TATTTOOFEST: NR 3/2007: Sławek Frączek
Kolejna legenda Polskiej Sceny Tatuażu, która swoją przygodę z tatuażem zaczęła na przełomie lat 80 i 90 tych. Twórca jednego z pierwszych w Polsce i pierwszego w Poznaniu profesjonalnego studia tatuażu, założonego w 1992 roku. Mając jasną wizję swojego rozwoju zaczyna, (jako jeden z pierwszych Polaków) odwiedzać zagraniczne konwencje tatuażu, gdzie zostaje szybko zauważony - w Bremen (Niemcy) w roku 1993 i uhonorowany pierwszą nagrodą w kategorii The Best of Day. Przez wszystkie lata działalności tworzy pozytywny wizerunek tatuażu w Polsce. W 1998 współorganizuje pierwszy w Polsce festiwal tatuażu Megatattoo w Sali Kongresowej w Warszawie. Od lat zasiada w jury TattooFest w Krakowie. Poniżej przypominamy wywiad ze Sławkiem, który ukazał się w 3 numerze TATTOOFEST z 2007 roku.
Tattoofest 2007 był drugą, krakowską edycją polskiego święta tatuażu. Jako że byłeś bardzo zaangażowany w jego organizację od strony konkursowej jakie nasuwają się wrażenia, refleksje?
Niestety nie było mnie w Krakowie w 2006 r więc nie mogę porównać tegorocznego festiwalu do tamtej imprezy, chociaż słyszałem o niej pozytywne opinie. Przede wszystkim w tym roku nie zauważyłem większych potknięć organizacyjnych, a te mniejsze z pewnością będą skorygowane podczas następnej edycji.
Na pewno więcej czasu i uwagi należy poświęcić konkursom. Jedna godzina na trzy konkurencje to stanowczo za mało- prawie niemożliwym jest obejrzenie około 100 prac i wybranie dziewięciu najlepszych pod względem technicznym, stylistycznym i kompozycyjnym. Dodatkowych problemów nastręcza fakt, że w danej konkurencji są prace całkiem odmienne stylistycznie. Moim i całego jury zadaniem jest, porzucić na ten moment własne upodobania i dokonać możliwie obiektywnego wyboru. Problem pojawia się wówczas kiedy prace znajdują się w tej samej konkurencji a są odmienne stylistycznie. Ważne, aby wybrana praca była w pewien sposób nowatorska i wnosiła świeże spojrzenie na temat.
Myślę, że najwyższy czas podnieść rangę tej imprezy. Organizatorom na pewno zależy na popularyzacji zjawiska tatuażu w Polsce, niemniej jednak droga ku temu nie wiedzie przez dopuszczanie do udziału wszystkich, bez względu na reprezentowany poziom. Należałoby się moim zdaniem skoncentrować na tych, którzy osiągają poziom najwyższy. Bywałem na początku lat 90-tych na festiwalach zagranicznych, na których była zasada, że osoby mniej znane w środowisku tatuatorskim zakwalifikowane dopiero zostawały na podstawie ich portfolio.
Poziom prac, jaki obserwuję na przestrzeni ostatnich wielu lat, bardzo się podniósł. Dobrym pomysłem byłoby wykorzystać Kraków, jako miasto związane mocno z kulturą i sztuką, aby wpleść w jego kalendarz wydarzeń również festiwal tatuażu. Może udałoby się zaangażować jakąś uczelnię i zorganizować coś na wzór seminarium dot. tworzenia kompozycji, rysunku itp. Na pewno bardzo by to pomogło chcącym rozwijać się tatuatorom.
Co sądzisz o obecnej sytuacji w polskim tatuażu?
Jestem w naszym kraju jedną z niewielu osób, które na przełomie lat 80 i 90 zaczynały tatuować i robią to do dziś. Na scenie pojawiło się już 3-cie pokolenie. Są to osoby znakomicie wyedukowane z ogromnymi możliwościami i zupełnie swobodnym dostępem do najwyższej klasy tatuatorów no i oczywiście techniki za którą stoi m.in. doskonały sprzęt. Naprawdę zaskoczył mnie poziom techniczny wystawianych prac. Był bardzo wysoki. Jednak to co mnie zasmuciło, to że przy takim poziomie technicznym stylistyka prac jest zbyt jednorodna. Na kilkaset ocenianych tatuaży przynajmniej połowa oscylowała w klimatach old/new school. Mam nadzieję, że nie jest powodowane to spóźnioną jak zwykle w naszym kraju modą. | na szczęście znajdują się również tacy, którzy podążają własną drogą wykorzystując tylko najlepsze wzorce do osiągnięcia celu. Wiem, że każde pokolenie ma osoby, które wpiszą się na dłużej w scenę polskiego tatuażu. Trudno teraz wyrokować na temat przyszłości. Należy poczekać i obserwować jak kolejne pokolenia wydają swoich liderów i wówczas uwidoczni się różnorodność stylu.
Jak to się wszystko w Polsce zaczynało, jak wyglądało?
