dostępu do umywalki czy autoklawu, a tutaj mieliśmy wszystko "pod nosem". Zanim zostałam piercerką, zajmowałam się BHP i do dziś mam pewne zboczenie zawodowe w tej kwestii (śmiech)! Uważam, że jeśli ktoś decyduje się wystawić na konwencie, to tylko w takich warunkach!
Pytam o zdanie specjalistkę od kolczykowania ciała, ponieważ jeszcze kilka lat temu piercing był traktowany marginalnie na polskich konwencjach. W tej chwili powstają już całe wydzielone strefy i nawet tematyczne panele poświęcone tej sztuce! Co sądzisz, czy z czasem doczekamy się stricte piercingowych festiwali?
Parę lat temu pewnie od razu powiedziałabym, że nie. Jednak w ostatnich latach piercing przeszedł ogromną rewolucję. Mamy więcej możliwości zdobywania wiedzy niż dekadę czy nawet dwie dekady temu... Ale to dotyczy każdej branży. Młodemu prawnikowi też dzisiaj łatwiej zdobyć tę samą wiedzę, co jego koledze po fachu z wieloletnim stażem. Nie musi zarywać nocy w bibliotekach, bo potrzebne materiały są dostępne w formie cyfrowej. Chciałam przy tym podkreślić, że samo przyswojenie wiedzy nie zawsze idzie w parze z umiejętnością wdrożenia jej w życie. To przychodzi w miarę upływu czasu, z doświadczeniem.
Dzięki temu, że branża dynamicznie się rozwija, my również musimy "trzymać rękę na pulsie" i tę wiedzę aktualizować, poszerzać. Coraz większe zainteresowanie, zarówno wśród klientów, jak i osób chcących pracować w branży, sprawia, że piercerów nieustannie przybywa. Wiadomo - ich poziom jest różny. Tego nie unikniemy, póki, przynajmniej według mnie, nie rozwiążemy problemu braku regulacji prawnych naszego zawodu. Niedawno zapadł pierwszy wyrok w branży pokrewnej; mam nadzieję, że to pierwszy krok, aby wyznaczyć ramy prawne pracy piercera.
Odpowiadając w końcu na Twoje pytanie... (śmiech), podoba mi się sam pomysł piercingowych festiwali, ale to, jak nasza branża będzie wyglądać za kilka lat, jest nie do przewidzenia.
Porozmawiajmy o twojej karierze - nie spoczywasz na laurach! W ciągu czterech lat stałaś się utytułowaną i rozpoznawalną piercerką w Polsce. Co skłoniło cię do podjęcia zawodu przekłuwania ludzi?
A to nie wiedziałam, że jestem rozpoznawalna (śmiech). Odkąd pamiętam, fascynowało mnie to, że można mieć kolczyki w innych częściach ciała niż tylko w płatkach uszu. Z zachwytem patrzyłam na różnorodne kanony piękna, na przykład plemię Mursi słynące z kobiet z krążkami w wargach czy Padaung, gdzie kobiety wydłużają szyję za pomocą obręczy. Bycie piercerem było moim marzeniem z dzieciństwa! Około 16 lub 17 lat temu, jak większość piercerów, zaczynałam od przekłuwania znajomych, choć dzisiaj nawet wstyd mi się przyznać (śmiech). Wkraczając w dorosłe życie, byłam przekonana, że trzeba "wpasować się w system". Skończyłam jedną uczelnię, potem drugą i pracowałam w swoim zawodzie, ale w końcu dotarło do mnie, że moje życie jest zbyt nudne i może warto odważyć się robić coś, co faktycznie sprawia mi przyjemność? Zapisałam się na mój pierwszy kurs. Początkowo chciałam po prostu zdobyć tę wiedzę i może co jakiś czas pracować w studiu. Miesiąc później już pracowałam na pełen etat jako piercer (śmiech)! Po prostu robiłam to, co lubiłam.
