Płock: Przemysław „KAZIU” Kaźmierczak ze studia Family INK
Najlepiej czuję się, kiedy dziaram postacie z anime, gier czy komiksów. Ale od czasu do czasu lubię wydziarać jakieś delikatne kwiatki czy mandalkę. Uwielbiam dziarać kontur, robić dotwork, sketch. Nie przepadam za graywashem. W przeszłości rysowałem tylko tuszem i stalówkami (mangi), więc w czerni i bieli czuję się dużo pewniej. Kolor jest dla mnie nowością, ale również z nim jest mnóstwo zabawy i cały czas staram się go nauczyć!
Skąd pomysł, że zostaniesz tatuażystą?
Pierwsze, nieśmiałe myśli o zostaniu tatuażystą miałem już w liceum. Uczęszczałem do Liceum Plastycznego w Płocku i już wtedy chciałem spróbować tego zawodu. Jednak rzeczywistość była o wiele trudniejsza i pracowałem w różnych zawodach, w których nie czułem się najlepiej. Los mi jednak sprzyjał, bo znajoma mojego kumpla tatuowała hobbystycznie i to od niej miałem możliwość zakupienia moich pierwszych maszynek oraz zasilacza. To był pierwszy kontakt z tatuowaniem. Pozdrawiam Cię Aniu (śmiech).
Kiedy dokładnie zacząłeś dziarać?
Pierwsze „dziary” na sztucznych skórach, bananach oraz kumplu zacząłem robić pod koniec lipca 2018 roku. Niespełna dwa tygodnie później spotkałem się z Jankiem, który dopiero, co otwierał FAMILY INK. Tak też zostałem praktykantem i już na początku sierpnia wykonywałem dziarkę pod jego czujnym okiem.
Tatuowanie to dla Ciebie praca czy styl życia?
Jedno i drugie. Mam to szczęście (lub nieszczęście dla niektórych), że pracuję razem ze swoją dziewczyną, która także dziara. Nie ma dnia byśmy nie rozmawiali o tatuażach, doradzali sobie w projektach itp. Tatuaże to część naszego życia. Tatuowanie staje się pracą dla mnie w momencie, kiedy trzeba poświęcić czas na prowadzenie social mediów, nie jestem w tym najlepszy (śmiech).
A jak nie dziarasz to, co robisz?
Gram, gram, gram. Jest to takie moje uzależnienie (śmiech).. Oglądam z moją dziewczyną anime, czasem poczytam jakąś mangę czy komiks. Kocham układać LEGO, super relaksik po pracowitym tygodniu.
Zastanawiałeś się kiedyś, kim byś był, gdybyś nie tatuował?
Nie zastanawiałem się. Moją zaletą jest to, że bardzo szybko się uczę. Lubię uczyć się nowych rzeczy i mógłbym pracować gdziekolwiek. Ale wydaje mi się, że gdzie bym nie był na drodze życia i tak bym prędzej czy później spróbował tatuowania.
Lubisz guest spoty?
Uwielbiam. Jest to dla mnie niesamowity zastrzyk energii i świeżości. Wymienianie się doświadczeniami z innymi tatuatorami jest super sprawą. Lubię obserwować salony tatuażu, to jak inaczej od siebie funkcjonują i jak różnią się klimatem.
A konwenty?
Podobnie jak na guest spotach, można poznać tatuatorów i powymieniać się doświadczeniami. Z tą różnicą, że na konwencie jest duuuuużo ludzi. I czasem brakuje tego czasu, żeby z każdym pogadać. Można też pozgarniać fajne gadżety od artystów, których obserwujesz. Super jest to, że ludzie mogą nas zobaczyć w akcji. Bardzo mi jest miło, kiedy ludzie wpadają zbić piątkę, kojarząc mnie tylko z internetu. Z minusów konwentów jest chyba to, że przeciwieństwie do guest spotów człowiek wraca do domu bardzo zmęczony (śmiech).
Jakie są największe wady tego „zawodu”?
Tak jak wcześniej mówiłem, nie jestem fanem prowadzenia social media, jednak musimy to robić, w końcu musimy dotrzeć do klientów. No i klasyczek - ból pleców, oraz pogorszenie wzroku.
Jakieś rady dla tych, którzy chcieliby spróbować swoich sił w tatuowaniu?
Jeśli nie masz warsztatu plastycznego to polecam kursy rysunku i malarstwa. Jeśli masz dobry warsztat plastyczny to po prostu zbierz w sobie odwagę by zacząć tatuować. Często jest tak, że ludzie z super umiejętnościami boją się spróbować dziarać, bo myślą, że są słabe. Jak na złość osoby, które nie mają żadnego warsztatu artystycznego bez wahania łapią za maszynkę. Najlepiej jest zebrać swoje najlepsze prace i udać się do dobrego salonu i zapytać o praktyki. Możesz odwiedzić jakiś konwent i wtedy spróbować porozmawiać z tatuatorami, których obserwujesz. A nuż może ktoś Cię weźmie pod swoje skrzydła.
