Zielona Góra: Cezary Soszyński ze studia Viking Tattoo
Bardzo lubię mroczne tematy, realizm fantastyczny, surrealizm. Bardzo lubię też wykonywać portrety. Ogromną satysfakcję daje mi kolor w tatuażu. Nie znaczy to oczywiście, że czarno szare tatuaże nie sprawiają mi frajdy, przy czarno szarych pracach lubię zachować duży kontrast, przejrzystą dużą formę.
Skąd pomysł, że zostaniesz tatuażystą?
Swoją przygodę z tatuażem rozpocząłem dość dawno temu, bo pod koniec lat 90tych. Było to wtedy mało profesjonalne. Uczyłem się w tamtym okresie w liceum plastycznym, słuchałem i słucham nadal ciężkiej muzy. W subkulturze, w której się obracałem tatuaż to było COŚ, więc pomyślałem, czemu nie spróbować.
Kiedy dokładnie zacząłeś dziarać?
Jak wspomniałem była to końcówka lat 90tych. Pierwsze kroki stawiałem w moim rodzinnym miasteczku Przasnysz i Łomży - mieście gdzie się uczyłem.
Tatuowanie to dla Ciebie praca czy styl życia?
W zasadzie i to i to po trosze. Tatuaż po tylu latach stał się integralną częścią mojego życia, bez czego teraz ciężko było by mi funkcjonować. Sztuka tatuażu jest też moją pasja i ciągłą zajawką, ale oczywiście jest to też moja praca i główne źródło utrzymania. Traktowałem to i traktuję zawsze i z powagą i z 100% zaangażowaniem.
A jak nie dziarasz to co robisz?
Jak nie dziaram to staram się nadrobić czas, spędzając go jak najwięcej z bliskimi, odpoczynkiem z rodziną. Wiadomo, że każdy człowiek potrzebuje też czasu dla siebie, lubię ładować baterie podróżując, wypadami na koncerty. Nie wyobrażam sobie życia bez możliwości malowania. Ostatnio też stałem się posiadaczem motocykla, więc to też jakaś odskocznia od codzienności.
Zastanawiałeś się kiedyś kim byś był, gdybyś nie tatuował?
Nie brałem takiej opcji pod uwagę, ale myślę, że jakieś artystyczne zajęcie, może malarstwo...
Jesteś właścicielem studia. Ciężko jest prowadzić własny biznes?
Prowadzenie biznesu wymaga wielu wyrzeczeń i ciągłego zaangażowania, skupienia i organizacji, ale też są tego plusy np. sam gospodarujesz czasem (urlop). Na szczęście prowadzę studio wraz z żoną, której mogę zaufać we wszystkich kwestiach, dzięki czemu mogę się skupić na tatuowaniu i przygotowywaniu swoich autorskich projektów.
Jakieś rady dla tych, którzy chcieliby pójść na swoje?
No cóż, nie lubię doradzać, ale warto zorientować się na samym początku jak wygląda rynek, potencjalna konkurencja i znaleźć lukę, którą można uzupełnić swoim stylem.
Lubisz guest spoty?
Tak, lubię zarówno wyjeżdżać na nie jak i zapraszać do swojego studia. Kontakt z innymi artystami jest motywujący, pobudza kreatywność, poznaje się nowe osoby i miejsca. Z każdego guest spota można wyciągnąć coś dla siebie.
A konwenty?
Konwenty również, chociaż teraz bardziej, jako odwiedzający, niż jako wystawca. Mam wtedy więcej czasu na spotkanie i porozmawianie z ludźmi, których lubię i szanuję w branży.
Jakie są największe wady tego „zawodu”?
Na pewno ból pleców (śmiech). A tak na serio to, kiedy jesteś tatuatorem i właścicielem studia to największą wadą jest to, że doba jest za krótka. Cały czas coś jest do zrobienia, zwłaszcza, że studio traktujemy jak drugi dom.
Jakieś rady dla tych, którzy chcieliby spróbować swoich sił w tatuowaniu?
Na pewno trzeba mieć dużo, dużo pokory, zaangażowania i ciężko pracować. Ważna jest też cierpliwość a słuchanie ludzi doświadczonych w tej branży to podstawa.
Pamiętasz swój pierwszy raz, gdy wbiłeś igłę w czyjąś skórę?
No cóż w czasach, kiedy ja zaczynałem nie było sztucznych skór i sprzętu, jaki jest dostępny obecnie, więc wymagało to ciągłych ćwiczeń i praktyki. Na szczęście kolegów chętnych na tatuaż nie brakowało (śmiech). Było to coś nowego i ekscytującego, ale nie wywoływało we mnie stresu a raczej frajdę, bo tatuaż to było coś, czego nie miałeś na wyciągnięcie ręki jak jest to obecnie. Zarówno tatuator jak i klient czekali na ten moment z ekscytacją. Pierwszy tatuaż wykonałem na sobie, w liceum, na przerwie po między lekcjami.
Pamiętasz swoją pierwszą maszynkę?
Pierwsza moja maszyna to nic innego jak samoróbka, skonstruowana przez mojego dobrego kumpla, ale ten etap mojej beztroskiej twórczości może pominę (śmiech). Taka profesjonalna maszyna jak na tamte czasy oczywiście, została zakupiona przeze mnie w Łodzi - ciężka cewka.
Cewka czy rotarka?
Zdecydowanie rotarka, która lepiej wpisuje się w specyfikę mojej pracy, daje mi lepszy komfort i wygodę.
