Gdańsk: Kamil Kruger ze studia Rock'n'Roll Tattoo & Piercing
Zdecydowanie ograniczam się do realizmu w szarościach i trash polki. Generalnie oba style lubię, ale często bardziej cieszę się z trash polkowych wzorów, bo zdarzają się rzadziej. Możliwe, że kiedyś spróbuję też realizmu w kolorze, ale na razie jakoś nam nie po drodze. Nigdy jakoś nie chciałem pracować w wielu stylach, bo wychodzę z założenia, że jeżeli ktoś robi wszystko, to nie jest w stanie robić niczego na najwyższym poziomie.
Skąd pomysł, że zostaniesz tatuażystą?
Oczywiście pierwszego kontaktu z tatuażem doświadczyłem podczas oglądania programu „Miami Ink”, ale wtedy traktowałem to raczej, jako program rozrywkowy, a nie pomysł na życie. Od tego momentu fascynowały mnie tatuaże, ponieważ było to coś nowego, nieznanego. Jednak w późniejszych latach moja fascynacja raczej była w trybie spoczynku... (śmiech). Odżyła dopiero, kiedy jeden z kuzynów rozpoczynał swoją drogę w tym zawodzie, wtedy tak naprawdę zacząłem się nimi poważniej interesować. Wreszcie miałem możliwość namacalnie doświadczać tego świata, a nie tylko przyglądać się mu przed ekranem. Zacząłem obserwować artystów, poznawać branże i nowe style tatuażu. Można powiedzieć, że powoli kiełkowała we mnie pasja do dziarania. Natomiast decyzję o zastaniu tatuażystą podjąłem na studiach, ponieważ nie czułem z nich żadnej satysfakcji.
Kiedy dokładnie zacząłeś dziarać?
Jak już wspomniałem w poprzednim pytaniu, kiedy byłem na pierwszym roku studiów, poczułem, że coś poszło nie tak i nie mogę pracować w tym zawodzie do końca życia. Wtedy zacząłem rozmyślać, nad inną „drogą”, ale pomysł na tatuaż nie wpadł mi oczywiście od razu do głowy. Kiedy obserwowałem kozaków z całego globu, nie potrafiłem sobie wyobrazić jak to jest możliwe, że oni wykonują tatuaże na wyższym poziomie niż ja potrafię rysować. Dlatego na tym etapie odpuściłem. Wiedziałem jednak, że mam jakąś wiedzę o rysunku, ale również znajomość programów graficznych. Kupiłem, więc tablet graficzny i stwierdziłem, że może zacznę pogłębiać moją widzę z zakresu grafiki komputerowej lub modelowania 3D. Po prostu nie chciałem marnować czasu tylko nauczyć się czegoś nowego. W międzyczasie jednak trafiłem na jakieś amerykańskie kursy tatuażu na YouTube i można powiedzieć, że był to moment przełomowy. Przeszukałem cały Internet pod kątem poradników, kursów itp.... Był tylko jeden zasadniczy problem, w dalszym ciągu nie miałem żadnego sprzętu do dziarania, a jak wiadomo studenci zazwyczaj nie mają dużej ilości pieniędzy. Sprawę̨ załatwił dwutygodniowy pobyt na winobraniu we Francji, z którego całe zarobione pieniądze przeznaczyłem na sprzęt i materiały. Zaczynałem na skórach świńskich, które dostawałem od rodzinnego rzeźnika. Poćwiczyłem kilka realistycznych wzorów, które na tyle spodobały się się̨ mojej współlokatorce, że zdecydowała się̨ w tamtym momencie na dziarę ode mnie (pozdrawiam Cię Natalia). Wykonałem dla niej realistyczne skrzydło przechodzące z barku na ramię, co prawda robiliśmy je na trzy razy, ale dalej jestem zaskoczony, że się̨ tego podjąłem... Dzień pierwszej sesji przypadał w grudniu 2018 roku, w naszym mieszkaniu. Tatuaż̇ na całe szczęście wyszedł dobrze i zyskałem kilku kolejnych klientów. Potem wydziarałem realistyczną sowę̨ i wilka, również̇ dla znajomych, zresztą̨ do dzisiaj zdjęcia tych tatuaży są̨ na moim fanpage. Potem byli kolejni znajomi, znajomi znajomych i dziaranie za zwrot kosztów za materiały. Małymi krokami powoli do celu... Natomiast za początek mojej profesjonalnej kariery mogę uznać lipiec 2020 roku w studiu Rock‘n’Roll Tattoo and Piercing Gdańsk, w którym dziaram w dalszym ciągu.
Tatuowanie to dla Ciebie praca czy styl życia?
