Biała Podlaska: Jay Pawlukowsky z Kill It By Ink
Najlepiej czuję się oczywiście w kolorze. Mega frajdę sprawia mi dziaranie portretów aktorów, muzyków, postaci wykreowanych. Dodając do tego elementy graffiti mam wszystko, co daje mi super przyjemność w tworzeniu.
Długo zastanawiałeś się nad ksywką? Czy taką Ci nadali w UK?
Nad ksywką nie zastanawiałem się ani chwili, trafiłeś! Koledzy ze studia i klienci w UK ochrzcili mnie „Jayem”. Nawet nie pamiętam, kiedy, ale przyjęło się na tyle, że mówi tak na mnie większość znajomych i kolegów teraz a nawet ludzie, którzy mnie spotykają gdzieś przypadkiem, ale kojarzą pracę i twarz.
Skąd pomysł, że zostaniesz tatuażystą?
Moim pierwszym bodźcem był mój tato, który jakieś 20 lat temu, po powrocie z lokalnego salonu tatuażu pokazał mi swoje „nowe” ramię z tribalem. Byłem bardzo podjarany, osobiście czułem fascynacje patrząc na tatuaż i myśląc, że można malować po skórze. Miałem wtedy 10 lat i coś tam zawsze rysowałem. Kiedy skończyłem 17 lat, koledzy zaprowadzili mnie do gościa, który wyszedł z więzienia i podobno dobrze tatuował. To była mój drugi tatuaż, pierwszy zrobiłem rok wcześniej. W trakcie sesji stwierdziłem, że skoro on może, ja też zacznę (śmiech).
Kiedy dokładnie zacząłeś dziarać?
Jakiś niecały tydzień później już miałem zrobioną maszynkę i byłem gotów spróbować. Pozostało tylko złapać kogoś, kto się zgodzi być moim królikiem doświadczalnym. Na szczęście poszukiwania nie trwały długo. Pierwszego śmiałka zrobiłem mając 17 lat, oczywiście zrobiłem to w domu.
I co wydziarałeś? I jakie to uczucie wbić komuś pierwszy raz igłę w skórę?
Planem na pierwszy tatuaż był tribal z freehandu. Zanim wbiłem się w skórę to nie mogłem powstrzymać trzęsących rąk. Klient zdążył się znieczulić na tyle, że efekt końcowy był równy -2 na 10 (śmiech).
To pewnie pamiętasz swoją pierwszą maszynkę?
Moja była oparta na silniku z video! Wygiętej łyżce, dozowniku z zapalniczki i rurki od długopisu. Za mimośród robił guzik, ciężko powiedzieć, jaki skok (śmiech).
Tatuowanie to dla Ciebie praca czy styl życia?
Tatuowanie to moja miłość bezgraniczna, nie wyobrażam sobie życia bez tatuowania (śmiech).
Lubisz guest spoty?
Uwielbiam guest spoty ze wielu względów. Po pierwsze spotkanie przyjaciół, z którymi nie ma się często szansy widzieć, na co dzień, poznawanie nowych ludzi, wymiana doświadczeń, nauka nowych rzeczy i generalnie lubię wychodzić z własnej strefy komfortu, adaptować się z nowym otoczeniem.
A konwenty?
Konwenty zawsze cieszą. Grono kochanych Mordek, które można spotkać to główny plus konwentów. Ogólnie konwenty i spoty mają dużo wspólnych mianowników, o których wcześniej wspomniałem, plus duch rywalizacji (śmiech).
Jakie są największe wady tego „zawodu”?
Największymi wadami bycia tatuażystą jest ciągły brak czasu oraz bóle pleców (śmiech).
Zastanawiałeś się kiedyś, kim byś był, gdybyś nie tatuował?
Czasem o tym myślę i jedyny wniosek, jaki mi przychodzi do głowy to, że po prostu robiłbym wszystko żeby było dobrze. Poprawiał swoją sytuacje i starał się rozwijać na tyle na ile bym mógł.
A jak nie dziarasz to, co robisz?
A jak nie trzymam maszyny w ręku to boksuję, dużo słucham muzyki, gram w gry, rysuje, projektuje, maluję, kursuje samochodem nocą po mieście (śmiech).
Cewka czy rotarka?
Rotacja. Mniej hałasu, ciężkość, wygoda przeskoku między kartridżami.
Czym teraz dziarasz?
Pracuję na Inkjecta Flite Nano. Działam tym sprzętem od 2017 roku. Używam jednej do wszystkiego. Na razie nie planuje zmieniać.
Czy preferujesz jakiś styl tatuowania?
