Bielsko-Biała: Igor Lubetzky z Bulldog Tattoo Shop

Czarno biała realistyka. Próbowałem wielu styli jak również koloru, ale najwięcej przyjemności sprawia mi B&G Realism. Nie wiem czy jest coś, czego nie lubię tatuować. Na pewno są motywy, którymi jestem już znudzony i sprawiają mi mniej przyjemności z wykonywania ich. Staram się jednak tak tworzyć kompozycje, aby było w nich coś, czego jeszcze nie robiłem, żeby, chociaż po części czerpać z nich przyjemność.

Skąd wziął się pomysł, że zostaniesz tatuażystą?

Nigdy nie myślałem nad tym, aby tatuować. Zawsze lubiłem rysować i szkicować. Relaksowało mnie to. W firmie, której pracowałem na produkcji zatrudnił się koleś. Miał na imię Łukasz i był cały obdziarany. Nie były to tatuaże górnych lotów, patrząc na to z perspektywy czasu, ale były. Pewnego dnia Łukaszowi zepsuł się komputer. Zaproponowałem, że mu pomogę, ponieważ wcześniej pracowałem w kafejce internetowej. Nie miałem jakiegoś wielkiego pojęcia o komputerach, ale większe niż on. Wpadł do mnie któregoś dnia z kompem.  Gdy ja byłem zajęty naprawą, Łukasz zaczął przyglądać się moim rysunkom. Zawsze walały się sterty po biurku, więc trudno było je nie zauważyć. Powiedział, że ma jakąś chińską maszynkę do tatuażu w domu i żebym go wydziarał. Trochę mnie zszokował, bo to nie było pytanie, lecz decyzja.. Długo nie musiał mnie namawiać. Tak zacząłem tatuować jego i osoby z firmy. Chętnych nie brakowało.

Jak długo dziarasz?

To zależy, od kiedy liczyć. W 2009 roku poznałem Łukasza, który zaszczepił we mnie tą pasje, ale wtedy nie można było tego nazwać  tatuowaniem. Klient się trafiał raz na dwa miesiące. W 2012 roku  zacząłem już bardziej na poważnie. Trafiało się więcej klientów, więc mogłem bardziej się rozwijać, a w 2014 roku zacząłem prace w jednym z Bielskich studiów tatuażu.

Pamiętasz swój pierwszy raz, gdy wbiłeś igłę w czyjąś skórę?

Pierwszego razu się nie zapomina (śmiech). Oczywiście, że na sobie! Udo tzw. brudnopis, był to wszystkim bardzo znany tribal. Trzeba było na czymś poćwiczyć linie i wypełnienia a taki wzór najlepiej się na to nadawał. Stresu nie było, bardziej ekscytacja czymś nowym i fajnym. Stres się pojawił w momencie, gdy już przyszło tatuować kogoś innego niż  siebie. Wtedy ręka drżała jak szalona, ale z każdym kolejnym było już coraz lepiej.

Tatuowanie to dla Ciebie praca czy styl życia?

Znajdź to, co lubisz robić a nie będziesz musiał pracować, więc zdecydowanie styl życia. Nie da się do tego podchodzić jak do pracy, w której spędzasz osiem godzin dziennie i czterdzieści w tygodniu. Nawet częściej niż czasem trzeba zostać po dziesięć – jedenaście godzin w studio. Trzeba do tego przywyknąć, dlatego bardziej to przypomina styl życia. Gdziekolwiek idę, oglądam lub z kimś rozmawiam łączę to z tatuażem. Wszędzie staram się szukać inspiracji. Tak samo guest spoty lub konwencje – po całym tygodniu pracy jest jeszcze energia, aby na nie  jeździć.

Jakie są największe wady tego „zawodu”?

Bolący kręgosłup i zmęczone oczy. Czasami po długiej sesji ciężko jest się wyprostować i jedyne, o czym się marzy to zimne piwo i leżenie brzuchem do góry. Więcej minusów nie widzę. Zresztą staram się zawsze szukać pozytywów niż negatywów.

Jesteś właścicielem studia. Ciężko jest prowadzić własny biznes?

