Gdańsk: Otwarcie nowej siedziby V Studia Tatuaży i wernisaż grafik R.One Tattoo
Otwarcie i wernisaż. Upiekliście dwie pieczenie na jednym ogniu. Kogo to był pomysł?
W całości była to Marka (Pana Egiptu) idea. Zadzwonił do mnie pewnego dnia z propozycją wystawy, która towarzyszyłaby otwarciu nowego studia. Wiedzieliśmy, że nowe studio to duże wyzwanie, dlatego chcieliśmy zrobić to z jebnięciem. Mówię „Mareczku oczywiście!”. Ustaliliśmy szczegóły, co do daty i reszta była już w moich rękach. Jednocześnie trwały prace nad budową studia i wystawą. Czasu miałem sporo na przygotowanie grafik, także jak nigdy byłem gotowy przed czasem (śmiech).
Co dokładnie się działo?
Mieliśmy prawdziwą galerie osobowości podczas otwarcia. Rodziny, dzieciaki i przyjaciele, osoby zaprzyjaźnione ze studiem i goście, którzy przyszli na wernisaż. Za muzykę odpowiedzialny był mój przyjaciel DJ VAZEE, jednym słowem champion. Najlepiej odwołałbym się do zdjęć i wideo, które dokładnie pokazują jak było.
V Studio Tatuaży przeniosło się z dwóch ciasnych pokoi w Gdańsku Oliwie do znacznie przestronniejszego lokalu w Śródmieściu Gdańska na ul. Garncarską. To duża rewolucja. Jak było kiedyś a jak jest teraz?
Oliwa miała klimat domku jednorodzinnego z ogródkiem, gdzie witaliśmy klientów grillem (śmiech). Lubiłem tam pracować, spokój cisza jak na działce, lecz po czasie zaczęło robić się nam ciasno a ekipa powiększała się. Konsekwentnie chcieliśmy iść do przodu, jako studio, dlatego decyzja o zmianie miejscówki. Niemniej jednak całość stresów z tym związanych spadła na Marka, żeby po niedługim czasie oznajmił nam o terminie przeprowadzki do nowego lokalu. Garncarska 16/17 to duży ponad 100 metrowy lokal w Śródmieściu Gdańska. Jednym słowem kościół Marka Sztendera, w którym codziennie odprawiamy mszę dla wiernych (śmiech). Ciężko jakkolwiek porównać te dwa miejsca, Oliwa spoko, ale Garncarska to studio z prawdziwego zdarzenia. Czarno białe wnętrze przełożone drewnem i cegłą, z przestronnymi stanowiskami do pracy. Place to be!
Marek długo szukał zgranej ekipy do Studia. Chyba dobrze się wszyscy dogadujecie?
Myślę, że ekipa znalazła Marka. Szanujemy się i mamy duży dystans do siebie, co przekłada się na prace w fajnych warunkach. Obecnie tworzymy siedmioosobową ekipę, która oferuje szeroki zakres różnych stylów tatuowania. O każdym można napisać encyklopedię (śmiech). Najświeższym człowiekiem w naszym składzie jest Bambi, która dba o studio i rozwija pod kątem piercingu.
A jak sam wernisaż?
Mam już za sobą parę wystaw, ale takiej jeszcze nie. Poznałem dużo nowych ludzi, byli też starzy znajomi, co mnie najbardziej ucieszyło. Połączyliśmy z Markiem nasze dwa światy, nie przewidzieliśmy jednak tego, że może być taka moc i całość potrwa do białego rana.
Co jest bliższe Twojemu sercu? Graffiti czy tatuaż?
Rysuje od dziecka, skończyłem 2,5 szkoły artystyczne. Przez wiele lat pracowałem, jako grafik komputerowy, później, jako kreatywny w marketingu jednej z dużych firm odzieżowych. W między czasie zająłem się graffiti, które obecnie maluje od 24 lat. To są moje korzenie. Chęć tatuowania narodziła się naturalnie. Było to kolejne wyzwanie a przede wszystkim lekcja pokory i cierpliwości. Obecnie proporcje wyrównały się i poświęcam tyle samo czasu na tatuaż jak i na graffiti.
Jak opiszesz swoje prace?
Jest to kolejny etap mojej ewolucji w graffiti. Wystawę z całości przygotowałem w Norwegii podczas Guest Spota na dalekiej północy. Ten rejon to Nordlandia. Surowy klimat nagich czarnych skał, które większą część roku są pokryte śniegiem. Klimat tam panujący przełożyłem na grafikę w formie liter a w pracach dominowała biel i czerń. Jest to Graffiti w formie liter zainspirowane w/w tematem.
To taka potrzeba ducha, realizować się na innych polach artystycznych?
Nie lubię monotonii a tatuaż jest odpowiedzią na kolejny proces w moim rozwoju. Mam wrażenie, że przygotowywałem się do tego latami (śmiech), żeby w końcu przełożyć to na realny plan. Zawsze interesowałem się rysunkami na skórze, sam zacząłem tatuować się w roku, 2002 ale za maszynkę chwyciłem w 2016. W 2017 dołączyłem do ekipy Piątego Studia i tak biegniemy nadzy ku zachodowi słońca trzymając się za ręce.