Wtedy zrozumiałam, że nie mogę ślepo podążać za tym, czego nauczyłam się na kursie, jak na przykład gojenie wszelkich przekłuć na kółkach. To, czego się uczymy na szkoleniach, to jedno, ale trzeba mieć swój rozum. Dlatego cieszę się, że zaczęłam pracować w zawodzie mając swoją własną "mądrość życiową". Widzę również na przykładzie swoich uczniów, że myślenie poza schematami bardzo ułatwia pracę. Na samym początku mojej przygody z piercingiem obiecałam sobie, że nigdy nie będę robić tego dla pieniędzy, że to ma być dla mnie frajda i przyjemność. I choć od czterech lat jest to moje jedyne źródło utrzymania, nadal udaje mi się trzymać tej obietnicy. Dzięki moim początkowym założeniom kocham to, co robię i zaszłam tak daleko. W piercingu zawsze jest coś do odkrycia, człowiek cały czas się uczy, i to chyba właśnie to uwielbiam najbardziej. No i oczywiście uśmiech zadowolonego klienta zaraz po przekłuciu, kiedy patrzy w lustro!
A co, w trakcie twojej zawodowej kariery, stanowiło największe wyzwanie? I jak poradziłaś sobie z tymi chwilami niepewności czy zwątpienia?
Największym wyzwaniem było dla mnie wyjście ze strefy komfortu i podjęcie decyzji o utrzymaniu się tylko z piercingu. Tę decyzję podjęłam po 8 miesiącach pracy jako piercer. Nie polecam brać z tego przykładu! Wiedziałam, że mam zaplecze finansowe, zainteresowanie klientów oraz przede wszystkim wykształcenie i wiele osiągnięć w poprzednim zawodzie. Byłam świadoma, że w razie niepowodzenia mogę bez problemu wrócić na rynek pracy. W chwilach zwątpienia uważam, że kluczowe jest wsparcie otoczenia, a ja mam szczęście spotykać w swoim życiu niesamowitych ludzi przypadkiem. Dodatkowo, jako piercerzy, codziennie stykamy się z wieloma osobami i utrzymujemy kontakt z ludźmi poprzez media społecznościowe. To sprawia, że po pracy jestem bardzo wyczerpana, a w takim przemęczeniu chwile zwątpienia mogą się pojawić. Doceniam czas, który mogę spędzić samotnie, uspokoić się i ponownie połączyć z światem.
Zauważyłam, że bardzo duży nacisk kładziesz na komunikację z klientem oraz utrzymywanie relacji także po wykonaniu zabiegu. Jednak wszyscy wiemy, że ludzie bywają różni. Jak radzisz sobie z "trudnymi klientami"?
Początki były trudne, ale to dlatego, że byłam przyzwyczajona do "hejtu" wobec ludzi, którzy pracują inaczej niż ja lub nie robią tego, co się do nich mówi. Z czasem nauczyłam się okazywać innym zrozumienie, a wręcz zaczęłam nie przejmować się tym, co robi lub mówi "trudny klient". Jeżeli nie stosuje się do zaleceń, przychodzi do studia i zaczyna przepraszać za swoje zaniedbania, odpowiadam, że mnie nie ma, za co przepraszać, bo moje przekłucia mają się dobrze (śmiech). Klient nic mi nie zrobił; to swój organizm powinien przeprosić. Drugi rodzaj "trudnego klienta" to ten, który WYMAGA od nas, żebyśmy byli w kontakcie 24 godziny na dobę lub uważa, że jesteśmy robotami. Za każdym razem, gdy jestem chora, znajdzie się przynajmniej jedna osoba, która ma pretensje, że termin musi być przełożony. Niestety, takie sytuacje się zdarzają, ale całe szczęście, tych cudownych i wyrozumiałych klientów jest zdecydowanie więcej, i to oni przywracają mi wiarę w siebie. Jak to się mówi: "Jeszcze się taki nie narodził, co by każdemu dogodził".
Jakie przekłucia wykonujesz najczęściej? Co jest w tej chwili w modzie?