Od niedawna jestem szczęśliwym posiadaczem studia. Na ten moment ciężko mi się wypowiedzieć czy prowadzenie biznesu jest ciężkie, ponieważ jest to za świeża sprawa. Uważam, że gdyby nie nasza Polska biurokracja to prowadzenie biznesu jak Studio tatuażu byłoby czystą przyjemnością.

Pamiętasz swoją pierwszą maszynkę?

W wieku czternastu lat z kumplami wpadliśmy na głupi pomysł. Jak to w małej miejscowości brakowało atrakcji, dlatego głupich pomysłów było wiele. Jednym z nich była chęć skonstruowania maszynki do tatuażu. Skończyło się na zabawie w kółko i krzyżyk na brzuchu kumpla. Zrobiliśmy sobie po dziarce. Każdy na kartce zeszytu szkolnego sobie ją zaprojektował a kolega obok ją wykonywał. Wtedy właśnie zrobiłem swoją pierwszą dziare. Było fajnie, był szpan i lans. W tamtym czasie nie miałem pojęcia, że po kilku kolejnych latach zacznę się tym bardziej  interesować.

Cewka czy rotarka?

Rotarka. Nigdy nie potrafiłem dobrze ustawić cewki. Były to jakieś chińskie cewki, które wiecznie się rozregulowywały. Dodatkowo ich ciężar i drażniący dźwięk wpłynęły na decyzje o zakupie rotarki. Były to moja pierwsze markowe maszynki HM Tools, La Pinta i Santa Maria. Od tamtego czasu nie wróciłem do cewki. Choć raz próbowałem, ale po 15 min.  stwierdziłem, że na rotacjach jest mi znacznie wygodniej.

Czym teraz dziarasz?

Obecnie Inkjectą. Co jakiś czas kupuje jakąś nową rotację, ale po krótkim czasie wracam zawsze do Inkjecty. Jest lekka i cicha, no i możliwość konfiguracji jest spora, co mi najbardziej odpowiada.

Czy preferujesz jakiś styl tatuowania?

Czarno biała realistyka, Próbowałem wielu styli jak również koloru, ale najwięcej przyjemności sprawia mi B&G Realism. Nie wiem czy jest coś, czego nie lubię tatuować. Na pewno są motywy, którymi jestem już znudzony i sprawiają mi mniej przyjemności z wykonywania ich. Staram się jednak tak tworzyć kompozycje, aby było w nich coś, czego jeszcze nie robiłem, żeby, chociaż po części czerpać z nich przyjemność.

Czy robisz własne projekty i skąd czerpiesz inspirację?

Czy robię własne projekt…ja to rzemieślnik. Jak większość realistów bazuje już na dobrej, jakości zdjęciach, które łączę w jedną kompozycje. Czasami samemu uda mi się zrobić zdjęcie, które później wykorzystuje do tatuażu, więc w pewnym sensie robię własne projekty. Jednak jak na „drukarkę” przystaje to jest raczej kopiuj i wklej zdjęcie. Inspiracje staram się czerpać z wszystkiego, co mnie otacza. Z filmów, gier, z czegokolwiek, co mi wpadnie do głowy.

Są motywy, których masz dość lub, których nie robisz?

Raczej nie. Czasami się trafia tak, że przez cały tydzień robię wilki i to staje się dosyć irytujące i na tamten moment mam dość wilków. Natomiast po długiej przerwie nie robienia wilków nachodzi mnie ochota wytatuowania wilczka, i tak raczej z każdym wzorem mam. Na pewno nie wykonuje tribali łapaczy snów. Poza tym robię wszystko, jeżeli jest w stylu realism B&G.

Rysunek własnoręczny czy program graficzny/tablet graficzny?

Tablet graficzny – dokładnie Ipad. Duże ułatwienie pracy i duża oszczędność czasu tym bardziej, że ja np. tworze wzór na miejscu z klientem. Tablet pozwala na to, aby narzucić projekt na zdjęcie ciała klienta, dzięki czemu klient ma łatwiej podjąć decyzje czy akurat taki chce. Zdecydowanie szybciej i łatwiej jest nanieść jakieś poprawki. Jeżeli chodzi o rysunek własnoręczny, to z braku czasu zaniedbałem to trochę. Od jakiegoś czasu maluje dosyć spory obraz i mam nadzieję, że po jego ukończeniu będę mógł wygospodarować więcej czasy na malowanie mniejszych.

