Myszków: Jakub Chruściel z Dinkz Art Studio Tatuażu
Od paru lat najbardziej jara mnie newschool oraz abstract, szczególnie w kolorze. Od około roku czuję się w tych stylach mocny i mam zamiar udowadniać to każdym tatuażem w tym klimacie. Lubię pracować z freehandem, wolę mieć brudnopis zamiast gotowego projektu, co sprawia, że nikt do końca nie wie, jak będzie wyglądać finalna dziara – ja oczywiście mam już to w głowie.
Skąd wziął się pomysł, że zostaniesz tatuażystą?
Jest to dość nietypowa historia, którą często opowiadam moim klientom podczas sesji. Jeśli miałbym wszystko opisać w szczegółach, to moglibyśmy spokojnie stworzyć solidny rozdział do książki, którą być może kiedyś napiszę (śmiech)! Dlatego skrócę ją do minimum. W 2015 roku pracowałem na stanowisku kierownika, ale zaczynałem tracić zainteresowanie tą pracą. Rozważałem otwarcie własnej firmy, ale brakowało mi konkretnego pomysłu. Miałem umiejętność malowania i myślałem o zdobieniu pokoi dziecięcych motywami bajkowymi. W przyszłości planowałem również malowanie parkingów podziemnych czy innych przestrzeni w firmach, co mogłoby przynieść większe dochody. To był ogólny plan, ale niestety niezbyt udany.
Pewnego razu pokazałem starszemu od siebie, Panu Sławkowi, który pracował razem ze mną, zbiór moich prac malarskich. Miał on przynajmniej 20 lat więcej doświadczenia. Kiedy spojrzał na zdjęcia, powiedział mi: "Kuba, zacznij zajmować się tatuażami, masz talent". Nie zastanawiając się zbyt długo, postanowiłem spróbować. I jak widać, wyszło całkiem nieźle!
Kiedy dokładnie zacząłeś wykonywać tatuaże?
W tym roku minie 8 lat od momentu, kiedy pierwszy raz sięgnąłem po maszynę do tatuażu i wbiłem igłę w skórę mojego kolegi, a potem w swoją (auć!). Oczywiście wszystko odbywało się chaupniczo w moim starym mieszkaniu.
Tatuowanie to dla Ciebie praca czy styl życia?
Na pewno jest to praca jak każda inna, bo i czasem człowiek się zmęczy i coś boli po pracy, czy to ręce, czy plecy, czy oczy, itp. – to raz. Po drugie, jest to też mój biznes, więc pracuję praktycznie non-stop, bo nie zatrudniam menedżera do odpowiadania klientom czy robienia zamówień na igły i inne akcesoria. Lubię po prostu te wszystkie papierki i załatwianie spraw około studyjnych, lubię zadzwonić do kontrahentów, którym daję zarobić, i zwyczajnie sobie pogadać, co u nich słychać, przy okazji zrobić jakiś deal. Być może to przez moje wcześniejsze stanowiska w CV, które głównie były z dziedziny handlu. Ale gdybym nie spełniał się w tym, to nie obchodzilibyśmy w miniony weekend imprezy z okazji szóstych urodzin studia, więc jest to też związane z tym, że żyję tatuowaniem. Ale czy to miłość? Na pewno trudna miłość, ale czy na zawsze – tego nikt nie wie.
A kiedy nie zajmujesz się tatuowaniem, czym się zajmujesz?
Jestem głową rodziny, to przede wszystkim. Mam wspaniałą kobietę, córeczkę i synka, którym poświęcam się, jeśli tylko mogę. Razem podróżujemy do naszych ulubionych miejsc. Staram się zabierać moje dzieci na wycieczki, aby mogły zwiedzać świat i miały lepsze dzieciństwo niż ja w latach 90. w małym miasteczku, gdzie niewiele się działo, ale jakoś to żyło. Przy okazji ja nadrabiam teraz za te wszystkie lata.