Zawsze wychodziłem z założenia, że jeżeli twoje hobby staje się pracą, to już nigdy więcej nie będzie dawało Ci takiej samej satysfakcji. Jednak z tatuażem jest trochę inaczej, oczywiście są dni, kiedy muszę wykonać coś, co nie do końca leży w obszarze moich zainteresowań i wtedy niestety wykonuję tylko swoją pracę. Natomiast znaczną większość czasu robię projekty, którymi się jaram i wykonanie ich sprawia mi czystą przyjemność. Po prostu cieszę się całym procesem, od sfery projektowania po wykonywanie zdjęcia gotowej już dziary.
A jak nie dziarasz to, co robisz?
Wszędzie byle nie w domu... Nienawidzę̨ marnować́ wolnego czasu na siedzenie w domu, zresztą̨ kończy się̨ to u mnie zazwyczaj bólem głowy. Prawdą jest też, że dużo pracuję, dlatego staram się się̨ poświecić́ drugiej połówce jak najwięcej czasu. Najczęściej zdecydowanie wybieram jakiś́ spacer czy rower w towarzystwie natury. Lubię też odkrywać nowe miejscówki, więc urządzamy sobie wycieczki we wszystkie w naszym mniemaniu „ciekawe” miejsca. Wieczorami głównie Netflix na kanapie, w ramach odpoczynku.
Zastanawiałeś się kiedyś, kim byś był, gdybyś nie tatuował?
Prawdopodobnie byłbym kolejnym korposzczurem, w jakimś dziale logistycznym, bo taki kierunek studiów kończyłem. Oczywiście nie chciałbym nikogo obrazić, bo nie ma nic złego w pracy w korpo, ale zdecydowanie nie jest to praca dla mnie. Jedną z rzeczy, którą uwielbiam w byciu tatuażystą, jest wolność i niezależność.
Lubisz guest spoty?
Jasne, że tak i zdarza się, że wyjeżdżam w każdym miesiącu. Lubię poznawać nowych ludzi i miejsca, a to idealna opcja na spełnienie tych dwóch warunków. Zazwyczaj staram się robić guest spoty w studiach, w których pracują świetni artyści, dzięki czemu mam możliwość podglądania jak pracują, a tym samym doskonalenia swoich umiejętności i poszerzania wiedzy. Jestem prawie pewien, że bez guestspotów moja dziaranie byłoby w tej chwili na niższym poziomie.
A konwenty?
Jako uczestnik nie wziąłem jeszcze nigdy udziału. Szczerze powiedziawszy był to świadomy wybór, ponieważ nie czuję się do końca... Hmm na siłach? Po prostu ciągle doskonale swoje tatuaże i nie osiągnąłem nimi jeszcze takiego poziomu, który chciałbym pokazać szerszej publiczności. Czekam też na moment, w którym znajdę klienta, który da mi pełną swobodę tworzenia i wyrażenia siebie.
Jakie są największe wady tego „zawodu”?
Z całą pewnością największymi według mnie wadami tego zawodu jest stres i praca z klientem. W moim przypadku często jedno wynika z drugiego i zazwyczaj idą w parze. O ile nie mam absolutnie żadnego problemu w pracy z klientami, bo jestem raczej cierpliwy, komunikatywny i wyrozumiały, to zdarza się jednak, że pojawiają się sytuację stresowe. Niestety czasami trafiają się klienci, którzy sprawiają pozory mało ufnych albo są nadmiernie ciekawi. W takich sytuacjach padają pytania typu „A tutaj będzie jeszcze jakiś cień?” albo „To już tak zostanie?”. Przyznam zaczyna mi się w tych momentach robić delikatnie gorąco, chociaż wiem, że po prostu dany obszar nie jest jeszcze nawet skończony, ale stresuje mnie sam fakt braku zaufania od klienta. Zawsze powtarzam klientom, że jeżeli wybrali mnie na podstawie mojego portfolio i projekt im się podoba, to dołożę największych starań, żeby ich dziara była na najwyższym możliwym poziomie, ale to nie zawsze wystarcza. Niestety.
Jakieś rady dla tych, którzy chcieliby spróbować swoich sił w tatuowaniu?
Na pewno nie ma czegoś takiego jak przepis na sukces… Jednak potencjalnym śmiałkom poleciłbym zacząć naukę samemu w domu. Głównie chodzi mi o część teoretyczną. W internecie jest już cała masa poradników i wartościowej treści dotyczącej sztuki tatuażu, wiem, bo sam tak zaczynałem. Praktyki radziłbym uczyć się pod okiem doświadczonych tatuatorów w studiu, pozwoli to uniknąć masy błędów i przykrych niepowodzeń. Polecam też uzbroić się w cierpliwość i być samokrytycznym. Krytyczne spojrzenie na swoją pracę pozwala na ciągły rozwój, wtedy wiadomo też, o co pytać bardziej doświadczonych.
