Konin: Karol Drzewiecki z Defo Tattoo

Uwielbiam sketch, czyli rysunek w tatuażu - ołówek, węgiel. Szkic w tatuażu przyniósł mi wewnętrzny spokój, ponieważ rysowanie stało się częścią procesu przygotowywania projektów tatuaży. Połączyłem w ten sposób dwie bardzo ważne dla mnie rzeczy. Teraz staram się wiernie przenosić moje szkice na skórę, pozostawiając trochę miejsca na ekspresję. Część procesu projektowania odbywa się bezpośrednio na skórze, wielokrotnie jeszcze w trakcie pracy. Wymaga to dużej wiary klienta, ale przynosi ciekawe efekty.

Kiedy dokładnie zacząłeś dziarać?

Pierwszy tatuaż wykonałem dokładnie w grudniu 2013 roku. W tym roku mija 10 lat. Pół roku później otworzyłem swoją pracownię tatuażu w moim rodzinnym mieście, Koninie. Nie miałem wtedy sumienia nazywać tego miejsca studiem (śmiech).

Tatuowanie to dla Ciebie praca czy styl życia?

Tatuaż jest dla mnie przede wszystkim pasją - to możliwość twórczej ekspresji. Stanowi moje hobby i sposób na życie. Jest to bardzo ważna część mojej egzystencji.

A jak nie dziarasz to co robisz? Zdradź trochę z życia prywatnego.

Od zawsze odczuwałem potrzebę intensywnych doznań. Uwielbiam szybką jazdę samochodem, co sprawia, że moi znajomi nazywają mnie najszybszą taksówką w mieście. Kite surfing, elektryczny mountain board - to tylko niektóre z moich pasji. Podróże również stanowią dla mnie źródło inspiracji. Regularnie odwiedzam miejsca, gdzie odbywają się ważne wystawy, a każda zagraniczna wyprawa jest związana przynajmniej częściowo ze sztuką. Art Basel, Centre Pompidou, biennale sztuki w Wenecji i wiele innych miejsc to dla mnie prawdziwe źródło zachwytu. Staram się również sporo rysować, choć malowanie nie jest już tak częste jak kiedyś. Jest to dla mnie relaksujące zajęcie. Generalnie unikam nudzenia się - nie jestem typem człowieka, który spędza czas na kanapie. Lubię być otoczony aktywnością i czerpać radość z różnorodnych doświadczeń.

Zastanawiałeś się kiedyś kim byś był, gdybyś nie tatuował?

Tak! Myślę, że żyłbym z malarstwa. Jestem przekonany, że nie mógłbym żyć bez pracy twórczej. Gdybym miał pracować na przykład w korporacji, uschnąłbym, stałbym się starym i zgorzkniałym Karolem (śmiech).

Jesteś właścicielem studia. Ciężko jest prowadzić własny biznes?

Tak, prowadzę studio Defo w Koninie. Gdybym nie zaczynał od samego początku na własną rękę, pewnie bym się nie zdecydował. Oprócz ogromnej radości, jaką sprawia mi prowadzenie tego miejsca, absorbuję to bardzo dużo czasu. Nie jest to prosty biznes, a czasy nie ułatwiają przedsiębiorcom. Jednak z perspektywy czasu, po uporaniu się z wieloma przeciwnościami, usystematyzowaniu pewnych działań i ustawieniu całej logistyki, jest dobrze.

Jakieś rady dla tych, którzy chcieliby pójść na swoje?

Ja, z perspektywy właściciela studia, wychodziłem z kilku założeń: ufaj swojej intuicji, nie bój się podejmować trudnych decyzji, pracuj ciężko, otaczaj się dobrymi ludźmi i naucz się, że nie jesteś niezastąpiony - czytaj: dziel się obowiązkami, inni często wykonają pewne rzeczy nawet lepiej niż ty sam.

Lubisz guest spoty? Co w nich jest fajnego?

Wstyd się przyznać, ale nigdy nie byłem na żadnym guest spocie.

A konwenty?

Konwent w sensie emocjonalnym jest dla mnie jak spacer po świetnej wystawie. Daje mi to ogromną dawkę energii i wyrzut endorfin. Spotkanie wielu artystów w jednym miejscu, oglądanie świetnych prac, uczestnictwo w twórczej konkurencji, współzawodnictwo, adrenalina i możliwość spotkania znajomych z różnych zakątków - to wszystko sprawia, że konwenty są dla mnie niezwykle inspirujące i ekscytujące.

Jakie są największe wady tego „zawodu”?