Po drugie, ostatnio pochłonęły mnie podcasty z tematyki biznesu, rozwoju osobistego, nauki, itp. Spacer z psem to dobra chwila, by posłuchać czegoś mądrego. Ponieważ wieczorami brakuje mi czasu i sił do czytania, dlatego korzystam ze słuchawek. Chodzę na dłuższe spacery z psem trzy razy dziennie, a muzykę wolę słuchać w innych sytuacjach, na przykład gdy jadę samochodem.
Zastanawiałeś się kiedyś, kim byś był, gdybyś nie tatuował?
Hmm, kiedyś rapowałem i nawet teraz można to sprawdzić w Internecie, ale raczej nigdy nie wiązałem z tym wielkiej przyszłości. Było to bardziej wyrażanie siebie i podziemna zajawka. Aktualnie od 2015 roku nie nagrywam, z jednym małym wyjątkiem – hot16challenge w czasach lockdownu, gdy prawie cały naród stawał do mikrofonu. Mnie też dosięgła nominacja od podziemnych kolegów, haha! Efektem tego jest możliwość sprawdzenia klipu. Myślę, że tym fajnie zakończyłem tą przygodę z muzyką, a tatuaż, jako inna forma sztuki i wyrażania siebie, godnie zastąpił to miejsce w moim życiu.
Wracając do kontekstu pytania, sądzę, że jedyną alternatywą byłaby własna firma handlowa. Etat jest już na 99% nierealny, bo jestem zbyt niepokorny, by pozwolić komuś zarządzać mną. Umiałbym również zrobić terrarium dla jaszczurek pustynnych, bo sam takiego gada posiadam. Zbudowałem mu domek od podstaw, więc może to byłby jakiś pomysł. Jednak to praca w samotności, a ja cenię interakcje z ciekawymi ludźmi, których spotykam w biznesie. Ale póki co niech nie sprawdzamy innych branż. Dziaram nadal dużo i to mnie w pełni absorbuje.
Jesteś właścicielem studia. Ciężko jest prowadzić własny biznes?
To zależy. Tak i nie.
Tak, ponieważ Polska jest trudnym krajem do osiągania godziwych dochodów, choć słyszałem, że w innych krajach podatki są jeszcze wyższe. Jednak każdy, kto prowadzi własny biznes w naszym kraju, wie o czym mówię. Wiele rzeczy musi się tu jeszcze zmienić, i nie chodzi mi tylko o obniżenie pewnych opłat, ale także o likwidację niektórych absurdalnych przepisów, które nawet dla urzędników wydają się niezrozumiałe.
W kontrze powiem też NIE. Nie jest mi ciężko, ponieważ, jak już wspomniałem, to dla mnie frajda. Czuję się tu jak ryba w wodzie. Widząc rozwój mojej firmy przez te 6 lat, czuję dumę, że z małej kawalerki, gdzie to wszystko się zaczynało, doszedłem do tego miejsca. Dobrym przykładem jest także pierwszy lockdown, kiedy wielu tatuatorów martwiło się o swoje biznesy. Ja spokojnie zamknąłem studio na trzy miesiące, wspierałem szpital środkami higieny, rękawiczkami itp. Brałem udział w akcjach charytatywnych i przy okazji nauczyłem córkę chodzić. Po prostu podczas odpływu trudności widać, kto umiał pływać bez gaci, a kto nie (śmiech).
Jakieś rady dla tych, którzy chcieliby pójść na swoje?
Zakładam, że ktoś potrafi już dziarać i robi to dobrze, i po prostu chce odejść ze studia i założyć swoje. Po pierwsze, przyda się gen przedsiębiorcy, ponieważ będziesz tworzyć swoje własne stanowisko pracy, bez szefa, i możesz mocno upaść przy pierwszym potknięciu. Po drugie, warto mieć poduszkę finansową, na którą można polegać, gdy na przykład złamiesz rękę, nadejdzie jakiś wirus celebryta nr 2 lub inny typowy Czarny Łabędź (red: Czarny Łabędź odnosi się do zdarzeń rzadkich, trudnych do przewidzenia i wyjątkowo wpływowych, które mają ogromny wpływ na nasze życie i otoczenie.).