Pamiętasz swój pierwszy raz, gdy wbiłeś igłę w czyjąś skórę?
Tak jak już wspomniałem we wcześniejszym pytaniu, mój pierwszy raz był na skórze mojej współlokatorki, której wykonywałem to dość duże realistyczne skrzydło. Tak wiem idealny wzór na pierwszy tatuaż, pod każdym względem… Stres był potworny, właściwie to nie byłem pewien czy dobrze robię godząc się na tą dziarę… Wcześniej wykonałem dosłownie kilka tatuaży na świńskiej skórze i to zdecydowanie nie czyniło mnie gotowym na wykonanie pierwszego tatuażu na ludzkiej skórze. Pomimo to tatuaż po trzeciej "sesji" wyszedł bardzo fajnie i ani ja ani Natalia się go nie wstydzimy. Wszystko robiłem bardzo ostrożnie, zachowawczo i najlepiej jak tylko potrafiłem, może to dlatego? Dzisiaj dobrze to wspominam i czuję ogromną wdzięczność za możliwość wykonania tej pierwszej, wyjątkowej dziary. Szczególnie, że dzięki niej miałem potem sporo klientów.
Pamiętasz swoją pierwszą maszynkę?
Jasne, pierwszą moją maszynką był Cheyenne Hawk Spirit. Świetna i wszechstronna maszynka, która na początku drogi dużo wybacza. Zresztą znam masę dobrych artystów, którzy w dalszym ciągu na niej pracują i sobie chwalą.
Cewka czy rotarka?
Należę raczej do tej „nowej generacji” artystów, z której śmieją się często starzy wyjadacze, dlatego nie miałem niestety okazji pracować na cewkach. Mówię niestety, bo słyszałem, że rotarki nie mają podjazdu do dobrze zestrojonych cewek. Jestem chyba jednak zbyt leniwy, bo nawet praca dwoma rotarkami jest dla mnie zbyt przekombinowana.
Czym teraz dziarasz?
Aktualnie od dłuższego czasu dziaram maszynką Fk Irons Flux. Mam też Bishopa Wand Shader, ale nie do końca się dogadujemy. W sensie to świetna maszynka do gładkiego cienia, ale za długo pracuję już na Fluxie i paradoksalnie cieniuje mi się nią chyba trochę lepiej. Flux jest też zdecydowanie bardziej uniwersalny, więc pakuje fajnie czernie, całkiem nieźle cieniuje i z konturem daje radę. Czasami sięgam jeszcze po Bishopa, żeby urozmaicić sobie pracę, ale jak już wspomniałem wcześniej praca dwoma maszynkami to zdecydowanie nie moja bajka…
Czy preferujesz jakiś styl tatuowania?
Zdecydowanie ograniczam się do realizmu w szarościach i trash polki. Generalnie oba style lubię, ale często bardziej cieszę się z trash polkowych wzorów, bo zdarzają się rzadziej. Możliwe, że kiedyś spróbuję też realizmu w kolorze, ale na razie jakoś nam nie po drodze. Nigdy jakoś nie chciałem pracować w wielu stylach, bo wychodzę z założenia, że jeżeli ktoś robi wszystko, to nie jest w stanie robić niczego na najwyższym poziomie. Taka droga sprawdza się u mnie najlepiej i tego się trzymam. Można powiedzieć, że nie przepadam za coverami, jasne czasami to fajne wyzwanie i szansa na wykazanie się umiejętnościami, ale zazwyczaj mocno ogranicza możliwości projektowe.
Czy robisz własne projekty i skąd czerpiesz inspirację?