Przede wszystkim ból pleców - więcej grzechów nie pamiętam! Przecież to najlepszy zawód na świecie (śmiech).

Jakieś rady dla tych, którzy chcieliby spróbować swoich sił w tatuowaniu?

Znajdź mądrego mentora i zainwestuj w sprzęt dobrej jakości, nawet na początkowym etapie. Pokorna nauka krok po kroku.

Pamiętasz swój pierwszy raz, gdy wbiłeś igłę w czyjąś skórę?

Pewnie, że pamiętam. Swój pierwszy tatuaż noszę nad lewym kolanem. Stres jak cholera, myślałem, że serce wyskoczy mi z klatki piersiowej. Pamiętam to jak dziś. Spotkałem się z Krzysztofem "Legionem" (serdecznie Cię pozdrawiam) u niego w studiu, wtedy jeszcze w Koninie. Wcześniej pogadaliśmy, że pokaże mi, jak uzbroić sprzęt i podpowie, co i jak. Wieczorem po jego pracy Krzysztof wyjaśnił kwestie sprzętowe i maszyna w ruch. Pamiętam, że chciałem na pierwszym tatuażu spróbować wszystkiego, więc pojawił się grey wash, kolor, kontur... (śmiech) i nad kolano wjechała ćma. Później żona Legiona stwierdziła, że skoro już zrobiłem pierwszy tatuaż, to żebym strzelił jej kolejny na palcu. Nie wiedziałem wtedy, że to dość specyficzne miejsce. Krzysztof chyba coś później coverował, sorki Kate (śmiech).

Pamiętasz swoją pierwszą maszynkę?

Pierwsza maszyna była totalnie chamskim cewkowym "chińczykiem". Wiadomo, rama z jakimś smokiem, wyglądała efektownie. Tatuowanie tym raczej się nie dało, więc szybko skończyła jako ozdoba.

Cewka czy rotarka?

Rotacja zdecydowanie. Ze względu na wygodę, uniwersalność i szybkość pracy. Nie ubliżam maszynom cewkowym, bo do pewnych zadań są niezastąpione, ale dla mnie praca na rotacji to czysta przyjemność.

Czym teraz dziarasz?

Obecnie używam głównie maszyny Flux od FK Irons. Jest to dla mnie bardzo uniwersalna maszyna, znamy się dobrze i lubimy. Pracuję nią od kilku lat, więc pewnie to też wpływa na naszą współpracę. Nauczyłem się, że nawet bez zmieniania napięcia, kontrolując ruch ręki, mogę osiągnąć różne efekty - wypełnienie, cień, cienki kontur. Bardzo mi to odpowiada. Jednak ostatnio do mojej kolekcji dołączył Heropen TattooMe, i uważam, że to poważna konkurencja. Mam go dopiero od niedawna, ale już zaczynamy się polubić.

Czy preferujesz jakiś styl tatuowania?

Uwielbiam sketch, czyli rysunek w tatuażu - ołówek, węgiel. Przez długi czas miałem problem z wewnętrznym rozdarciem. Podczas tatuowania nie miałem czasu na malowanie i rysowanie, ponieważ pracowałem w zupełnie innym stylu. Natomiast podczas malowania nie miałem czasu na tatuowanie, co wywoływało nieustającą walkę w moim sercu. Przez długi czas szukałem odpowiedniego stylu w tatuażu. Wypróbowałem oldschool, newschool, realizm, mikrorealizm, mandale, dotwork itd. Dzięki temu miałem możliwość zaznajomienia się z różnymi stylami i świadomie wybrałem to, co było dla mnie najlepsze. Szkic w tatuażu przyniósł mi wewnętrzny spokój, ponieważ rysowanie stało się częścią procesu przygotowywania projektów tatuaży. Połączyłem w ten sposób dwie bardzo ważne dla mnie rzeczy. Teraz staram się wiernie przenosić moje szkice na skórę, pozostawiając trochę miejsca na ekspresję. Część procesu projektowania odbywa się bezpośrednio na skórze, wielokrotnie jeszcze w trakcie pracy. Wymaga to dużej wiary klienta, ale przynosi ciekawe efekty.

Czy robisz własne projekty i skąd czerpiesz inspirację?

Tak, szkicuję moje projekty przy użyciu ołówka i szkicownika. Próbuję od jakiegoś czasu przekonać się do magicznego urządzenia jakim jest iPad, ale zazwyczaj leży nieużywany w moim plecaku (śmiech).