Ale to już wyłącznie kwestia edukacji. Uważam, że własne studio to biznes jak każdy inny. Albo nadajesz się na bycie szefem (czy to własnym czy całej ekipy), albo nie – czas pokaże.
Lubisz guest spoty?
TAK! Lubię odwiedzać znajome twarze, ale także poznawać nowe miejsca i ludzi. Dodatkowo zawsze można się nauczyć czegoś nowego od innych. Jednak od dłuższego czasu nie miałem okazji nigdzie się pojawić, ostatnio to było jeszcze przed wirusem. Na początku odrzucałem propozycje ze względu na moje obowiązki ojcowskie, które dla mnie są ważne. Później, kiedy w końcu byłem gotowy na wyjazd, albo nie było zainteresowania, albo ktoś nie dotrzymywał słowa.
Innym razem po prostu zdarzały się prywatne sprawy, które zmuszały mnie do rezygnacji. Mam za sobą trochę burzliwych okresów, ale mam nadzieję, że to już się odwraca. W 2024 roku może uda mi się to zmienić i odwiedzę zarówno miejsca, które mi umknęły, jak i nowe. Zapraszam do kontaktu!
A konwenty?
W sumie to zabawne, ale dopiero w 2022 roku, po 8 latach pracy jako tatuażysta, zacząłem uczestniczyć w konwentach jako wystawca. I bardzo mi się to spodobało, tak że postanowiłem, że będę brał w nich udział, kiedy tylko będę miał okazję.
Powtórzę się! Lubię interakcję z ciekawymi ludźmi, słuchać tych, którzy są mądrzejsi ode mnie, i oprócz tego jest ta iskra rywalizacji o podium, którego jeszcze na konwencji nie zdobyłem – ale jeszcze zdobędę!
Oczywiście pojawiło się kilka marzeń związanych z konwentami, które już w pewnym stopniu udało mi się zrealizować. Ale wiele pozostaje jeszcze do spełnienia, a czy mi się to uda, to czas pokaże.
Jakie są największe wady tego "zawodu"?
Niszczenie sobie wzroku, kręgosłupa, rąk, ryzyko zakażenia się jakimś patogenem, a na końcu zostawiam bombę – klientów. ALE NIE WSZYSCY! Po prostu każdy, kto pracuje w handlu i usługach, wie, że czasem trzeba mieć do czynienia z osobami trudnymi, czy to podczas spotkań, czy w komunikacji przez różne kanały.
Mówię o tych wymagających przypadkach, gdzie każda próba jest jak strzał w ciemno i nic nie dociera, o klientach roszczeniowych, ludziach o inteligencji złotej rybki itp. I później taka osoba idzie do domu, a Ty jesteś wyssany energetycznie do granic wytrzymałości, aż głowa boli – nie polecam.
Można się oburzać, ale ja wyznaję zasadę, że nie muszę współpracować z każdym, i nie każdy musi ode mnie mieć tatuaż czy mnie lubić. Ale to i tak stanowi niewielki procent przypadków. Nasi klienci w studio to wspaniali, otwarci i inteligentni ludzie.
Jakieś rady dla tych, którzy chcieliby spróbować swoich sił w tatuowaniu?
Nie bądź zosia samosia, posłuchaj mądrzejszych, idź na dobre szkolenie, albo dostań się do studia. Pozbądź się arogancji i pychy, że zrobiłeś trzy dziary to już złapałeś Boga za stopy. Ucz się, ucz i jeszcze raz ucz, a reszta przyjdzie sama z doświadczeniem. Tak bym sobie powiedział te 8 lat temu. Jak ktoś chce więcej, to zapraszam na szkolenie do mnie do studia, coś z Ciebie ulepimy, jeśli masz choć kilo talentu (śmiech).
Pamiętasz swój pierwszy raz, gdy wbiłeś igłę w czyjąś skórę?