Odkąd pracuję, wciąż najpopularniejsze są helixy, tragusy, nostrile, septumy i sutki. Jednak coraz częściej klienci decydują się na mniej standardowe rozwiązania, takie jak ragnar czy cage (zwany również vertical industrial). Uważam, że to zależy również od zaufania klienta do piercera, który na podstawie swojego doświadczenia może dobrać przekłucie odpowiednie do anatomii, gustu i stylu klienta. W moim zawodzie mogę się powołać na "klauzulę sumienia". Jeśli klient wybierze przekłucie, które według mojej opinii nie będzie do niego pasować, staram się zaproponować coś innego lub dopasować biżuterię po wygojeniu, aby wszystko ze sobą współgrało. Uważam, że piercing ma głównie służyć jako ozdoba i podkreślenie naszych atutów.
Piercer to rzemieślnik, ale także artysta. W końcu trzeba wykazać się nie lada zmysłem estetycznym, chociażby przy projektowaniu kompozycji dla klienta. Kto lub co Cię inspiruje? Skąd czerpiesz pomysły?
Przeglądam wiele zagranicznych profili na Instagramie i głównie zwracam uwagę na umiejscowienie przekłucia, które jest dopasowane do anatomii oraz typ biżuterii, jaki można założyć po wygojeniu. Jednak studia politechniczne i wypracowanie wyobraźni przestrzennej również mi się przydają (śmiech)! Dzięki dzisiejszym możliwościom doboru biżuterii, śmiało możemy nazwać się artystami, a nie tylko rzemieślnikami. Z ogromną satysfakcją przeglądam prace ludzi, którzy mają "poczucie smaku". Z polskich piercerów, szczególnie podziwiam Micka z poznańskiego studia "Tattoo Zone" oraz Wojtka pracującego w "Absolute Bodyart" w Edynburgu. Od dawna podziwiam ich niesamowity zmysł estetyczny!
Czy czujesz na sobie presję i odpowiedzialność związane z piastowaniem stanowiska wiceprezeski stowarzyszenia "Professional Piercers Poland"?
Oprócz pewnych dodatkowych obowiązków, dla mnie to tylko nazwa. Jednak zauważam, że zarówno klienci, jak i inni piercerzy zwracają na to uwagę. Klienci reagują zazwyczaj bardzo pozytywnie, co czasem wywiera na mnie jeszcze większą presję! Choć uważam, że to nie jest zdrowe, ponieważ jesteśmy tylko ludźmi i każdy z nas popełnia błędy. Od zawsze podkreślam, że w tej branży, a także w przypadku tatuatorów, najważniejsza jest pokora. To normalne popełniać błędy, ale ważne jest umiejętne przyznanie się do nich. Nie należy oszukiwać nieświadomego klienta, mówiąc: "tak miało być", "na tobie nie da się tego zrobić poprawnie", "ja robię na skos". Należy przeprosić za błąd i go naprawić. Bez pokory, nie widzę przyszłości dla nikogo w tej branży. Natomiast sama przynależność do PPP daje mi ogromne możliwości rozwoju. Nie oszukujmy się - jeśli nie masz, od kogo się uczyć lub nawet poradzić, skąd możesz mieć pewność, że wykonujesz swoją pracę dobrze? Wiem, ile błędów popełniłam na samym początku. To dzięki wymianie doświadczeń z innymi piercerami jestem pewna, w którą stronę chcę podążać!
Czy bierzesz czynny udział w przygotowaniach do tegorocznej konferencji PPP? Jakich prelegentów możemy się spodziewać w tym roku?
Organizacją tegorocznej konferencji głównie zajmują się Beti i Wojtek, więc nie zamierzam przypisywać sobie ich zasług (śmiech). Nie jest też tajemnicą, że to Beti jest głównie odpowiedzialna za działania Stowarzyszenia. Mogę jednak zdradzić, że warto wziąć udział w konferencji, zwłaszcza że jest to jedyna okazja w Polsce, aby posłuchać zagranicznych prelegentów. Ja osobiście nie mogę się doczekać! Konferencja to nie tylko wykłady, ale także możliwość spotkania innych piercerów, z którymi wcześniej kontakt ograniczał się tylko do mediów społecznościowych. Dla mnie to było niesamowite doświadczenie, które polecam każdemu piercerowi.