Zaczęło się na przełomie lat 80 i 90. Okazało się, że kilka osób prawie w jednoczesnym momencie zainteresowało się tatuażem. I wtedy powstały pierwsze studia tatuażu — w Gdyni, Warszawie, Wrocławiu i Poznaniu. Funkcjonowały one w zupełnie odmiennych od teraźniejszych warunkach, przy braku akceptacji społecznej, dostępu do wiedzy na temat techniki, sprzętu i świata tatuażu. Po otwarciu granic nasze możliwości stawały się z roku na rok większe.
Umożliwiono nam również swobodny przesył goówki do innych krajów co m.in. zaowocowało prenumeratą czasopism branżowych za książek i wreszcie możliwością zakupu materiałów i sprzętu . Krok po kroku zaczęliśmy nawiązywać kontakt z zagranicznymi tatuatorami powoli wchodząc w świat profesjonalnego tatuażu. W moim przypadku zaczęło się to w 1993 roku kiedy zostałem zaproszony do udziału w Tattoo Convention Bremen. Tam miałem pierwszy, poważny kontakt z tatuażem profesjonalnym i dopiero wtedy mogłem mu się przyjrzeć. Można dziś powiedzieć, że po zdobyciuna tym festiwalu pierwszego miejsca złapałem żagle. Dostałem kilka propozycji pracy w zagranicznych studiach, ale mój znajomy - Ralph ze studia w Hamburgu wytłumaczył mi, dlaczego powinienem w Polsce starać się budować scenę i swoją pozycję. W kraju utrzymywałem kontakt z Piotrem Żurawskim i innymi prekursorami sceny, z którymi zaczęły się wspólne wyjazdy i plany. Łączyła nas chęć popularyzacji tego zjawiska i jego rozwój. Pokazywaliśmy się wszędzie tam, gdzie chciano nas widzieć m.in. na Festiwalu Muzyki Rockowej w Jarocinie. Zaczęły się nami interesować media i instytucje sanitarne. To na podstawie rozmów z nami zostały tworzone zasady funkcjonowania studia w stacjach Sanepidu. Staraliśmy się stworzyć solidne podwaliny pod standardy jakie obowiązuje do chwili obecnej.
Jak to było z organizacją pierwszego Megatattoo w Warszawie?
O dziwo nie było specjalnie żadnych problemów. Organizował to Konrad Kolankiewicz, właściciel agencji artystyczno- reklamowej MegaSound. Poznałem go na konwencji w Hanowerze w 1997 roku. Zauroczony atmosferą jaka tam panowała (znana wszystkim, którzy choć przez chwilę byli na tego typu imprezie) postanowił zorganizować podobną w Warszawie. Poprosił mnie o pomoc. Na nim spoczęły wszystkie sprawy organizacyjno-finansowe a na mnie część merytoryczna, związana z tatuowaniem. Zostało wybrane najbardziej chyba centralne miejsce w Polsce: Sala Kongresowa Pałacu Kultury. Teraz miała stać się miejscem spotkania wytatuowanych wolnych ludzi. Lokalizacja imprezy była nie przypadkowa. Miejsce kojarzone jeszcze wtedy z obradami KC PZPR i pierwszym koncertem Rolling Stonesów w Polsce musiało zwrócić na siebie uwagę mediów taka imprezą. Mimo, że festiwal odbył się w środku tygodnia osiągnął niebywały rozgłos. Wszystkie stacje radiowe i telewizyjne znalazły się na festiwalu. Relacje z konwencji znalazły się w każdych serwisach informacyjnych. Nawet Wiadomości TVP poświęciły dwie minuty na relację z Megatattoo. Canał+ zrealizował 3 godzinny blok poświęcony tatuażom wykorzystując również materiał zrobiony podczas festiwalu. I pomyśleć tylko, że żadna firma odzieżowa, papierosowa lub jakakolwiek inna nie była zainteresowana współpracą przy organizacji pierwszej imprezy w Polsce poświęconej tatuażom. Sam festiwal oczywiście pod wieloma względami miał wiele błędów (skutecznie wyeliminowanych pod-czas następnych edycji). Megatattoo był naprawdę międzynarodową imprezą. Gościliśmy 23 studia z zagranicy , m.in. „Bad Bones” z Portugalii, „American Grafitti” z USA, „Tatu Obscur” z Niemiec, „Red Fish” ze Szwecji lub „Tattoo Planet” z Włoch. Doszło do kilku niezbyt miłych incydentów z udziałem uczestników zarówno z zagranicy jak i z Polski. Mieli duże wymagania, oczekiwali szczególnego traktowania a przecież na innych konwencjach niczego takiego nie doświadczali. Nie przyćmiło to pełnego sukcesu imprezy. Większość tatuatorów z dużym zaangażowaniem podeszło do festiwalu starając się pokazać z jak najlepszej strony swój dorobek. Dla większości z nich była to pierwsza okazja do skonfrontowania swoich umiejętności i możliwość swobodnej wymiany doświadczeń z innymi osobami z branży.