Pewnie! Pamiętam swój pierwszy raz, gdy wbiłem igłę w czyjąś skórę. Opowiedziałem koledze, że mam maszynkę. Spotkaliśmy się u mnie po pracy przy piwku. Ustawiliśmy prowizoryczne stanowisko przy kanapie na stoliku – cały zestaw, rękawiczki, papierowe ręczniki. Mniej więcej wiedziałem, co i jak, bo sam miałem świeżo wykonane tatuaże w innym studio. I co się stało? Powstał indiański kompas na jego nadgarstku. Była to trochę katastrofa, ale później poprawiłem to, gdy już się nauczyłem – na szczęście. Dzięki Tomek za zaufanie!
Pamiętasz swoją pierwszą maszynkę?
Oczywiście, pamiętam swoją pierwszą maszynkę. To był chiński zestaw zakupiony z portalu aukcyjnego. Była to taka walizeczka, w której znajdowały się dwie maszynki cewkowe, choć w rzeczywistości nie były one zbyt trwałe i nadawały się raczej do wyrzucenia do kosza. W zestawie były też jakieś losowe igły, trzy kubeczki – ogólnie standardowy zestaw, taki jak można znaleźć, jeśli dobrze poszukać.
Jedna z tych maszynek wisi do dziś, oprawiona w ramce, na zaszczytnym miejscu w moim studio. To taka sentymentalna pamiątka z początków mojej przygody z tatuażem.
Cewka czy rotarka?
Preferuję rotarkę. Choć przez pewien okres tatuowałem przy użyciu cewek i one również miały swoje zalety, to jednak ogólnie wybieram rotacyjne maszynki. Przede wszystkim ze względu na ich ciszę i wygodę.
Czym teraz dziarasz?
Obecnie używam maszyny Heropen od TattooMe, skok 3,5. Przez pewien czas uczyłem się obsługi tej maszyny, była momentami frustrująca, ale później znalazłem swój sposób na nią i teraz uważam ją za najlepszą maszynę, jaką miałem okazję używać. Warto ją polecić, tym bardziej że to marka pochodząca z Polski.
Czy preferujesz jakiś styl tatuowania?
Od paru lat najbardziej jara mnie newschool oraz abstract, szczególnie w kolorze. Od około roku czuję się w tych stylach mocny i mam zamiar udowadniać to każdym tatuażem w tym klimacie. Lubię pracować z freehandem, wolę mieć brudnopis zamiast gotowego projektu, co sprawia, że nikt do końca nie wie, jak będzie wyglądać finalna dziara – ja oczywiście mam już to w głowie. Kiedyś byłem krytykowany za to podczas TCPL w Opolu, ale to było wtedy, a obecnie skupiam się na tym, co mnie inspiruje.
Stworzyłem także swoją autorską Dino City Style, która polega na przedstawianiu dinozaurów w postaci ludzkiej, tworząc klimat trochę podobny do tego z gry GTA. Bardzo chciałbym tworzyć ich więcej, dlatego serdecznie zapraszam wszystkich chętnych do realizacji takich projektów.
Czy tworzysz własne projekty i skąd czerpiesz inspirację?
Tak, posiadam wiele własnych projektów do wykonania. Jednak istotną częścią mojej pracy jest tworzenie projektów w trakcie sesji razem z klientem. To może być mylące dla niektórych, ale uwielbiam takie podejście! W rezultacie klient może przyjść z konkretnym pomysłem, np. czarną różą znalezioną w internecie, a wyjść z kolorowym tatuażem w stylu abstract – to jest prawdziwa magia. Fascynuje mnie sposób, w jaki ludzie zmieniają zdanie, kiedy razem z nimi eksploruję ich myśli i pomysły, otwierając sobie drogę do kreatywnego procesu.
Podejmujesz się wykonywania coverów lub tatuaży na bliznach?
Tak, zdarza mi się podejmować się coverów, choć czasem kieruję klientów na sesje laserowe, jeśli jest to wskazane. Jednak zazwyczaj można coś zrobić, aby zakryć istniejący tatuaż. To zależy od odwagi i zaufania danej osoby. Co do blizn, również podchodzę do tego wyzwania. Muszę zrozumieć, jak blizna jest umiejscowiona na ciele i staram się wykonać tatuaż w taki sposób, aby zarówno zakryć bliznę, jak i wkomponować ją w nowy wzór. To wymaga zrozumienia i umiejętności, ale jestem gotów podjąć się tego wyzwania.
