Gliwice: Krzysiek NSL Tattoo ze Studia D3XS, które jest jednocześnie Muzeum Tatuażu

Wywiady - Artyści tatuażu paź 22, 2018
Najbardziej lubię chyba czarno biały realizm. Poza tym tatuaż graficzny i oldschool. Na pewno nie  byłbym w stanie pracować tylko i wyłącznie w jednym z tych styli, ani z  żadnego z nich zrezygnować. Każdy wymaga ode mnie innych umiejętności technicznych, co pozwala mi rozwijać się na wielu płaszczyznach, nie  nudząc się przy tym.

Skąd pomysł, że zostaniesz tatuażystą?

Mój pierwszy kontakt z tatuażem miał miejsce za sprawą mojego dziadka, który miał ich sporo. Pamiętam, że jako pięcioletnie dziecko często kolorowałem mu je mazakami. Później dorwałem gdzieś jakąś gazetę, w której był wywiad z Liroyem i na jednym ze zdjęć było widać tatuaż na  jego głowie. To wywarło na mnie na tyle duże wrażenie, że od tamtej pory tatuaż już zawsze był dla mnie czymś fascynującym! Całą szkołę podstawową przeszedłem z rękami pomalowanymi mazakami, a nieco później –  w gimnazjum, stalówką, agrafką, a na końcu samoróbną “rotarką” stworzoną z kilkoma kumplami zacząłem dobierać się do własnej skóry. Reszta naturalnie potoczyła się sama.

Jak długo dziarasz?

Nie licząc tych kolorowych blizn popełnianych w gimnazjum i kilku innych przygód, za początek poważniejszej przygody z tatuowaniem uznaję rok 2010. Miałem wtedy 21 lat. Za jedną z chudziutkich wypłat niewykwalifikowanego budowlańca kupiłem swoje pierwsze, chińskie maszyny z allegro. Rzuciłem robotę i zacząłem coś nieśmiało dłubać. Tatuowałem głównie w mieszkaniach kolegów, nie mając jeszcze warunków u siebie. Któregoś dnia kumpel wkręcił mnie do małego, niszowego studia, gdzie stawiałem swoje pierwsze kroki, jako “tatuator”. Byłem wtedy bardzo szczęśliwy, że dostałem swoją szansę. W końcu skończyło się odbijanie  wzorów na żel do włosów (śmiech) i był to chyba najlepszy okres mojego  życia.

Tatuowanie to dla Ciebie praca czy styl życia?

Do pracy chodzisz te parę dni w tygodniu na kilka godzin i po wyjściu z niej zapominasz do momentu aż znowu zadzwoni budzik. Jeśli jest inaczej – spędzasz tam mnóstwo czasu, poświęcając lwią część życia prywatnego, a po godzinach dalej Cię to jara – to zdecydowanie jest to styl życia.

Jakie są największe wady tego „zawodu”?

Garb, ślepota, hemoroidy, żart! (śmiech) Największą wadą jest chroniczny brak czasu. Tego nie da się przeskoczyć.

Pamiętasz swój pierwszy raz, gdy wbiłeś igłę w czyjąś skórę?

Pamiętam doskonale. Poza swoimi nogami, które już miałem poharatane z każdej strony metodą prób i błędów, zrobiłem kumplowi trzy litery jakimś pseudo gotyckim fontem na nodze. Pewnie goi się to do dzisiaj (śmiech). Było to jeszcze na długo przed wyżej wspomnianym 2010-tym. Wtedy to była zabawa z dodatkiem adrenaliny. Jeśli jednak mowa o pierwszych tatuażach, gdy do tematu podchodziłem już poważniej, nie było tak kolorowo. W noc poprzedzającą sesję ciężko było zasnąć, a podczas pracy pot kapał z nosa. Coś jak taniec na polu minowym.

Pamiętasz swoją pierwszą maszynkę?

