Kiedyś był oznaką buntu. Dziś jest sztuką. Jak ewoluował piercing? Rozmowa z Morbidem

Piercing lut 16, 2023

Postrzeganie piercingu na przestrzeni lat uległo istotnym zmianom. Niegdyś kolczyki były utożsamiane z subkulturą punków, gothów czy wielbicieli grunge’u. Dziś piercing jest sztuką.

Artyści zajmujący się kolczykowaniem ciała nierzadko decydują się na zaprezentowanie swoich umiejętności podczas szokujących pokazów play piercingu.

Jak daleko jest w stanie posunąć się człowiek w imię zaspokojenia artystycznych pragnień? Gdzie leży granica sztuki? Na te oraz wiele innych pytań odpowie Artur “Morbid” Czapliński - piercer w warszawskim salonie Arif Piercing.


Buntownicy z wyboru

Lata 70-te i 80-te sprzyjały rozwojowi rozmaitych subkultur i trudno dziwić się tego typu zjawiskom społecznym. Pokolenie osób urodzonych po II wojnie światowej pragnęło wyrazić swój sprzeciw nie tylko wobec konserwatywnych rodziców, ich bunt odzwierciedlał opór i niechęć do ówczesnych rządów. To właśnie przeciwnicy systemu zaczęli tworzyć sieci kontaktów, prowadząc do utworzenia subkultur. Ich spoiwem były charakterystyczny sposób ubierania, zamiłowanie do określonych gatunków muzycznych, a także modyfikacje ciała. Liczne kolczyki miały szokować, budzić respekt - szczególnie te w obrębie twarzy. Młodym buntownikom zależało na zwróceniu na siebie uwagi społeczeństwa i wywołaniu określonych reakcji. Piercing był wówczas jedną z najskuteczniejszych metod zarówno wzbudzenia zainteresowania w tłumie, jak i identyfikacji członków tychże grup społecznych. Morbid, piercer z wieloletnim doświadczeniem, uważnie śledził tę jakże fascynującą branżową ewolucję.

Archiwum prywatne Artura “Morbida” Czaplińskiego

Pamiętasz czasy, w których piercing był utożsamiany z buntowniczą naturą nastolatków, którzy w ten sposób starali się wyrazić swoje przekonania, wartości i emocje?

Oj pamiętam! Pamiętam te agrafki czy kółka w uszach, przekłucia nosa, w które również często zakładano okrągłe kolczyki - to była podstawa wizerunku każdego punka albo metala. Później doszedł jeszcze inny, nowy nurt alternatywnego rocka, skupiony wokół twórczości zespołów takich jak Depeche Mode. Wtedy na ulicach pojawiło się więcej błyszczącej, zwracającej uwagę biżuterii. Piercing był swego rodzaju wyrazem buntu. Młodzi ludzie chcieli w ten sposób podkreślić swoją niezależność, dając światu jasny i klarowny komunikat:

Tak właśnie się czuję, to są moje emocje.

Kiedy postrzeganie tej - dzisiaj już śmiało można powiedzieć - sztuki, zaczęło ulegać zmianom?

Myślę, że w Polsce za datę graniczną można przyjąć 2000 rok. Wówczas piercing zaczął ewoluować w kierunku sztuki. Wtedy też i ja rozpocząłem swoją przygodę z przekłuwaniem ciała zawodowo. Działam w branży już ponad 20-ścia lat. Szybko zleciało (śmiech)!

Archiwum prywatne Artura “Morbida” Czaplińskiego

Wnioskuję, że w Polsce branża ewoluowała wolniej, aniżeli na zachodzie?

No niestety wolniej. Znacznie wolniej. Jakby zresztą nie patrzeć - wszystko się u nas wolniej rozwija, już taki urok (śmiech)! To, co jest od jakiegoś czasu standardem w piercingowym środowisku poza granicami Polski, pojawia się na naszym rodzimym rynku dopiero po kilku miesiącach.


Mimo, że piercing jest, więc stosunkowo świeżym, stopniowo normalizującym się w naszym społeczeństwie zjawiskiem, osób pragnących się nim zajmować. Aktywnych zawodowo piercerów mamy w Polsce ponad kilka tysięcy. Trudno jednak dokładnie określić ich liczbę, gdyż, aby zostać takim specjalistą wystarczy ukończyć właściwe (niepaństwowe) kursy. I tutaj rodzi się kolejne pytanie: skoro wystarczy zdobyć odpowiednie kwalifikacje by chwycić za igłę, to czy piercera można w ogóle nazwać artystą?