Najlepiej czuję się oczywiście w kolorze. Najmniej przyjemności sprawiają mi poprawki po kimś innym. Odmawiam dość często prac realistycznych lub cieniowanych, chyba, że na samym starcie poczuję chemię z pomysłem przyszłego właściciela (śmiech).
Czy robisz własne projekty i skąd czerpiesz inspirację?
Generalnie od jakiegoś czasu większość moich projektów opiera się o dobre referencje. A tymi są często kradzione fotki wprost z Internetu (śmiech). Największą inspiracją ostatnio są sławni ludzie. Mega frajdę sprawia mi dziaranie portretów aktorów, muzyków, postaci wykreowanych. Dodając do tego elementy graffiti mam wszystko, co daje mi super przyjemność w tworzeniu.
Podejmujesz się coverów lub dziarania na bliznach? Nie jest prosta sztuka…
Jeśli czuję, że sprawa mnie nie przerośnie to oczywiście, podejmuję się. Spokojna głowa oraz dobry plan to często początek sukcesu.
Rysunek własnoręczny czy program graficzny/tablet graficzny?
Początkowo opierałem swoje pracę o rysunek, z czasem zacząłem zmieniać styl, szukać nowych bodźców i na stałe zżyłem się z moim iPadem Pro (śmiech).
Czy składanie zdjęć w programie graficznym to sztuka? Czy sztuką jest przeniesienie tego na skórę?
Uważam, że sklejania zdjęć można się wyuczyć. Tak samo jest z tatuowaniem, a przynajmniej tak było w moim przypadku. Jednak między jednym i drugim musi być spójność. Nawet, jeśli nie jest się super artystycznym „talenciakiem” to ważne jest, żeby wszystko grało w projekcie i wykonaniu. Musi być tak zwana przeze mnie „czutka” tego, co się robi i jak się chcę to zrobić. A w rzeczywistości to nic nie musi być, każdy robi, co uważa i jak uważa i to też jest piękne. Wiadomo, nie wszystko musi mi się podobać, nie wszystko muszę akceptować, ale dopóki jest na coś popyt pozwólmy temu się rozwijać.
A co sądzisz o „podrasowywaniu” zdjęć wykonanych tatuaży?
Podrasowywanie zdjęć ma wiele imion (śmiech). Nie jestem zwolennikiem nadmiernego majstrowania przy zdjęciach. Aczkolwiek dobrze wykonany tatuaż nie zawsze równoważy się z dobrym zdjęciem. Więc pewne sztuczki w moim odczuciu są jak najbardziej okej, jeśli zrobimy to z głową i smakiem. Pokazujmy tatuaże takimi jak wyglądają w efekcie końcowym!
Ile czeka się sesję do Ciebie? Jak się zapisać? Korzystasz z serwisów bookingowych typu Tattoodo czy InkSearch?
Przeważnie zapisuję na maksymalnie 3 miesiące do przodu. Sam okres oczekiwania trwa około miesiąc, półtorej. Zapisać się można przez stronę naszego studia Kill It By Ink Biała Podlaska. Często ludzie piszą bezpośrednio do mnie wtedy również przekierowuję ich na fanpage. Nie korzystam jeszcze z serwisów bookingowych.
Tatuaż, z którego jesteś najbardziej dumny?
Tatuaż, z którego jestem najbardziej dumny to half sleeve wykonany na mojej koleżance Oli. Zaczynałem wtedy raczkować w swojej stylistyce, rękaw przedstawia sowę, piramidę, oko Horusa, kota ocelota aka Ryszard i gałązkę. Tatuaż wykonaliśmy na jednej z większych Europejskich konwencji w Brukseli. Trzy dni pod rząd, Ola okazała się bardzo dzielna. Mimo łez w trakcie 3 dnia tatuowania zacisnęła zęby i mogliśmy dokończyć robotę. Finalnie zeszliśmy ze sceny z czwartym miejscem. Pierwsze trzy miejsca w kategorii duży kolor zajęli artyści z czołówki Europy i świata. Pięknego tatuażu gratulowali mi również mistrzowie wygrani w innych kategoriach, w ten dzień uwierzyłem, że można więcej i że nie jestem aż tak słaby jak myślałem (śmiech).
Najdziwniejszy tatuaż, który zrobiłeś?