Oczywiście robię swoje projekty, gorzej z ich realizacją… Większość moich wolnych wzorów jest dość odważna i muszą niestety czekać na wyjątkowego klienta… (śmiech). Projektując staram się zawsze stworzyć coś unikatowego, innego od wszystkiego, co zazwyczaj można zobaczyć u artystów zajmujących się realizmem, a klienci częściej wybierają wzory na podstawie czegoś, co już kiedyś widzieli. Jestem jednak cierpliwy, bo prędzej czy później znajduję się klient, który zauważa ten intrygujący pierwiastek w moich projektach i ostatecznie ląduje on na jego skórze. Uwielbiam też abstrakcję i surrealizm, dlatego część z moich wzorów nawiązuje do tych kierunków w sztuce. Myślę, że jeżeli chodzi o tematykę najczęściej inspirację łapię z filmów i seriali, rzadziej za sprawą muzyki. Często jednak po prostu inspiracja przychodzi znikąd, po prostu czuję, że muszę dać upust inwencji twórczej…
Podejmujesz się coverów lub dziarania na bliznach? Nie jest prosta sztuka…
Jak już wspomniałem wcześniej, zdarza mi się podejmować coverów, ale raczej rzadko. Moim zdaniem mój styl nie do końca nadaje się do coverowania i są artyści, którzy często mogą zrobić to lepiej, więc nie widzę potrzeby, żeby na siłę się czegoś podejmować. Jeżeli chodzi o blizny to nie mam z nimi większego problemu, o ile blizna nie jest za świeża albo jej rozległość znacznie uniemożliwia zrobienie czegoś sensownego, to podejmuję się takich prac. Oczywiście zarówno, jeżeli chodzi o cover, jak i blizny często informuję klientów, że nie damy rady zrobić wszystkiego, przez ewidentne ograniczenia.
Ile czeka się sesję do Ciebie? Jak się zapisać? Korzystasz z serwisów bookingowych typu Tattoodo czy InkSearch?
Z tym bywa różnie zazwyczaj czas oczekiwania to dwa-trzy miesiące. W obecnym czasie jednak często zdarza się, że ktoś odwołuje sesję i mam pojedynczy szybki termin. Zapisy są prowadzone bezpośrednio przez studio, jednak można się ze mną skontaktować w tej sprawie przez Instagram, Facebooka lub mailowo. Póki, co nie korzystam z żadnej z w/w platform bookingowych.
Rysunek własnoręczny czy program graficzny/tablet graficzny?
Dla mnie to dwie odrębne metody i każdą z nich lubię. Własnoręczny rysunek to czysta forma, pozbawiona tych wszystkich wspomagaczy i jedyny moment, kiedy mogę odpocząć od ekranu. Możliwe, że właśnie, dlatego ją tak lubię. Niestety prawdą też jest to, że często brakuje mi czasu, żeby chwycić za ołówek, a praca w programie graficznym nie wymaga żadnych przygotowań, więc kiedy go brakuje sięgam po tablet.
Co jest większą sztuką? Zrobienie fajnego projektu czy przeniesienie go na skórę?
Wydaję mi się, że nie ma tutaj dobrej odpowiedzi. Jeżeli klient przychodzi i oczekuje ode mnie jakiegoś oklepanego wzoru, to poświęcam więcej wysiłku na jego jakościowe wykonanie. Natomiast są klienci, którzy dużo czasu myśleli nad pomysłem i mają czasami nawet trudność w jego przekazaniu. Wtedy zdecydowanie więcej trudu wymaga przygotowanie takiego projektu, żeby sprostać wymaganiom i oczekiwaniom klienta.
A co sądzisz o „podrasowywaniu” zdjęć wykonanych tatuaży?
Zależy, co rozumiemy przez „podrasowywanie” zdjęć. Zrobienie dobrego zdjęcia tatuażu, które odda jego rzeczywisty wygląd, to prawie większa sztuka, niż jego wykonanie… (śmiech). Używanie filtra polaryzacyjnego, w celu uniknięcia odbicia światła, czy też późniejsza edycja zdjęcia, żeby naprawić jego niepożądane działanie to według mnie nie jest oszustwo. Mówiąc o niepożądanym działaniu mam tu na myśli podbity kontrast czy też ciemniejsze zdjęcie… Jeżeli edytujemy zdjęcie zgodnie ze swoim sumieniem i dążąc do upodobnienia go do faktycznego wyglądu, jest to dla mnie fair. Zresztą sam tak robię… Natomiast, jeżeli chodzi o prostowanie konturów, dorysowywanie białego lub czegokolwiek innego, nakładanie fakeowych tekstur do tatuażu, zmiana kolorów i różne inne dziwne zabiegi, o których nawet nie mam pojęcia, to zdecydowanie jest to po prostu oszustwo. Nie wydaje mi się jednak, żeby takie rzeczy przechodziły bez echa na dłuższą metę, bo klienci na pewno to zweryfikują.
Tatuaż, z którego jesteś najbardziej dumny?