Archiwum prywatne Artura “Morbida” Czaplińskiego

Nie rzemiosło a sztuka

Poddając to zjawisko powierzchownej ocenie łatwo dojść do błędnego wniosku: kolczykowanie ciała jest fachem, którego może nauczyć się każdy z nas! Przecież wystarczy zaznajomić się z podstawami anatomii, mieć "stabilną rękę" oraz wystarczająco zasobny portfel; wszak szkolenia swoje kosztują! Niestety…, rzeczywistość jest zgoła inna. Zmiany zachodzące na przestrzeni dwóch dekad uczyniły piercing sztuką - i to w pełnym tego słowa znaczeniu. Mowa tutaj nie tylko o twórcach finezyjnej, spersonalizowanej biżuterii, (która nierzadko przewyższa jubilerskie standardy), ale i artystach, jacy decydują się prezentować swoje umiejętności podczas zapierających dech w piersiach pokazów.

Jak już wcześniej wspomnieliśmy - piercing jest sztuką, a nie jedynie rzemiosłem, czego wyrazem są szokujące pokazy play piercingu. Na czym polega taki performance?

Zasadniczo jak sama nazwa wskazuje jest to forma zabawy. Z tą różnicą, że my - piercerzy - bawimy się w “nakłuwanie” ciała. Ludźmi decydującymi się na to, aby zostać naszymi modelami, kierują różne pobudki. Jedni po prostu lubią ból, innym zależy na wyjątkowej sesji zdjęciowej, więc robią to ze względów estetycznych. Jeszcze inni w ten sposób przełamują swoje bariery, czy nawet czerpią z takiego pokazu swego rodzaju seksualną satysfakcję. Nie ma w tym nic dziwnego. Oczywiście kluczowym aspektem całego play piercingu jest jego tymczasowość! Tego nie robi się na stałe. Z różnokolorowych igieł można stworzyć rozmaite, intrygujące albo i szokujące kompozycje. Często tworzy się także tak zwane gorsety, które dają piercerowi większe pole manewru, jeśli chodzi o prezentację jego umiejętności. Gorsety można, bowiem zrobić zarówno na samych igłach, jak i przy wykorzystaniu kolczyków. Biżuterię wyjmuje się z ciała modela w ciągu 24 do maksymalnie 48 godzin po to, by na skórze nie pozostały trwałe ślady.

Archiwum prywatne Artura “Morbida” Czaplińskiego

Nie bez przyczyny pytam cię o play piercing, gdyż masz na swoim koncie rekord Guinnessa, który ustanowiłeś wspólnie z Mateuszem Embe Biesiadą jakieś 7 lat temu. Wbiliście wówczas 4500 igieł w ciało modelki. W jaki sposób przygotowywaliście się do tego pokazu?

W zasadzie to było 5000 igieł, bo 4500 wynosił ówczesny rekord ustanowiony przez Kanadyjczyka Russ’a Foxx’a. A jak się przygotowywaliśmy? Wspólnie z Matim musieliśmy mieć po prostu bardzo sprawne ręce (śmiech)! A Magda - nasza modelka - była jednocześnie moją klientką, która z czasem stała się wspaniałą koleżanką. Darzyła (i nadal darzy) mnie zaufaniem, więc do tej decyzji wcale nie było trzeba jej długo namawiać. Ona w sumie też nie podjęła jakichś specjalnie istotnych przygotowań. Muszę jednak podkreślić, że Magda nie była świeżynką w tym temacie. Ma na koncie kilka przekłuć, tatuaży oraz skaryfikacji, których nawiasem mówiąc sam zrobiłem jej cztery. Te ostatnie robi się poprzez wycinanie fragmentów skóry. Podczas gojenia rany zabliźniają się tworząc określony wzór. Wspólnie z Magdą już wcześniej zrobiliśmy kilka gorsecików na nogach przy użyciu ok. 80 igieł. Po jednej z sesji stwierdziła:

No trochę mało ich było.
Archiwum prywatne Artura “Morbida” Czaplińskiego

Kiedy więc zrodził się u nas w firmie pomysł na takie szalone przedsięwzięcie, od razu wiedziałem, do kogo się odezwać. Madzia bez chwili wahania zdecydowała się zostać naszą modelką. Wracając jednak do samego bicia rekordu… muszę sprostować tutaj jedną rzecz. Okazało się, że kategoria, w jakiej startowaliśmy wraz z Embe nie została dokładnie sprecyzowana. Kiedy już wszystko było dokładnie ustalone, a my przystąpiliśmy do działania wyszło na jaw, iż całą procedurę kolczykowania powinna wykonać jedna osoba, a nie dwie. Nawet Polskie Biuro Rekordów bardzo chciało nam pomóc - wszak zależało im, żeby kolejni Polacy trafili do księgi rekordów Guinnessa - ale niestety nie udało się. Dlatego, chociaż nie dostaliśmy certyfikatu Guinnessa, pozostały wspomnienia oraz niesamowita satysfakcja. No i przede wszystkim cieszyliśmy się, że Magda wytrzymała!

