Tattoo Girl: Amanda "Shewolf" Bokisz
Amanda jest wegetarianką i ma 28 lat. Pochodzi z magicznej górskiej miejscowości - Świeradów Zdrój. Lubi stać zarówno przed i za aparatem fotograficznym. Kocha zwierzęta, podróże i polski rap. Uzależniona jest od kawy, awokado, pizzy i sportu.
Jak zaczęła się Twoja pasja do tatuażu?
Wszystko zaczęło się jak miałam siedem albo osiem lat. Pamiętam, że zobaczyłam u mojego wujka tatuaż na łydce (to był chyba skorpion). Strasznie mi się spodobał, więc stwierdziłam, że jak będę starsza, to też sobie jakiś zrobię. Jak postanowiłam tak też zrobiłam i w wieku piętnastu lat przyszła pora na mój pierwszy tatuaż. Była to niewielka gwiazdka na biodrze. Oczywiście ten tatuaż to totalna porażka, zarówno pomysł jak i wykonanie (śmiech). Mimo wszystko mam go do dnia dzisiejszego i raczej nie planuję coveru. Chyba zostawię go sobie na pamiątkę. Zawsze miałam dużą wyobraźnię i głowę pełną pomysłów, więc wiedziałam, że to dopiero początek mojej przygody z tatuażami.
Ile masz obecnie tatuaży?
Tak naprawdę to zawsze bawi mnie pytanie o ilość tatuaży. Nie mam pojęcia jak miałabym je policzyć. Zawsze odpowiadam, że mam ich sporo. Lista moich tatuaży będzie dość długa, więc polecam wam zrobić kawkę i usiąść wygodnie w fotelu (śmiech). W większości moje tatuaże przedstawiają zwierzaki. Wyglądam trochę jak takie chodzące zoo (śmiech). Mam na sobie watahę wilków, bo mam ich aż pięć, niedźwiedź geometryczny, panda, lisek, lemur, koala, lotopałanka, over blast który przedstawia klakiera z bajki „Smerfy”, myszka, jeleń, flaming, lew, słoń, krowa, świnka, żyrafa, zebra, głównych bohaterów z bajki „Wilki i zając”, amstaff, bulterier. Nie licząc zwierzaków mam kwiat życia, a na nim płatek śniegu, diamentowe serce, napis „freedom”, napis „vegetarian”, kompas, arbuzy, ananasa, smoczy owoc, papaja, skrzydełka nad kostkami jak u Hermesa, klucz wiolinowy, kobietę w klimacie trash polki i trochę roślinek. Na palcach mam piętnaście drobnych znaczków: kawa, lody, chmura, piorun, serce, góry, choinka, nutka, aparat, słońce, księżyc, łapka, litera v, muszelka i fala. W sumie to niektóre dziarki pominęłam, dlatego najlepiej dokładnie oglądać moje zdjęcia (śmiech).
Liczyłaś kiedyś ile wydałaś na nie pieniędzy?
Szczerze mówiąc, to szybko przestałam liczyć.
Czy Twoje tatuaże mają dla Ciebie jakieś znaczenie?
Patrząc na mnie od razu widać, że mam świra na punkcie zwierzaków, a zwłaszcza wilków. Wszystko, co znajduje się na moim ciele jest związane ze mną, z moim życiem, z moimi upodobaniami itd. Przypadkowa dziara, to ta pierwsza z okresu młodzieńczego.
Czujesz się dzięki nim bardziej sexy?
Czuje się "sexy”, kiedy czuje się dobrze ze sobą. Jaram się bardzo wydziaranymi ludźmi, ale raczej nigdy nie odbierałam tatuaży w kategorii "sexy".
A czy przeszkadzają Ci w pracy?
Absolutnie. Myślę, że praca w miejscu gdzie tatuaże nie są mile widziane w moim przypadku odpada, ponieważ mam ich za dużo, żebym miała je chować.
U kogo robiłaś dziary?
Dziarałam się u wielu artystów. Kamila „Nava” Wilczyńska, Aleksandra „Sol” Bugaj, Candy Ink, Wiktorii Kirnoz, Michała „Dudi” Dudka, Radosława „Pagóra” Pagórka, Mateusza „WLK”' Wolskiego, Kuby Romanowicza, Arsena Fuchsa, Michała Kubackiego. W tym miejscu pozdrawiam ich wszystkich serdecznie i dziękuję za to, że sprawili, że wyglądam jak wyglądam (śmiech). Myślę, że z niektórymi z nich jeszcze pewnie się spotkam.
Z którego jesteś najbardziej dumna?
Moim ulubionym tatuażem jest zdecydowanie ten, który zrobiłyśmy razem z moją mamą. Na 50-te urodziny w ramach prezentu zaplanowałam dla nas wspólny tatuaż. Zrobiliśmy sobie diamentowe serce. Ja mam moje na dekolcie, a mama zrobiła na łopatce. Mam też spory sentyment do kaligrafii „freedom”, którą mam zrobioną na brzuchu.
A który bolał najbardziej?
Ogólnie jestem bardzo odporna na ból. Jedyne miejsca, które dały mi popalić to dekolt i szyja.
Na której części ciała nigdy nie zrobisz tatuażu?
Wychodzę z założenia, żeby nigdy nie mówić „nigdy” zwłaszcza w kwestii tatuaży. Pamiętam jak dopiero zaczynałam swoją przygodę z tatuażami i twierdziłam, że „nigdy” nie zrobię dziarki tu czy tam z różnych względów, a teraz chodzę cała pomazana jak pisanka.
Co Twoja rodzina, znajomi lub obcy ludzie myślą i mówią o Twoich dziarach?
Zanim na moim ciele pojawiła się większa ilość tatuaży, miałam dość sporo piercingu na twarzy. Wydaje mi się, że moi bliscy zdawali sobie sprawę z tego, że to dopiero początek „upiększania”. Jeszcze jak byłam młoda i piękna, to powtarzali, że jestem „taka ładna, że tatuaże i kolczyki nie są mi do niczego potrzebne”. Mój brat do dziś uważa, że mój kolczyk w nosie wygląda jak u byka na pastwisku (śmiech). Z biegiem czasu miałam już tyle tatuaży, że następne nie robiły im zbytnio różnicy. Śmieją się, że jestem „pisanką” itd., ale wiem że, co bym nie zrobiła ze swoim ciałem, to i tak zawsze będą mnie kochać za to jaka jestem, a nie za to jak wyglądam. Moja mama i brat zawsze mnie wspierają. Szanują moje wybory, bo wiedzą, że jestem uparta i jak sobie coś postanowię, to tak robię.
Czy spotkałaś się z pozytywnym czy negatywnym odbiorem?
Z biegiem czasu mój wygląd dał mi różne możliwości w branży modelingowej czy też modowej, więc to też miało jakiś wpływ na to jak postrzegali moje tatuaże znajomi, którzy twierdzili, że mam ich za dużo. Jeśli chodzi o przypadkowe osoby spotykane w miejscach publicznych, to przyznam szczerze, że zawsze spotykam się z pozytywnym odbiorem, zwłaszcza u młodych ludzi. O dziwo starsi ludzi też wykazują zainteresowanie, zazwyczaj pytają „czy bolało”.
Czy masz plany na nowe tatuaże lub modyfikacje ciała?
Jestem na takim etapie, że bardzo dużo się dzieje w moim życiu. Planów jest cała masa, ale z czasem ciężko, jestem ciągle w biegu. Jak już trochę zwolnię, to z pewnością pierwsze co zrobię, to umówię się na tatuaż na twarzy, który mam w planach już od dłuższego czasu.