Czy składanie zdjęć w programie graficznym to sztuka? Czy sztuką jest przeniesienie tego na skórę?

Sztuka to dużo powiedziane. Ja to zwykły rzemieślnik jestem. Kopiuj/wklej. Staram się jak najbardziej odzwierciedlić zdjęcie. Raz to lepiej wychodzi raz gorzej, ale dobry projekt jest bardzo ważny. Jeżeli już na etapie projektu nie jest dobrze, to tym bardziej na tatuażu nie będzie. Połowa sukcesu to dobra referencja i dobre stworzenie kompozycji a później przeniesienie tego na skórę, ale nie wiem czy to nazwałbym sztuką.

Tatuaż, z którego jesteś najbardziej dumny?

Hmm nie mam jakiegoś takiego faworyta. Staram się cały czas rozwijać, próbować nowych technik. Dużo rozmawiam z różnymi tatuatorami. W jakimś sensie idę do przodu. Jak na dany moment byłem z jakiegoś tatuażu mega zadowolony, to po jakimś czasie, jak klient przychodzi na kolejny i widzę ten stary. to już nie ma tej ekscytacji jak po jego zrobieniu. Nie mówię, że jest zły, że już mi się nie podoba. Zrobiłem go najlepiej jak na tamten moment mogłem, ale patrząc wstecz jestem świadom tego, że na obecnie mógłbym je zrobić lepiej lub inaczej. Staram się również bardziej skupiać na błędach w moich tatuażach, aby w każdym kolejnym starać się je eliminować.  Jednym z punktów zwrotnych były wyjazdy do zagranicznych salonów tatuażu, tam wiele artystów z wielu różnych stron świata wiele mi podpowiedziało, za co im z tego miejsca bardzo dziękuje.

Najdziwniejszy tatuaż, który zrobiłeś? Choć czy w sztuce może być coś dziwnego?

Dziwne to jest pojęcie względne. Dla niektórych ludzi już sam tatuaż jest czymś dziwnym, a dla innych zaś motyw lub kolorystyka. Takim tatuażem, który mi zapadł w pamięć był napis „slut” zaczynający się od odbytu i idący po pośladku. Był to pierwszy tatuaż tej dziewczyny. Najśmieszniejsze była sama konsultacja tatuażu. Wpadła do studia mała niepozorna dziewczyna i zapytała czy wykonam jej tatuaż na tyłku. Nie było to dla mnie nic dziwnego, dlatego nie zastanawiając się zapisałem jej termin. Oczywiście bardzo szybki, bo do 2 dni. Zwykły mały napis pfff… zrobi się. Jednak po dwóch dniach klientka przychodzi na umówiony termin. Wybieramy czcionkę, no i zabieram się do odbijania kalki. Pytam, w którym miejscu na pośladku, a klientka, że na tym wewnętrznym. Za pierwszym razem nie zrozumiałem, ale po chwili rozmowy się okazało, że już na konsultacji była mowa o bardzo wewnętrznej stronie pośladka. Byłem tak pochłonięty tatuażem, jaki w tamtej chwili wykonywałem, że  chyba nie zrozumiałem dokładnie gdzie ona chce ten napis.

Najdziwniejsza rzecz, jaka Ci się przytrafiła w trakcie tatuowania?

Oj było ich wiele. Ciężko zapamiętać wszystkie. Omdlenia to normalka, ale na ten moment najśmieszniejsza i najdziwniejszą sytuacje miałem na spocie w Niemczech. Przyszedł do studia koks, beto, solara – no duży chłop. Już na wstępie widziałem, że będzie ciężka przeprawa, bo oczywiście on chce wszystko na jednej sesji. Wymyślanie i wydziwianie z projektem, ale ok – klient nasz pan. Zresztą nie było się, co dziwić pierwszy tatuaż i już na pół pleców. Zabieramy się do tatuowania, a po 5 minutach koleś zaczyna krzyczeć z tym niemieckim „G” i „R’ – „Arghhhh IGOOOORRRR”. Ciężko jest to zobrazować teraz, ale uwierzcie mi było to  komiczne. I tak, co 15 sekund przez 6 godzin. Przez pierwszą godzinę  było to śmieszne, ale im dłużej tak krzyczał tym się to robiło coraz  dziwniejsze.