Jasna sprawa. Pierwszą w życiu stworzyłem z kilkoma kumplami z silnika magnetofonu, który dostałem na komunię, z długopisu, ładowarki z jakiegoś urządzenia z możliwością regulacji napięcia, struny z gitary, tektury i dużej ilości taśmy izolacyjnej. Była duża, wydawała dziwne dźwięki i skok igły miała na grubo ponad centymetr.

Cewka czy rotarka?

Cewek używam do konturów, a do reszty rotarek. Peny nie przemawiają do mnie ani trochę. Pierwszy, który wpadł mi w ręce był wykonany z plastiku i to zraziło mnie do nich na stałe. Wiem, że teraz wszystko zostało udoskonalone – jakość jest kozacka i z higieną też się poprawiło, ale nie sądzę bym kiedykolwiek miał spróbować.

Czym teraz dziarasz?

Do konturów mam dwie ręcznie robione cewki od Dimona Zaka, które są naprawdę świetne. Do cieniowania, wypełnień i koloru Bishopa pierwszej generacji, do dotworku, dots-to-line’ów i detali typu 3RL używam Swissa na dużym skoku. Gdzieś tam leży jeszcze Equalizer Pusher, który się kurzy i czasem wskakuje, jako rezerwowy.

Czy preferujesz jakiś styl tatuowania?

Ciężko mi się zaszufladkować. Najbardziej lubię chyba czarno biały realizm. Poza tym tatuaż graficzny i oldschool. Na pewno nie  byłbym w stanie pracować tylko i wyłącznie w jednym z tych styli, ani z żadnego z nich zrezygnować. Każdy wymaga ode mnie innych umiejętności technicznych, co pozwala mi rozwijać się na wielu płaszczyznach, nie nudząc się przy tym.

Czy robisz własne projekty i skąd czerpiesz inspirację?

Staram się wykonywać tylko własne projekty i bardzo chętnie rysuję dla klientów. Poza tym grzebię w programach graficznych i  odmętach internetu. Nawet, kiedy bazą jest ogólnodostępna fotografia lub znany już motyw, zawsze można z niego wyciągnąć “to coś”, co wyróżni go w szeregu. Kwestia obserwacji. Inspirację znajduję wszędzie, często przypadkiem. Często zagłębiam się mocno, gdy tylko zaciekawi mnie jakiś  temat i zwykle znajduję coś, co prędzej czy później wykorzystam w którejś ze swoich prac. Do tego oczywiście dobra książka, film, muzyka czy praca innego artysty też często potrafią “wbić mi gwoździa”, który później stanie się bazą do stworzenia czegoś.

Rysunek własnoręczny czy program graficzny/tablet graficzny?

W zależności od stylu, w którym mam się poruszać referencje, a więc i praca nad projektem trochę się różnią. W pracach realistycznych głównym źródłem są fotografie i podstawowe narzędzia programów graficznych – nie jestem w tym specjalnie dobry, więc zwykle lepiej skleja mi się elementy już na skórze niż na komputerze. Jeśli chodzi o oldschool i grafikę to zwykle w ruch idzie kartka i ołówek. Tablet  graficzny to zupełnie nie moja bajka.

Czy składanie zdjęć w programie graficznym to sztuka? Czy sztuką jest przeniesienie tego na skórę?

Jedno i drugie stanowi sztukę, pod warunkiem, że przenoszenie wzoru na skórę stanowi dalszy ciąg kreowania go. Jeśli jest to bezmyślne kserowanie z kartki na klienta, to jest to bardziej rzemiosło.

Pamiętasz pierwszy tatuaż, który zrobiłeś?

Pierwszych kilka zrobiłem na sobie samym. Mam je do dzisiaj i są dla mnie świetną pamiątką tamtych czasów.

Tatuaż, z którego jesteś najbardziej dumny?