Trudno jest znaleźć modela, chętnego do udziału w tego typu inicjatywie?

Ciężko jednoznacznie określić - czasami tak, a czasami nie. Tak jak już wspominałem zdarza się, że ktoś sam odezwie się do nas z konkretnym pomysłem. Na pewno nie jest to tak popularne jak klasyczny piercing.

Jak myślisz, z czego wynika chęć tak hardkorowego przekraczania granic ludzkiej wytrzymałości?

Ponownie odniosę się do swoich wcześniejszych słów: powodów jest wiele. Nie nam to oceniać. Dla każdego uczestnictwo w pokazie play piercingu będzie jego własnym, z pewnością niezwykle osobistym przeżyciem. Wydaje mi się, że najlepiej byłoby zapytać samych modeli, po co właściwie to robią (śmiech)!

Archiwum prywatne Artura “Morbida” Czaplińskiego

Sztuka nie zna ograniczeń

Na usta aż samo ciśnie się w tym momencie pytanie: Jak daleko jest w stanie posunąć się człowiek w swych artystycznych działaniach?. Cóż, wykorzystywanie ludzkiego ciała, jako medium nie jest nowością w świecie sztuki. Marina Abramović, pochodząca z rejonu Bałkanów, zasłynęła przecież wzbudzającymi kontrowersje pokazami. Podczas jednego z nich The Artist Is Present siedząca w milczeniu Marina mierzyła się wzrokiem z tysiącami odwiedzających. Jedni proponowali artystce małżeństwo, inni płakali, a jeszcze inni napluli jej w twarz. Performance rozbudził w części jego odbiorców ludziach najbardziej prymitywne instynkty, przez co kobietę niejednokrotnie upokorzono. Dlaczego Marina zdecydowała się na taki krok? Analogiczne pytanie możemy zadać modelom, zgłaszającym się do udziału w pokazach play piercingu. Robią to w imię sztuki, czy jak słusznie zauważył Morbid, kierują nimi inne motywacje? Pragnienie bycia podziwianym i zapamiętanym przez społeczeństwo, chęć sprawdzenia swoich możliwości, albo uzależnienie od bólu. Nie nam oceniać ani powód, ani późniejszy skutek takiej decyzji. Część z nas jednak z pewnością chciałaby się dowiedzieć gdzie leży granica sztuki i dlaczego człowiek stara się nieustannie ją przesunąć?

Dowiedliśmy już, że piercing - chociażby w kontekście pokazów, o jakich mówiliśmy - jest sztuką. Jak daleko jest w stanie posunąć się człowiek, aby zaspokoić swe artystyczne pragnienia skoro ból nie jest w stanie go ograniczyć?

Bardzo daleko. Przykłady można mnożyć: Parrot Man, Enigma, Stalking Cat (niestety już nieżyjący), Anthony Loffredo. Ci wszyscy ludzie poddali swoje ciała ekstremalnym modyfikacjom ciała, dalece odbiegającym od tak zwanych norm społecznych. Dlatego nie każdemu to się musi podobać, nie każdy musi to akceptować. Zamiast pisać hejterskie komentarze pozwólmy innym żyć ich życiem. Życiem takim, jakie ci ludzie chcą mieć, jakie sobie wymyślili. W osobach jawnie dyskryminujących czy ubliżających zmodyfikowanym jest tyle jadu i zawiści. Kierują nimi prymitywne instynkty: “nie podoba mi się, nie mam tatuażu, nie mam kolczyka czy modyfikacji, ale muszę napisać, że to debil, kretynka, że powinno się ich izolować od społeczeństwa”. To z jednej strony straszne, z drugiej po prostu przykre.

Jedno w tym wszystkim jest pewne - piercing ewoluuje i to wielokierunkowo. Oczywista wydaje się być ścieżka artystyczna, co szeroko omówiliśmy wspólnie z moim rozmówcą. Jednak od kilku lat liczne grono piercerów podąża drogą, wiodącą ku profesjonalizacji tego zawodu. Jakie będą konsekwencje tych działań i czy to artystyczne zajęcie uda się wcisnąć w ciasne ramy państwowych regulacji? Cóż, o tym zapewne przekonamy się dopiero za kilka lat.

Piercerzy
Piercerzy - undefined

Marta Wierzba

Utrwalam ludzkie historie, zarówno na papierze, jak i w przestrzeni wirtualnej. Współpracuję z "TATTOOFEST MAGAZINE", a w przeszłości prowadziłam program telewizyjny "Polskie Dziary".

Great! You've successfully subscribed.
Great! Next, complete checkout for full access.
Welcome back! You've successfully signed in.
Success! Your account is fully activated, you now have access to all content.