Czy jakieś szczególne zachowania u Klientów Cię irytują?

Wiele rzeczy mnie irytuje i denerwuje. Tak już jest, że nie każdy klient wie jak to wygląda od środka. Żyją jeszcze w przekonaniach rodem z lat 1990/2000 kiedy się np. utarło w jakimś środowisku, że zawsze po tatuażu musi być poprawka. Nawet jak nie jest konieczna to i tak „musi być”, bo po tatuażu się idzie na poprawkę, ale czy można być na to złym? Chyba nie. Nie każdy musi wiedzieć wszystko i dlatego my jesteśmy od tego, aby uświadamiać ludzi jak to powinno być. Na pewno nie lubię upartych klientów, którzy wiedzą lepiej jak ma być i koniec.

„Janusze tatuażu” to?

Kiedyś się mówiło, że ktoś zaczyna teraz od razu się mówi „Janusz tatuażu”. Natomiast moim zdaniem istnieją Janusze takie typowe. Mówię tu o „Mirkach i Januszach”, którzy już od lat robią tatuaże za przysłowiową flaszkę wódki, gdzieś po piwnicach, tuszem kreślarskim i struną od gitary. Uważam, że nie powinno się tak określać ludzi, którzy zaczynają swoja przygodę z tatuażem. Jest to niesprawiedliwe, kiedy wrzucamy ich do tego samego worka z ludźmi, którzy nie mają zaplecza artystycznego. Choć co niektórzy je mają, lecz jeszcze nie potrafią go przenieść na skórę.

A co sądzisz o „podrasowywaniu” zdjęć wykonanych tatuaży?

Wszystko w nadmiarze jest złe. To jest oczywiste, że nie jest się w stanie zrobić tak zdjęcia, aby wyglądało tak samo jak tatuaż na żywo, dlatego jeżeli mówimy o podrasowywaniu zdjęcia tak, aby na zdjęciu wyglądało tak jak na żywo to uważam to za w porządku. Technologia jest po to, aby nam pomagać i to jest dobre. Właśnie dzięki technologii robimy tatuaże coraz lepsze. Inaczej dalej byśmy robili chińskie znaczki  i tribale. Prawdą jest, że w dobie wszechobecnego internetu i „lajeczków”, które w nim można zdobywać, co niektórzy tatuatorzy przesadzają z obróbka zdjęć. Za jakiś czas to się skończy. Już powstają profile i strony, które demaskują nadmiar obróbki zdjęcia tatuażu. Zresztą ludzie nie są głupi i zaczną zauważać i zwracać większą uwagę na to czy patrzą na zwykłe zdjęcie czy na popis umiejętności obsługi programu do obróbki zdjęć. Myślę, że opinia publiczna zweryfikuję taką  praktykę.

Czy jest jakiś artysta, który ma lub miał wpływ na Twój styl?

Oj mógłbym tu wymienić bardzo obszerną listę artystów. Naprawdę, dużo obserwuje Yarsona. Po prostu miazga to, co gość robi to no speachless! Z początków mojej „kariery” (śmiech), jako tatuator na pewno dużo wzorowałem się na Silviano Fiato. Podobają mi się pracę z tak dużym kontrastem. Cały czas dążę do tego, aby im dorównać, choćby w 1%. Najdziwniejsze jest to, że najwięcej nauczyłem się od artystów, którzy przeważnie robią w kolorze. Na pewno bardzo dziękuje Ralfiemu, Łukaszowi Kotuli i Jordanowi Oterskiemu – oni dużo mi pomogli w technice i dużo podpowiedzieli i mieli wpływ na mój styl. Zarówno moja kobieta Karolina pomogła mi się ukierunkować w moim stylu.

Pobierz aplikację