Łódź: Monika Ochman z Sigil Tattoo 2
Najwięcej prac wykonuję akwarelowo-malarskich i to z nimi jestem kojarzona. Mało, kto wie, że tatuuję również w innych stylach. Ostatnio na przykład robiłam rękaw w dotwork’u, kwiatowo-mandalowo-ornamentowo-biżuteryjny. Uważam, że tatuatorzy powinni mieć warsztat techniczny z każdego stylu, a dopiero potem wybierali „specjalizację” – nie odwrotnie tak, jak ma to miejsce w dzisiejszych czasach.
Skąd pomysł, że zostaniesz tatuażystką?
Tak naprawdę skłonił mnie do tego… lekarz, z którym wtedy pracowałam. Obydwoje byliśmy bardzo temperamentni i ciągle dochodziło między nami do spięć. Któregoś razu (po 7 latach wspólnej pracy) wyprowadził mnie z równowagi do tego stopnia, że wzięłam wszystkie 4 dni urlopu na żądanie po to, by zastanowić się, co dalej. Los chciał, że akurat wtedy pojawiło się ogłoszenie jednego łódzkiego studia dotyczące chęci zatrudnienia kolejnego tatuatora. Ja na swoim koncie miałam wtedy ok. dwudziestu wykonanych tatuaży, ale doszłam do wniosku, że zaryzykuję – niczego nie tracę, najwyżej odmówią. Nie obyło się oczywiście bez przygód, ale summa summarum - udało się.
Jak długo dziarasz?
W studiu zaczęłam pracę w lipcu 2015 roku, czyli prawie 5 lat.
Tatuowanie to dla Ciebie praca czy styl życia?
I to, i to. Bywają dni, że zupełnie nie chce mi się jechać do studia, bo akurat mam wysysającego energię klienta bądź tatuuję ciężkie miejsce na ciele i wiem, że się umęczę po pachy… Na szczęście takie dni zdarzają się niezwykle rzadko – kocham swoją pracę, bo jest NAJLEPSZA NA ŚWIECIE! Robię to, co lubię, spędzam czas w przyjemnym dla oka miejscu, gdzie panuje cudowna, wyluzowana atmosfera, którą wspólnie tworzymy.
Lubisz guest spoty? Chyba ciągle jesteś w drodze…
Praktycznie wszystkie moje guest spoty były bardzo przyjemne i pouczające. Uważam, że takie wyjazdy są fajnym doświadczeniem, aczkolwiek od urodzenia jestem domatorką i dla mnie osobiście bywają dosyć męczące. Aktualnie chcę trochę odpocząć, dlatego też odwołałam wszystkie guest spoty polskie i zagraniczne, a propozycji nowych (chwilowo) nie przyjmuję.
Jakie są największe wady tego „zawodu”?
Mnie osobiście najbardziej przeszkadza „praca po pracy” (odpisywanie na wiadomości, prowadzenie „social media”, tworzenie projektów) oraz to, że przez kilka godzin dziennie siedzę w ciągłym napięciu mięśniowym, w pozycji dalekiej od tej naturalnej. Odbija się to na moim zdrowiu do tego stopnia, że raz w tygodniu muszę korzystać z usług koleżanki rehabilitantki.
Pamiętasz swój pierwszy raz, gdy wbiłaś igłę w czyjąś skórę?
Oczywiście, że pamiętam! Pierwszy tatuaż na żywej istocie zrobiłam sobie – był to prosty, czarny znaczek. Wybrałam mało rzucające się w oczy miejsce na ciele na wypadek, gdyby nie wyszło (duży palec u stopy). Na szczęście poszło mi nieźle i tatuaż mam do tej pory. Kolejną ofiarą był mój kolega, któremu tatuowałam maski teatralne z napisem na przedramieniu. Kompletnie nie potrafiłam ustawić maszynki do konturu, więc wszystko zrobiłam igłą do cieniowania… Tragedii nie było, ale tatuaż różnił się znacznie od wzoru, zwłaszcza w części literowej. Tak się złożyło, że ostatnio to poprawialiśmy, więc teraz jest już ładniejszy (śmiech).