Czym teraz dziarasz?
Obecnie tatuuję FK Irons Flux. Odwykłem od kabli, zasilaczy, stopek. Praca tą maszyną jest bardzo przyjemna, robi robotę, mam w to skromny wkład (śmiech).
Czy preferujesz jakiś styl tatuowania?
Bardzo lubię mroczne tematy, realizm fantastyczny, surrealizm. Bardzo lubię też wykonywać portrety. Ogromną satysfakcję daje mi kolor w tatuażu. Nie znaczy to oczywiście, że czarno szare tatuaże nie sprawiają mi frajdy, przy czarno szarych pracach lubię zachować duży kontrast, przejrzystą dużą formę.
Czy robisz własne projekty i skąd czerpiesz inspirację?
Projekty przygotowuję zawsze osobiście w oparciu o referencje klienta, ale zawsze autorskie. Tworzę je na tablecie, często korzystam z dobrych fotografii i buduje obraz.
Podejmujesz się coverów lub dziarania na bliznach? Nie jest prosta sztuka…
Owszem, podejmuję się czasem coverów, czasami jednak stary tatuaż wymaga laserowego rozjaśnienia, które można wykonać w naszym studio. Zawsze są to większe projekty niż sam coverowany tatuaż po to, aby zgubić jego formę i kształt.
Ile czeka się sesję do Ciebie? Jak się zapisać? Korzystasz z serwisów bookingowych typu Tattoodo czy InkSearch?
Do mnie czeka się na termin około pół roku. Preferuję klasyczny system zapisów, czyli Fb, Instagram, Whatsapp, telefon czy strona internetowa.
Rysunek własnoręczny czy program graficzny/tablet graficzny?
Zwykle projektuję na tablecie, choć czasami zdarza się szybki szkic, który później przenoszę na tablet i dopracowuję.
Co jest większą sztuką. Zrobienie fajnego projektu czy przeniesienie go na skórę?
Dla mnie ogromną wagę odgrywa dobry projekt. Przygotowując go, automatycznie go analizuję, co ułatwia i przyspiesza mi wykonanie tatuażu już na skórze, tak, aby był on oddany jak najwierniej projektowi.
A co sądzisz o „podrasowywaniu” zdjęć wykonanych tatuaży?
Uważam, że dobry tatuaż będzie się bronił sam na żywo i kręcenie pod media społecznościowe to kpina z klienta, bo nie dostanie tego, co zobaczył w necie. Oczywiście drobna korekta typu ściągnięcie zaczerwienienia skóry balansami, jako niewielka ingerencja ok, ale kręcenie zdecydowanie nie.
Pamiętasz pierwszy tatuaż, który zrobiłeś?
Cos graficzno trybalowatego na moim przedramieniu. Wolałem sprawdzić na sobie, z czym to się je.
Tatuaż, z którego jesteś najbardziej dumny?
W każdy tatuaż staram się angażować i wkładać serducho. Mam nadzieję, że jeszcze duże wyzwań przede mną. Staram się cały czas rozwijać, zawsze można coś w swojej technice, projektowaniu, prowadzeniu studia ulepszyć, rozwinąć, bo jak stoisz w miejscu to się cofasz.
Z tatuażu, z których jestem dumny to są dwa... Jeden należący do mojego nieżyjącego już taty, jego pierwszy i jedyny tatuaż - myślę, że podłożył się na potrzebę ćwiczeń moich (śmiech) a drugi należy do mojego starszego syna.
Najdziwniejszy tatuaż, który zrobiłeś?
Ciężko jest mi to sobie już przypomnieć, było tego dość dużo, ale chyba nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć...
Czy są motywy, których masz już dość lub nie robisz?
Staram się zaproponować coś swojego w sytuacji, gdy klient/ka przychodzą np. z motywem zegara i róży. Maorys - w tym kompletnie się nie czuję. Całkowicie nie wykonuje motywów, które są motywami ideologicznymi, z którymi się nie zgadzam.
Najdziwniejsza rzecz jaka Ci się przytrafiła w trakcie tatuowania?
Przez te wszystkie lata mojej praktyki zawodowej przerobiłem już przeróżne akcje i sytuacje, więc nie wiem czy jest jeszcze w stanie mnie coś zaskoczyć, prędzej rozbawić.
Czy jakieś szczególne zachowania u Klientów Cię irytują?
Na pewno bardzo irytuję mnie zachowanie na osła ze Shreka, czyli ciągłe pytanie, kiedy koniec? Długo jeszcze? Dużo nam zostało? Wykręcanie ciała po to żeby zobaczyć, co robię, i takie natarczywe wpatrywanie się.
„Janusze tatuażu” to...
Janusze tatuażu to moim zdaniem oszpecenie kogoś, bo: nie ma proporcji, technicznie dramat, nie uwzględniona została anatomia więc i projektowanie leży. Do tego jak do każdego zawodu trzeba mieć, choć trochę talentu, zmysłu i należy włożyć ciężką pracę by robić to choćby na poziomie rzemieślnika dobrze. Można być artystą np. fryzjerem, ale można też kogoś skrzywdzić, jeśli się tego nie robi dobrze. W każdym zawodzie są Janusze.
Czy jest jakiś artysta, który ma lub miał wpływ na Twój styl?
Zdzisław Beksiński od 15 roku życia, kiedy to miałem okazję zobaczyć pierwszy raz na żywo Jego wystawę.