Ile czeka się na sesję u Ciebie? Jak można się zapisać? Czy korzystasz z serwisów bookingowych typu Tattoodo czy InkSearch?
Obecnie zapisy są dostępne na listopad i grudzień tego roku. Nie planuję dalej, ponieważ obecne czasy są niepewne i trzeba uwzględnić pewne ruchy w planach. Można umówić się na sesję na trzy sposoby: poprzez moje media społecznościowe, za pomocą e-maila lub osobiście w studiu. Jeśli chodzi o covery lub projekty do zrobienia, zawsze wymagam konsultacji w studiu. Nie rezerwuję terminów telefonicznie ani za pośrednictwem portali bookingowych.
Rysunek własnoręczny czy program graficzny/tablet graficzny?
Zawsze rysowałem i malowałem tradycyjnie, ale potem połączyłem to z pracą na komputerze. Od czasu, gdy nabyłem iPada z aplikacją Procreate, pokochałem pracę w tym środowisku. Nawet nie wiem, gdzie mam akcesoria malarskie, bo moje dzieci częściej z nich korzystają niż ja. Dodatkowo wykorzystuję sztuczną inteligencję do tworzenia referencji dla projektów, chociaż nad projektem pracuję nadal osobiście.
Preferuję pracować szybko i efektywnie, niż długo i mozolnie. Chcę zaoszczędzić czas na zabawę z moją córką klockami Lego, zamiast spędzać go nad projektem, który ktoś może ostatecznie odrzucić. Mam szacunek dla tych, którzy tworzą swoje prace ołówkiem, akwarelami, kredkami czy flamastrami, a potem przenoszą je na skórę. W świecie tatuażu jest miejsce dla różnych stylów i podejść, i każdy znajdzie coś dla siebie.
Co jest większą sztuką: stworzenie fajnego projektu czy przeniesienie go na skórę?
Większą sztuką jest przeniesienie projektu na skórę. Czasami coś może wyglądać niesamowicie na ekranie lub papierze, ale na skórze efekt może być inny. To nie tylko kwestia wykonania, ale także dopasowania projektu do kształtu ciała. Wymaga to nie tylko umiejętności artystycznych, ale również głębokiej wiedzy o anatomii i zdolności dostosowania projektu do konkretnej osoby.
A co sądzisz o „podrasowywaniu” zdjęć wykonanych tatuaży?
Jeśli mówimy o drobnych poprawkach w kadrze, ekspozycji czy delikatnym dostosowaniu kontrastu, to jest to akceptowalne. Problem pojawia się, gdy ktoś manipuluje zdjęciami w sposób znacznie zmieniający rzeczywisty wygląd dziary, na przykład dodając detale czy modyfikując całe elementy poprzez program graficzny. To może prowadzić do dezinformacji i tworzenia niewłaściwych oczekiwań u klientów.
Osobiście, uważam, że umiejętne fotografowanie i prezentowanie rzeczywistych, niezmienionych prac jest ważne. Dobre światło, odpowiedni kąt i wyważone ustawienia kamery potrafią oddać piękno tatuażu bez potrzeby znaczących retuszy. W końcu odbiorcy zasługują na rzetelne i uczciwe przedstawienie efektu pracy artysty.
Tatuaż, z którego jesteś najbardziej dumny?
Czuję dumę z każdego tatuażu, który odzwierciedla mój postęp i rozwój. Jestem jednak zbyt krytyczny wobec swoich prac, by wskazać jednego ulubionego. Gdyby jednak oddać głos innym, to na przykład podczas ostatniego Tattoofest w Krakowie, gdzie zresztą tatuowałem na stanowisku TATTOOARTIST, podszedł do mnie Tofi i stwierdził, że ten newschoolowy tatuaż przedstawiający tyranozaura z kasetą to mój najlepszy tatuaż. Może to być ten numer jeden na ten moment? Niech ludzie oceniają, przecież do tego służą. Ja jestem tu po to, by tworzyć coś wyjątkowego dla moich klientów, a ponieważ cały czas się rozwijam, to pewnie jeszcze wiele najlepszych tatuaży przede mną.