Zdarzają się prace, które są dla mnie jak kamienie milowe i uczą mnie czegoś nowego. Wtedy odczuwam jakąś tam dumę, jednak wolę, by odczuwał ją klient. Mam świadomość, że tego fachu nie można opanować do perfekcji i zawsze można zrobić coś lepiej. Moim zdaniem dostrzeganie swoich błędów jest jedynym gwarantem progresu, więc szkoda czasu na samozachwyt. Na pewno najbardziej dumny będę z tatuażu, który wykona mi kiedyś mój syn!

Najdziwniejszy tatuaż, który zrobiłeś?

Ciężko powiedzieć. Mało mnie dziwi i częściej są to ludzie, niż ich tatuaże.

Są motywy, których masz już dość lub nie robisz?

Wszyscy w branży znamy doskonale te ptaszki, obalone ósemki, dmuchawce i piórka. Nie ukrywam, że jest to męczące i zwykle staram się uratować klienta przed nimi próbując zaproponować coś ciekawszego. Czasem jednak widzę, że ten oklepany znaczek nieskończoności czy inne piórko jest jedynym sposobem, aby uszczęśliwić daną osobę. Nie będę jej tego odbierał – po prostu siadam i go robię skupiając się, na jakości wykonania, z cichą nadzieją, że to ostatni taki w tym miesiącu (śmiech). Jeśli chodzi o te, których odmawiam, to na pewno polinezja, maori i ignorant – nie czuję ich  kompletnie. To samo dotyczy biomechaniki, chociaż zdarzyło się zrobić.

Najdziwniejsza rzecz, jaka Ci się przytrafiła w trakcie tatuowania?

Sporo dziwnych rzeczy dzieje się, na co dzień w studiach tatuażu. Nie sposób ich skatalogować, więc zamiast szukać tej najdziwniejszej przytoczę po prostu ostatnią, którą pamiętam. Tatuowaliśmy w kilka osób w zaprzyjaźnionym studiu, a obok kolega robił piercing jakiemuś gościowi. Dzień, jak co dzień, każdy robi swoje, gadka się klei i nagle huk. Nikt nie zauważył, kiedy ten klient od piercingu zrobił się zielony i padł  jakby go ktoś zastrzelił, zgarniając po drodze ze sobą całe stanowisko i kilka innych rzeczy. Gdy już udało mu się przywrócić świadomość i posadzić z powrotem na krzesło, rozejrzał się, przejechał ręką po włosach jak gdyby nigdy nic i mówi: “sorry chłopaki, zamyśliłem się” (śmiech). Myślałem, że zjem podłokietnik.

Czy jakieś szczególne zachowania u Klientów Cię irytują?

Zdecydowanie najbardziej wywieranie presji czasu. Tatuowanie w pośpiechu jest jak składanie mebli z Ikei z pełnym pęcherzem.

„Janusze tatuażu” to?

Wydaje mi się, że bycie lub nie bycie Januszem tatuażu to nie tylko kwestia umiejętności. Chociaż zwykle tak jest, ale bardziej  kojarzę to z tandetą i brakiem dobrego smaku. Jeśli dojdzie do tego brak jakiejkolwiek samokrytyki i łącze internetowe to miejsce w loży jest murowane.

Czy jest jakiś artysta, który ma lub miał wpływ na Twój styl?

Jest ich naprawdę mnóstwo, więc ograniczę się do tych pierwszych, którzy mieli na mnie chyba największy wpływ. Kiedy zaczynałem przygodę z tatuażem bardzo jarałem się pracami Paula Bootha, Roberta Hernandeza, Boba Tyrella i Booga. To byli moi guru. Oglądałem ich prace z uporem maniaka i analizowałem każdy szczegół marząc o tym, by też kiedyś zostać  tatuatorem…

Tattooartist.pl

TattooArtist.pl to serwis skupiający najlepszych polskich tatuażystów. Podzielony jest na kategorie: tatuaż, wzór, tatuażysta i studio. Znajdziesz tu również wyrafinowane inspiracje i ciekawe treści.

Great! You've successfully subscribed.
Great! Next, complete checkout for full access.
Welcome back! You've successfully signed in.
Success! Your account is fully activated, you now have access to all content.