Późniejsze edycje Megatattoo były organizowane z podobnym rozmachem w bardziej sprzyjających warunkach. Festiwal na Służewcu w 1999 r. odwiedziło kilka tysięcy ludzi. Wycieczki całych rodzin i okazane zainteresowanie były sygnałem, że zjawisko tatuażu stawało się popularne i akceptowane. Ważnym momentem dla wielu, do dzisiaj pracujących tatuatorów, była 3. edycja Megatattoo zorganizowana w CT Mokotów. Zauważalny stał się profesjonalizm i ogromna chęć podkreślenia indywidualności. Z perspektywy czasu wszystkie te imprezy były naprawdę ważnymi wydarzeniami ustawiającymi na przyszłość scenę polskiego tatuażu
Studio Club w Poznaniu czyli Twoje dziecko.
Ja to tylko studio a Club to po prostu knajpa prowadzona przez kilka lat dzięki zaangażowaniu kilku wytatuowanych ludzi siedzących w klimacie. Miejsce, w którym czasami spotykały się osoby o wspólnych zainteresowaniach. Tatuuję od 1991r. Studio założyłem w 1992 i do tej pory poświęcam się w pełni jego prowadzeniu. Nie zatrudniam wielu osób i nie tworzę z tego miejsca kombinatu z własną osobą na czele. Nadal największą frajdę sprawia mi tatuowanie i ciągła praca nad własnym warsztatem. Ten proces nigdy się nie kończy.
Jeszcze 5-6 lat temu Poznań był w pierwszej trójce najaktywniejszych miast pod kątem tatuażu a teraz to wszystko jakby ucichło. Co się stało?
Wycofałem się trochę z aktywności w środowisku. Byłem bardzo zaangażowany do 2000r., potem urodziły się moje dzieci i pozmieniały się priorytety w moim życiu. Nadal jednak pracuję nad własnym rozwojem w dziedzinie tatuażu. Wyznaczyłem sobie tzw. plan minimum, a będąc osobą konsekwentną realizuję go we właściwym sobie tempie. Wykonuję miesięcznie kilka swoich autorskich prac tak, żeby również rozbudowywać swoje portfolio. Teraz nadszedł czas nowego pokolenia, które bazuje m.in. na naszych doświadczeniach. Mam nadzieję, że w przyszłości będzie inspiracją dla nas.
Nie wiem, dlaczego w Poznaniu środowisko tatuatorskie prawie nie istnieje. Możliwości zaistnienia są, zapotrzebowanie na różnorodną stylistykę jest ogromne, więc w mojej ocenie wystarczy determinacja i praca nad sobą aby zdobyć uznanie. Ale to już nie jest mój problem.
Co zrobić, żeby było lepiej i tatuatorom i tatuowanym?
Wydaje mi się że nic nie trzeba robić. Jeśli spojrzymy na ostatnie 15 lat, to scena mimo wszystko —lepiej lub gorzej cały czas się buduje. Potrzeba jeszcze trochę czasu. Tatuatorzy powinni przede wszystkim się sami szanować! Nie można doprowadzić do sytuacji kiedy inni deprecjonują ich pracę. Najważniejsze to rozwijać się, podnosić swoje kwalifikacje i standardy pracy. Może wtedy nie trzeba byłoby wyjeżdżać za granicę? Po co wyjeżdżać skoro tutaj też można pracować? W porównaniu do rynków zachodnich jesteśmy młodym organizmem i miejsca starczy dla wszystkich
Podobna sytuacja panowała kiedyś na scenie światowej. Wytworzyła się kasta wysoko kwalifikowanych tatuatorów a za nimi ogon, który koniecznie chciał się pod tę grupę podpiąć. Czołówka —zawsze mniej liczna i skupiona na swojej pracy, może- paradoksalnie stracić ten głos dominujący. Ci z dołu- coraz liczniejsi zaczynają nadawać ton bez odpowiedniego zaplecza merytorycznego. W ten sposób powstaje scena tatuażu w której decydują słabi, bo są w większości, a ci dobrzy żyją i tworzą sami dla siebie. Jest to do zaobserwowania także w innych, nawet nie artystycznych branżach. Wydaje mi się, że tendencja ta w Europie zatrzymała się gdyż liderzy branży znów zaczęli być widoczni stając się ponownie punktem odniesienia. Podobnie może być i w Polsce, trzeba tego jednak przypilnować i wymagać od siebie a nie tylko od innych. Standardy należy podwyższać a nie obniżać a pomóc może temu choćby selekcja na konwencjach. Jestem przeciwny aby znajdowali się na nich ludzie bez pojęcia o pracy i sztuce, którzy wykonują tzw. kleksy a nie dzieła na skórze. Dobrych tatuaży jest proporcjonalnie niewiele i niestety cały obraz środowiska jest wypaczony przez te gorsze. Podejście klienta również ma wpływ na całokształt. Jak może być inaczej skoro pierwsze pytanie zadawane w studiu tatuażu to „ile” a nie „kto?”
Dzięki wielkie za rozmowę. Słowo na koniec?
Czas weryfikuje sztukę!
Sławek Frączek