Pamiętasz swój pierwszy raz, gdy wbiłeś igłę w czyjąś skórę?
Oczywiście. Zaraz po kupnie pierwszych maszynek odezwał się do mnie kumpel z pracy, że chciałby swoją pierwszą dziarkę. Jako, że ledwo zacząłem dziarać na sztucznych skórach byłem do tego sceptycznie nastawiony. Udało mu się mnie namówić i dosłownie dwie godzinki po naszej pracy, wpadł do mnie do domu. Dziaraliśmy wtedy Basquiat Crown nad kolanem. Stres był przeogromny, przez co pierwsze dwie linie nie trafiłem w kalkę. Teraz się z tego śmieję, ale wtedy zestresowałem się jeszcze bardziej (śmiech). Korona już dawno została zakryta przeze mnie. Dzięki za odwagę i zaufanie Kamil - pozdrawiam.
Pamiętasz swoją pierwszą maszynkę?
Dwie chińskie cewki, na których tatuowałem bardzo krótko.
Cewka czy rotarka?
Zdecydowanie rotarka ze względu na komfort pracy. Hałas przy cewce nie pozwoliłby mi oraz kolegom z pracy na wygodną pracę. Myślę, że znajomi ze studia wywieźliby mnie na taczce jakbym dziarał na cewce (śmiech).
Czym teraz dziarasz?
Uwielbiam próbować różnych maszynek. Jestem też swojego rodzaju kolekcjonerem ich i zawsze trzymam jakieś w razie w. Aktualnie wygrywają u mnie maszynki bezprzewodowe ze względu na wygodę. Około miesiąc temu przerzuciłem się na Bishopa Power Wand-Packer. Świetna maszynka! Wcześniej pracowałem na Fluxie, Exo czy Sol Nova Unlimited, Thunderze, Spiricie czy Protonie MX.
Czy preferujesz jakiś styl tatuowania?
Najlepiej czuję się, kiedy dziaram postacie z anime, gier czy komiksów. Ale od czasu do czasu lubię wydziarać jakieś delikatne kwiatki czy mandalkę. Uwielbiam dziarać kontur, robić dotwork, sketch. Nie przepadam za graywashem. W przeszłości rysowałem tylko tuszem i stalówkami (mangi), więc w czerni i bieli czuję się dużo pewniej. Kolor jest dla mnie nowością, ale również z nim jest mnóstwo zabawy i cały czas staram się go nauczyć!
Czy robisz własne projekty i skąd czerpiesz inspirację?
Jako, że dziaram postacie z anime, staram się bazować na materiale źródłowym by postacie nie odbiegały wizualnie od oryginału. Inspirację czerpię z anime, mangi, komiksów czy gier. Zazwyczaj w trakcie oglądania, ogrywania, czytania jakiegoś tytułu zapala mi się taka lampeczka w głowie oraz przychodzą pomysły, jaki by tu zrobić kolejny projekt.
Podejmujesz się coverów lub dziarania na bliznach? Nie jest prosta sztuka…
Bardzo rzadko podejmuję się coverów. Nie czuję się w tym najlepiej. Wolę to zostawić osobom, które się w tym specjalizują. Jednak mogę powiedzieć, że satysfakcja z naprawienia babola jest niesamowita. Jeśli chodzi o blizny to sprawa indywidualna, ale podejmuję się ich zakrywania. Udało mi się zakryć wiele blizn (śmiech).
Ile czeka się sesję do Ciebie? Jak się zapisać? Korzystasz z serwisów bookingowych typu Tattoodo czy InkSearch?
Nie prowadzę dalekich zapisów. Średnio czeka się do mnie ok. 2 miesięcy. Zapisy prowadzę poprzez Instagram oraz fanpage na Facebooku, mailowo. Korzystam również z Tattooartist oraz InkSearch.
Rysunek własnoręczny czy program graficzny/tablet graficzny?
Kiedyś tworzyłem projekty własnoręcznie, dużo rysowałem tuszem oraz stalówką. Aktualnie rysuję tylko na tablecie graficznym. Przyspieszyło to czas pracy oraz zwiększyło, jakość projektów.
Co jest większą sztuką. Zrobienie fajnego projektu czy przeniesienie go na skórę?
Kurczaki, dobre pytanie. Znam osoby, których projekty są ledwie szkicem, a to, co finalnie jest na skórze jest przepiękne. Znam też osoby, co do projektów wkładają tyle serca i siebie, że i te projekty można uważać za dzieło. Nie uważam by, któraś sztuka była większą od drugiej.
A co sądzisz o „podrasowywaniu” zdjęć wykonanych tatuaży?