Najdziwniejszy hmm... były to moje zawodowe początki (śmiech). Do studia zgłosiła się kobieta na oko 70-75 lat z zamiarem wykonania pierwszego tatuażu. Usiedliśmy, porozmawialiśmy. Pokazałem jej moje projekty - jeszcze wtedy rysowane. Spodobał jej się motylek. Kiedy zapytałem, w jakim miejscu chciałaby go posiadać, pokazała podbrzusze, tylko tak troszkę niżej. Tak, więc zrobiłem kolorowego motylka, starszej kobiecie lekko nad wzgórkiem łonowym (śmiech). Sama sytuacja nie była aż tak mocno dziwna gdyby nie jej mąż - również starszy Pan, który wszedł do studia chwilkę po tym jak zaczęliśmy. Podszedł do mnie i łapiąc mnie za ramie powiedział po cichu mi coś w stylu: „co? Takie najlepiej się dziara prawda?” (śmiech).
Są motywy, których masz już dość lub nie robisz?
Raczej staram się omijać tematów mocno komercyjnych. Aczkolwiek, jeśli już klient jest naprawdę uparty staram się dany temat jak najbardziej podciągnąć pod swój styl, lub zrobić to troszkę inaczej niż widujemy to, na co dzień.
Najdziwniejsza rzecz, jaka Ci się przytrafiła w trakcie tatuowania?
Czekałem na to pytanie (śmiech. Mam w swojej zawodowej przygodzie z tatuowaniem ciekawą historię, którą zawsze chętnie opowiadam ja sam oraz współpracownicy naszego studia. Przyszedł raz do mnie na sesje chłopaczek około 20-22 lata. Zabraliśmy się za odbijanie kalki na przedramieniu. Ogoliłem kolegę, zdezynfekowałem, odsuszyłem skórę. Zawsze, kiedy odbijam wzór na przedramieniu proszę o to by rękę wyprostować najbardziej jak to możliwe. Odbiłem raz, ale w trakcie odbijania klient zabrał rękę i przyłożył łokieć do żeber. Poprosiłem by tak nie robił, ponieważ musieliśmy wszystko zmyć i próbować raz jeszcze, kolejna próba również przebiegła tak samo. Już trochę zirytowany poprosiłem po raz kolejny by starał się trzymać rękę wyprostowaną. Kiedy doszło do trzeciej próby i trzeci raz tego samego incydentu, powiedziałem: „kolego tak to my nigdy nie zrobimy tatuażu”. Podniosłem głowę do góry, gość stał cały zielony i zdążył powiedzieć „ kręci mi się w głowie”, po czym wpadł prosto w moje ramiona a ja zarzuciłem go prosto na leżankę (śmiech). Oczywiście jak jego stan się poprawił odesłałem go do domku i przełożyliśmy sesje.
Czy jakieś szczególne zachowania u Klientów Cię irytują?
Zdziwienie, że trzeba się zapisać wcześniej, wpłacić zaliczkę lub kwota za sesję itp. Jeśli mam już zacząć na coś narzekać to na pewno będzie to częsty brak zrozumienia w sytuacji, kiedy nie dam rady wykonać czegoś na jednej sesji. A uparty klient myśli, że nie mam życia prywatnego, nie pracuje dnia następnego i o godzinie 19:00 mówi coś w stylu „no dawaj zrobimy dziś wszystko” (śmiech).
„Janusze tatuażu” to?
W moim odczuciu Janusz tatuażu to typ, który nie ma podstaw rysunku, nie zna zasad higieny i myśli, że sprzęt z eBaya czy Allegro czyni go artystą tatuażu. Nie mam nic do osób, które się uczą o ile nie porywają się z motyką na księżyc. Starają się mierzyć siły na zamiary i stopniowo podwyższają poprzeczkę.
Czy jest jakiś artysta, który ma lub miał wpływ na Twój styl?
Generalnie jest bardzo dużo osób, które mnie inspirują. Bardzo dużo rzeczy zauważam w pracach innych artystów. Ale rzeczywistym wpływem na mój styl miała, teraz uwaga, gra video – GTA! Jak widziałem ilustracje charakterów w loadingach, które miały bryły dość realistyczne a mimo wszystko były komiksowe pomyślałem „kurde, chce robić takie facjaty! Dodam do tego jakieś efekty graficiarskie i będzie elegansio” i tak się wszystko zaczęło (śmiech).
A jak czujesz się, z tym, że to Twoje pracę podziwiają inni?
Czasem nie dowierzam, że to się dzieje. Nie uważam i nigdy nie uważałem się za artystę. Kiedy patrzę wstecz i przypominam sobie drogę, jaką przeszedłem to wiem, że to jest to, co chciałem robić całe życie. Kiedy dostałem szansę wiedziałem, że wykorzystam ją najlepiej jak będę potrafił. Podziw wśród ludzi odbieram, jako wynagrodzenie za moją konsekwentność, poświęcenie, upór. Dziękuje! Napędzacie mnie do bycia lepszym tatuatorem jak i człowiekiem!