Pamiętasz swoją pierwszą maszynkę?
Nie chciałam przepłacać za coś, co może mi się nie przydać lub nie spodobać, dlatego też moimi pierwszymi maszynkami były chińskie cewki do konturu i wypełnienia. Kupiłam cały zestaw na Allegro za 400 zł, w którym było dosłownie WSZYSTKO!
Cewka czy rotarka?
Zdecydowanie preferuję maszynki rotacyjne – moja dłoń i uszy są mi za to niezmiernie wdzięczne.
Czym teraz dziarasz?
Od dłuższego czasu pracuję Stigmą Beast (tą starą wersją) i mam nadzieję, że nigdy się nie zepsuje… Byłoby mi bardzo przykro. Mam też tę nowszą wersję z tą samą mocą silnika, ale kompletnie mi ona nie leży.
Czy preferujesz jakiś styl tatuowania?
Najwięcej prac wykonuję akwarelowo-malarskich i to z nimi jestem kojarzona. Mało, kto wie, że tatuuję również w innych stylach. Ostatnio na przykład robiłam rękaw w dotwork’u, kwiatowo-mandalowo-ornamentowo-biżuteryjny. Uważam, że tatuatorzy powinni mieć warsztat techniczny z każdego stylu, a dopiero potem wybierali „specjalizację” – nie odwrotnie tak, jak ma to miejsce w dzisiejszych czasach.
Czy możesz powiedzieć o sobie, że masz własny styl dziarania?
Moi klienci powiedzieliby, że mam (często to od nich słyszę), ale mój styl cały czas ewoluuje. Nie byłabym sobą, gdybym nie starała się czegoś w nim ulepszać, testować, delikatnie zmieniać. Aktualnie najbardziej interesują mnie prace odzwierciedlające maźnięcia pędzla i to na nich chcę się skupić. Podobno wyglądają dość oryginalnie, więc mam nadzieję, że wkrótce przekonam do nich większą ilość klientów.
Jak zrobić idealną linię? I jak robi się tak wyraziste kolory jak w Twoich dziełach?
Trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć…, Jeśli chodzi o kolory to najważniejsza jest dla mnie mocna maszynka oraz pedantyczna wręcz dokładność.
Czy robisz własne projekty i skąd czerpiesz inspirację?
Tak - wszystkie projekty, które tatuuję są mojego autorstwa (w oparciu o indywidualne potrzeby klientów). W wolnych chwilach staram się też rysować wzory „do wzięcia”, które tworzę najczęściej w jakichś pięknych okolicznościach przyrody - to właśnie natura i jej urokliwość ładuje moje artystyczne baterie.
Podejmujesz się coverów lub dziarania na bliznach? Nie jest prosta sztuka…
Jeśli klient żąda niemożliwego to nie, nie podejmuję się. Jeśli natomiast jest otwarty na moje sugestie i uwagi (dotyczące m.in. konieczności wykonania zabiegu laserowego) to jak najbardziej. Nie ukrywam, że jest to dla mnie ciężki kawałek chleba, ale z drugiej strony wiem jak się czuje osoba, która ciągle patrzy na swój niechciany tatuaż… i chcę jej pomóc. Tym bardziej, że wielu tatuatorów w ogóle nie podejmuje się coverowania i te biedne osoby nie mają, do kogo się z tym zwrócić.
Rysunek własnoręczny czy program graficzny/tablet graficzny?
Absolutnie tablet graficzny. Czemu? Odpowiedź jest prosta - oszczędzam tak ważny dla mnie czas i energię. I nie chodzi tu o to, że nie tknę w życiu już farb czy ołówka, ale do codziennej pracy w studiu nie wyobrażam sobie innej metody tworzenia wzorów. Korzystając z tabletu mogę do woli coś dodawać, usuwać czy zmieniać do czasu, kiedy będę wreszcie zadowolona z efektu. Zupełnie inaczej niż przy malowaniu prawdziwymi akwarelami - jeden błąd i cały obrazek do wyrzucenia...