Ciężko byłoby mi wybrać jeden tatuaż. Mam kilka ulubionych dziar. Na pewno jest jeden z rękawów, który lubię szczególnie wspominać. Był to rękaw w motywie post apokaliptycznym, który był połączeniem trash polki i realizmu. Na ramieniu wykonaliśmy cover i to dość ciężki, a w dolnej części robiliśmy diabelski młyn z Prypeci przechodzący po części przez łokieć. Klient zgodził się od razu na projekt, a dziara po zrobieniu nie wymagała żadnych poprawek po mimo wcześniej wymienionych utrudnień. Po prostu scenariusz idealny…
Najdziwniejszy tatuaż, który zrobiłeś?
To pytanie, które często zadają mi klienci, nie mam tutaj jednak dużo do powiedzenia. Wykonałem jeden tatuaż, który zdecydowanie mogę nazwać odmiennym. Był to psychodeliczny obraz Alexa Greya, na którym znajdowało się mnóstwo oczu. Doświadczenie dziwne pod dwoma względami, po pierwsze w większości była to oczywiście kopia, których normalnie nie wykonuje, a po drugie poziom zmęczenia mojej głowy i oczu był szalony. Psychodelia mnie przerosła… (śmiech).
Czy są motywy, których masz już dość lub nie robisz?
Delikatnie przejadły mi się wilki i lwy. Czasami jednak uda znaleźć się niekonwencjonalny sposób na ich przedstawienie i wtedy potrafię czerpać przyjemność z takiej sesji. Za to, jeżeli mówimy o pomysłach na tatuaż, które nie byłyby zgodne z moimi zasadami etycznymi i moralnymi, z pewnością nie zdecydowałbym się na ich wykonanie, ale do tej pory nie miałem takich przypadków.
Najdziwniejsza rzecz, jaka Ci się przytrafiła w trakcie tatuowania?
Jednego razu miałem do wykonania wzór geometryczny na szyi. Klient przyszedł na sesję w nienajlepszej formie, prawdopodobnie dobrze się bawił minionej nocy… Odbiliśmy wzór i zaczynam dziarać, ale po zrobieniu dosłownie pięciu kropek, usłyszałem żebym chwilę poczekał. Klient oznajmił mi, że nie da rady, bo strasznie go to boli. Pomyślałem, że to jest jakiś problem, bo przecież mamy tylko sześciogodzinną sesję przed sobą… Na szczęście miałem wtedy maść znieczulającą pod ręką, która załatwiła sprawę. Przez chwilę jednak przeszło mi przez myśl, że gość skończy z tymi kropkami na szyi do końca życia.
Czy jakieś szczególne zachowania u Klientów Cię irytują?
W szczególności jestem uczulony na klientów, którzy nie szanują mojego czasu i na przykład zapominają dać znać, że nie pojawią się na sesji. Przed zapisem, zaznaczam też, że wysyłam projekt dzień przed sesją, ewentualnie pokazuje dopiero w dniu tatuażu, a mimo to czasami klienci pytają o wzór wcześniej… Trochę to rozumiem, bo ekscytują się nadchodzącym tatuażem i nie mogą się doczekać, kiedy pokażę, w jaki sposób odwzorowałem ich wizję na projekcie. Tylko, że każdego dnia mam innego klienta i każdy z nich ma podobne oczekiwania, a mam wrażenie, że niektórzy klienci o tym zapominają. Jeżeli chodzi o irytujące rzeczy podczas dziarania, to chyba tylko nie lubię, kiedy klient spogląda, co chwile na tatuaż podczas sesji. Bardzo mi to przeszkadza, a nic nie wnosi. Przecież, jeżeli jest taka potrzeba to nie mam żadnego problemu, żeby klient zweryfikował etap pracy, co jakiś czas w lustrze.
„Janusze tatuażu” to?
Dla mnie „Janusz tatuażu” to tatuator, który kopiuje projekty czyjegoś autorstwa, w dodatku nieudolnie, myśląc przy tym, że jest totalnym kozakiem… Każdy kiedyś był na początku i nikt od razu nie był najlepszy, ale ważne, żeby widzieć swoje błędy i żeby je nieustannie poprawiać. Myślę, że wiele rzeczy można wytrenować albo się ich nauczyć, jeżeli ma się odpowiednią ilość samozaparcia. Natomiast „Janusz tatuażu” to osoba, której wystarcza mierna, jakość, bo przecież i tak przynosi mu jakiś dochód.
Czy jest jakiś artysta, który ma lub miał wpływ na Twój styl?
Myślę, że powinienem wymienić tutaj mojego kuzyna, o którym była już mowa w tym wywiadzie. Z całą pewnością w dalszym ciągu jest dla mnie w mniejszym lub większym stopniu autorytetem i gdyby nie on to możliwe, że nie byłbym dzisiaj tatuatorem. Zapraszam również wszystkich fanów realizmu w szarościach na profil Mateusza Lisiewicza.