Podejmujesz się coverów lub dziarania na bliznach? Nie jest prosta sztuka…

Zdarza się, choć nie przepadam za tym. Mój styl nie pozwala zbyt dobrze na zakrywanie wzorów. Często zostawiam duże wolne przestrzenie skóry bez tuszu. Blizny nie są dla mnie problemem, ale wpływają na kompozycję i ograniczają swobodę. Jednak gdy widzę kogoś z łzami w oczach, proszącego o cover, ciężko mi odmówić.

Ile czeka się sesję do Ciebie? Jak się zapisać? Korzystasz z serwisów bookingowych typu Tattoodo czy InkSearch?

Czas oczekiwania na teraz wynosi około 5-6 miesięcy. Mamy również "listę rezerwową", więc istnieje szansa, że ktoś może dostać wcześniejszy termin, jeśli ktoś zrezygnuje. Rezerwacje są prowadzone przez Zuzę, naszą menadżerkę, za pośrednictwem Instagrama studia (@defo_tattoo) lub telefonicznie. Nie korzystamy z serwisów rezerwacyjnych, ponieważ nasi klienci często nie są w stanie określić samodzielnie liczby sesji potrzebnych do wykonania większych wzorów.

Rysunek własnoręczny czy program graficzny/tablet graficzny?

No właśnie, ja preferuję tradycyjne narzędzia. Łatwiej mi pokazać ekspresyjność kreski w ten sposób. Oczywiście, korzystam również z Procreate'a, na ekranie mam naklejoną folię imitującą papier, ale to nie to samo. Chciałbym, bo to mega wygoda, mieć jedno urządzenie i jeden rysik, żeby ręce nie brudziły się od grafitu, ale jednak co papier, to papier. Każda struktura papieru inaczej przyjmuje ołówek. Łatwiej mi kontrolować natężenie czerni, grubość kreski i charakter rysunku.

Co jest większą sztuką. Zrobienie fajnego projektu czy przeniesienie go na skórę?

Trudne pytanie, ale jeśli chodzi o samo przeniesienie wzoru na skórę, to tu liczy się przede wszystkim warsztat, czyli rzemiosło. Jest to bardzo trudna sprawa, a technikę doskonalimy codziennie poprzez pracę. Jeśli używamy słowa "sztuka", to myślę, że projekt pokazuje naszą kreatywność, pomysł i kompozycję. Natomiast dobry tatuaż musi łączyć te dwa czynniki.

A co sądzisz o „podrasowywaniu” zdjęć wykonanych tatuaży?

Sam nie przepadam za takimi zabiegami i ich nie stosuję. Oczywiście korzystam z odpowiedniego oświetlenia, filtra na obiektywie i jednego suwaka. Świeżo wykonana praca, jeśli nie zdąży jeszcze wyschnąć, nie wygląda super dobrze na zdjęciach, ale same zabiegi optyczne, takie jak światło i filtr, pomagają poprawić wygląd. Słyszałem o przypadkach, gdzie retusz polega na "narysowaniu" konturów w programie graficznym. Dla mnie jest to niedopuszczalne, ponieważ znacznie przekłamuje rzeczywistość i oszukujemy w ten sposób osoby, które nas obserwują.

Pamiętasz pierwszy tatuaż, który zrobiłeś?

Opisałem tę historię przy okazji pierwszego wkłucia igły w skórę. Chciałbym dodać, że, o ile dobrze pamiętam, użyłem dwóch cewek - Birdy i Fifteen and More. Mimo że technicznie były one dno, jestem z nich zadowolony. To był kawałek historii. Dumnie noszę tatuaż - była to kolorowa ćma z czaszką na grzbiecie. Co śmieszniejsze, każda nowa maszyna, która się pojawiała, była testowana powyżej ćmy, kreski, kropeczki, takie brudnopisy. Cena za naukę (śmiech).

Tatuaż, z którego jesteś najbardziej dumny?

Myślę, że ten moment był punktem zwrotnym, gdy pierwszy raz przeniosłem szkic na skórę. Była to swojego rodzaju nagroda - pierwsze miejsce na konwencji, a potem kolejne... aż doszliśmy do wspaniałego finału Tattoo Championship [Karol Drzewiecki pierwszym Mistrzem Tattoo Championship Polska!]. Wszystkie te sukcesy pojawiły się od chwili, gdy zacząłem pracować w moim obecnym stylu. Pierwszym z nich był tatuaż na klatce piersiowej Dawida (pozdro, jeśli to czytasz). Praca trwała kilka godzin i była inspirowana obrazem Narodziny Wenus Botticelliego. To był trochę kolaż, trochę szkic, zajmował około połowy klatki piersiowej, ale później powiększyliśmy kompozycję na cały tułów. Jakiś czas później, w tym samym stylu, poszliśmy z plecami.