A co sądzisz o „podrasowywaniu” zdjęć wykonanych tatuaży?
Myślę, że delikatna korekta się przydaje, zwłaszcza przy kolorowych pracach. Robiąc zdjęcia swoich tatuaży widzę, jak wiele tracą przez obiektyw czy złe oświetlenie. Dla osoby, której wizytówką są prace w pięknych kolorach jest to mocno frustrujące. „Świecącym” komputerowo tatuażom mówię nie, ale schłodzenie odcienia skóry czy pozbycie się odblasków jest moim zdaniem wskazane. Oprócz zdjęć nagrywam także filmiki – chcę, żeby moi klienci widzieli obydwie wersje.
Tatuaż, z którego jesteś najbardziej dumna?
Niestety nie ma takiego, bo ciągle wymagam od siebie więcej i więcej... Po tatuowaniu zawsze stwierdzam, że można było to zrobić lepiej albo inaczej. Taka już jestem, co zrobić (śmiech).
Najdziwniejszy tatuaż, który zrobiłaś?
Najdziwniej to było, jak mi klient kazał połączyć w jednym tatuażu Yodę z „Gwiezdnych wojen”, góry, snowboardzistę, karty Uno, logo zespołu Prodigy i krzak marihuany… I wiecie co? Zrobiłam to! I to nawet bardzo sensownie. Ale to było dawno, teraz bym mu po prostu odmówiła.
Są motywy, których masz już dość lub nie robisz?
Kompletnie nie wychodzi mi projektowanie postaci – nie czuję tego i nie lubię. Nie przepadam również za tatuowaniem najczęstszych motywów: róż, motyli, kolibrów, peonii, łapaczy snów no i przede wszystkim feniksów, na które najzwyczajniej w świecie brakuje mi pomysłu.
Najdziwniejsza rzecz, jaka Ci się przytrafiła w trakcie tatuowania?
Raz w trakcie tatuowania wysiadł prąd. Okazało się, że wystąpiła poważna i rozległa awaria w całej Łodzi, a ja nawet nie skończyłam tatuować konturu… Na rozwój sytuacji czekaliśmy w ciemności, bo był to okres jesienno-zimowy. Po 3 godzinach zwłoki mogłam na szczęście kontynuować pracę. Miałam też sytuację, że rysowałam projekt razem z siedzącą obok klientką, zaakceptowała go, odbiłam jej kalkę na skórze, naszykowałam stanowisko, wzięłam maszynkę w dłoń i… powiedziała mi, że mój wzór jej się nie podoba, po czym wybiegła ze studia.
Czy jakieś szczególne zachowania u Klientów Cię irytują?
Najbardziej frustrujące i przykre jednocześnie jest dla mnie to, że klienci nie czytają informacji dostępnych na mojej stronie. Poświęcam ogrom czasu i energii żeby ułatwić im całą procedurę zapisu, uświadomić, w jaki sposób pracuję, jak przygotować się do sesji czy pokazać, jak ona przebiega krok po kroku. Na marne niestety. A szkoda, bo nie znam innego tatuatora, który tak bardzo przykłada się do prowadzenia swojego fanpage’a.
„Janusze tatuażu” to?
Dla mnie „Januszem tatuażu” jest osoba, która tatuuje tylko i wyłącznie dla pieniędzy, nie mając ani grama talentu. Niestety w dzisiejszych czasach „Janusze” są na każdym kroku, bo tatuowanie stało się „modne” i łatwo dostępne. Do czasu…
A jak czujesz się, z tym, że to Twoje pracę podziwiają inni?
Szczerze to często mnie to krępuje i peszy… Oczywiście jest to bardzo miłe, kiedy ktoś docenia Twoją ciężką pracę, ale jako introwertyczka nie lubię być w centrum zainteresowania i nie umiem przyjmować komplementów. Nie wydaje mi się, by to się kiedyś zmieniło (śmiech).