Najdziwniejszy tatuaż, który zrobiłeś?
Bez wątpienia był to tatuaż logo AUDI umiejscowiony pod obojczykiem u dziewczyny. Wyjaśniła mi, że to jest jedyna rzecz, którą kocha i która nigdy jej nie zawiedzie... Każdy ma swoje osobliwe upodobania, choć dzisiaj pewnie bym się na to nie zgodził i odmówił wykonania. To były początki, a wtedy przyjmowałem różne zlecenia bez zastanowienia.
Czy są motywy, których masz już dość lub nie robisz?
Nie wykonuję tatuaży w stylu polinezyjskim, biomechanicznym, tribalnym oraz portretów. W tych obszarach są artyści lepsi ode mnie. Ponadto, mam dość wykonywania wszelkich napisów cienką czcionką, potrzebuję przerwy od nich.
Najdziwniejsza rzecz, jaka mi się przytrafiła w trakcie tatuowania?
Często ludzie opowiadają o omdleniach czy wymiotach, ale to dla mnie zrozumiałe i naturalne reakcje organizmu. To, co uważam za dziwne, to zachowania nieodpowiednie... Pewnego razu podczas tatuowania na klatce piersiowej, klient zaczął gwałtownie machać z bólu i wyzywać mnie, twierdząc że jestem nienormalny, bo tatuowanie powinno być bezbolesne. W pewnym momencie nawet wytrącił mi maszynkę z ręki. Na szczęście była na kablu, więc zdążyłem ją złapać. Inny klient próbował nawet odebrać mi maszynkę i samemu demonstracyjnie pokazać, jak mam dziarać jego rękę. Takie zachowania typu "przyszedłem, więc ty mnie dziaraj, bo mam do tego prawo" wydają się dziwaczne. Nie cierpię ludzi o roszczeniowym podejściu, którzy oczekują, że będę im służył. Preferuję współpracę i wzajemne zadowolenie - klient dostaje świetny tatuaż, a ja mogę stworzyć coś wyjątkowego. To jest prawdziwe win-win.
Czy jakieś szczególne zachowania u Klientów Cię irytują?
Podium bym ustawił w kolejności takiej:
- Rezygnacja dzień przed sesją, szczególnie wieczorem - wtedy istnieje dosłownie 1% szansy, że ktoś wskoczy na to miejsce, mam ochotę przejść przez ekran i komuś, a zresztą…
- Jak klient odwali coś podczas gojenia, a ludzie mają różne pomysły. Zresztą widać to na forach co się dzieje na niektórych świeżych tatuażach, lub jakie pytania padają, ręce opadają, a dobrze że nie odpadają, chociaż niektórym powinny…
- Jak ludzie się nie myją i brzydko pachną na sesji – naprawdę czasem byś nie pomyślał, że pięknej kobiecie będzie śmierdzieć skarpetka jak u starego alkoholika… to jest najgorsze
"Janusze tatuażu" to?
Są ludzie, którzy nadają się na forum Januszy, i są tacy, którzy nie zasłużyli by wylądować w takiej galerii. Są dziary, które wyglądają jak katastrofa totalna, a są dziary, które tam lądują ze względu na tematykę. Ja myślę, że Janusz to nie artysta, tylko ktoś, kto nie ma ani warsztatu, ani pokory, ani nie zachowuje higieny i ogólnie nie ma pojęcia o niczym. Wziął maszynkę i hulaj dusza piekła nie ma, robimy kasę byle jak, byleby dziarać, a później coś się wymyśli, gdzieś się ucieknie. Sam wylądowałem dwa razy na Januszach, mam odwagę o tym mówić. Przyznaję, że słusznie, bo to były beznadziejne tatuaże, ale to było na początkach i wiele nie umiałem. Lekcje odrobiłem, jak widać po portfolio (śmiech).
Czy jest jakiś artysta, który ma lub miał wpływ na Twój styl?
No comment. Pomidor (śmiech).