Finał pierwszej edycji Tattoo Championship Polska - Karol w środku

Najdziwniejszy tatuaż, który zrobiłeś?

Miałem kiedyś ciekawe pytanie: czy zrobiłbym smoczą łuskę na penisie? Może nic w tym turbo dziwacznego, ale musielibyście zobaczyć osobę, która pytała... W sumie nie wdaję się w szczegóły (śmiech). Później setki pytań klientów, którzy pytali o najdziwniejszy tatuaż, a ja nie miałem co opowiadać, bo zwyczajnie ich odmawiałem. W końcu pojawiła się klientka, która spytała, czy wytatuuje jej na wzgórku łonowym własność ******** *****" zamiast gwiazdek, imię i nazwisko jej faceta. Odmawiałem takich rzeczy, ale ona była tak pozytywnie zaaferowana faktem tego tatuażu, że stwierdziłem, że przynajmniej będę miał co opowiadać.

Czy są motywy, których masz już dość lub nie robisz?

Pewnie wszystkie już totalnie oklepane: patriotyczne, zegary, wilki w lesie, no wiadomo, klasyka. Nie przepadam za klasyką w takim wydaniu, chyba że klient daje mi możliwość tchnąć drugie życie w taki motyw. Mogę zrobić totalną wariację na jego temat w moim stylu.

Najdziwniejsza rzecz jaka Ci się przytrafiła w trakcie tatuowania?

No tak, omdlenia się zdarzały, płacz się zdarzał, brak prądu też. Pamiętam kiedyś taką młodziutką dziewczynę, która przyszła na napis na podbrzuszu. Gdy wbiłem igłę, wydarła się na mnie, totalnie oburzona, że to ją przecież boli i jak ja śmiem. Nie była świadoma, że tatuaż to nie jest zabieg bezbolesny.…

Czy jakieś szczególne zachowania u Klientów Cię irytują?

Mam spoko klientów, raczej się nie zdarza, żeby mnie irytowali. Ale czasem zdarza się sytuacja, kiedy tatuuję na przykład przedramię i ciągnę idealną, długą linię, a klient niespodziewanie rzuca się po telefon, bo akurat zadzwonił.

„Janusze tatuażu” to?

Każdy jakoś zaczyna. Problem pojawia się raczej, kiedy po długim czasie nie widać żadnego postępu w porównaniu z dniem, kiedy wbił pierwszy raz tusz. Niestety, takie sytuacje się zdarzają. Januszem tatuażu nazwałbym osobę, która ma jeszcze wiele do zrobienia pod względem warsztatu, ale uważa się za zajebistego. Nie przepada za szkoleniami ani seminarium, nie przyjmuje zdania innych, bardziej doświadczonych artystów, mimo że inni doceniają ich pracę.

Czy jest jakiś artysta, który ma lub miał wpływ na Twój styl?


Patrząc pod kątem tego, że mój styl opiera się na rysunku, duży wpływ od samego początku tej drogi mieli moi rodzice, ponieważ również są artystami. Miałem pod ręką dwóch nauczycieli, liczne rozmowy o sztuce, korekty rysunku itd. Następnie mój profesor rysunku z Akademii w Poznaniu, Józef Drążkiewicz, i jego ówczesna asystentka, Basia. Kuba Kujawa uświadomił mi, że specyficzne narzędzia w sztuce tatuażu można używać w dowolny sposób. Inspirowałem się wieloma artystami, uwielbiam rysunek i malarstwo Jacka Malczewskiego, rysunki Egona Schiele, grafiki Alfonsa Muchy, a w kontekście tatuażu, wielkie kompozycje Tofiego i prawdopodobnie wielu innych, których trudno mi wszystkich wymienić. Każda wizyta w galerii, muzeum to kolejna dawka inspiracji.

Karol Drzewiecki pierwszym Mistrzem Tattoo Championship Polska! [FOTOGALERIA]
10 czerwca podczas największej branżowej imprezy w kraju - Tattoofest w Krakowie - odbył się Finał 1. Edycji Tattoo Championship, w wyniku którego jury, złożone z aż 18 artystów przyznało tytuł Mistrza Karolowi Drzewieckiemu [https://www.tattooartist.pl/defokarol] ze studia Defo Tattoo w Koninie. …