Staram się zachować spójny wygląd mojego profilu i podstawiam mangowe panele pod tło. Jednak podrasowanie samej dziary w programie graficznym jest dla mnie niezrozumiałe. Uważam, że zdjęcie tatuażu powinno pokazywać to jak dziara wygląda naprawdę. Czasem po długiej sesji, będąc zmęczonym zrobię gorsze zdjęcie. Wolę wtedy po prostu nie wstawić na profil pracy niż poprawiać ją w Procreate. Niestety dużo ludzi nabiera się na takie dopieszczanie dziar w programach graficznych.
Pamiętasz pierwszy tatuaż, który zrobiłeś?
Pierwszy w ogóle wykonany przeze mnie tatuaż to był uśmiechnięty siurek wykonany igłą 1RL na sztucznej skórze (śmiech).
Tatuaż, z którego jesteś najbardziej dumny?
Nie mam takiego. Myślę, że mam tak jak większość kolegów z fachu. Czasem praca mi się mega podoba, ale przez jakąś chwilę i zaraz widzę kolejne rzeczy, co mógłbym poprawić, zrobić dokładniej. Czasem jest to uczucie satysfakcji i sobie myślę: „Kaziu, jest progres. Tak trzymaj”. Ale żeby być dumny z jakiejś konkretnej dziarki to chyba nie.
Najdziwniejszy tatuaż, który zrobiłeś?
Chyba nie wykonałem takiego. Jeśli klient przychodzi z dziwacznym pomysłem, że finalnie dziarka miałaby wyglądać nieestetycznie to wtedy staram się wytłumaczyć, dlaczego lepiej tego nie dziarać.
Czy są motywy, których masz już dość lub nie robisz?
Najczęściej powtarzanym motywem przez klientów jest Shenlong (smok) dookoła ręki, by później doklejać sobie kolejne postaci. Nie, nie dokleimy sobie postaci, to tak nie działa (śmiech). Także smoków dookoła ręki na pewno nie zrobię.
Najdziwniejsza rzecz, jaka Ci się przytrafiła w trakcie tatuowania?
Dwie takie niecodzienne sytuacje mi przychodzą do głowy. Jedna to, gdy klient przez cały dzień nie odzywał się, (co jest zrozumiałe przy pierwszej sesji i stresie). Jedyną rzecz, którą powiedział przez cały dzień to to, że nie dokończymy sesji, ponieważ ma ostatni autobus do domu za 15 min. Założyłem na szybko opatrunek, zapłacił i wyszedł. Tatuażu nie skończyłem do dzisiaj (śmiech). Drugą, która mi zapadła w pamięci było stękanie z bólu klienta od pierwszego ukłucia igłą i tak przez kolejne 5 godzin. Dla mnie te 5 godzin było jak 12.
Czy jakieś szczególne zachowania u Klientów Cię irytują?
Brak szacunku do mojego czasu. Spóźnianie się na sesję (nawet 2h!) bez wcześniejszej informacji. Żyjemy w dobie internetu, cały czas siedzimy w telefonach. Dlaczego takie trudne jest wysłanie wiadomości o opóźnieniu. Jesteśmy dorosłymi ludźmi, a potrafię usłyszeć, że ktoś zaspał. Uważam, że jestem mega wyrozumiały i zazwyczaj idę na rękę klientom, ale jak ktoś nie okazuje szacunku do mnie i mojego czasu to mnie krew zalewa. Innym takim irytującym zachowaniem jest przychodzenie na sesję z osobą towarzyszącą. Ogólnie nie miałbym z tym żadnego problemu, ale w 90% przypadkach projekt, który robię musi podobać się nie tylko mojemu klientowi, ale i osobie towarzyszącej. Hitem było to, jak przez 3h prawie robiłem projekt małego kwiatka (dziarka na 30 min), bo osobie towarzyszącej nie odpowiadał. Dlatego proszę, przychodźcie sami, to wam ma się podobać dziarka (śmiech).
„Janusze tatuażu” to?
Januszem nie nazwałbym osoby początkującej. Każdy z nas zaczynał, robiliśmy lepsze i gorsze dziarki. Chodzi o to, żeby się rozwijać. Januszem nazwałbym osobę, która po wielu latach dziara jak amator, uważa, że super tatuuje i bez żadnej pokory, kasuje ludzi na duże siano. Ostatnio tatuowanie zrobiło się modne i biorą się za to osoby, które nie powinny zbliżać się do maszynki. Fajnie sprawdzić się, spróbować czegoś nowego, ale niektórzy nie widzą nic złego w swoich babolach (często takie prace są wrzucane na sponsorowane) i nie starają się poprawiać swoich umiejętności.
Czy jest jakiś artysta, który ma lub miał wpływ na Twój styl?
Zdecydowanie tak. Od początku przygody z tatuowaniem największy wpływ na mój styl miał mój mentor, Janek. Jak gąbka wchłonąłem wiedzę, którą mi przekazywał i przyswoiłem sobie gruby kontur i to od niego ewoluowała moja kreska. Aktualnie mamy bardzo mocną scenę, jeśli chodzi o dziary anime/gry/komiks. Lubię oglądać i analizować ich dziarki. Na szybko mogę wymienić takie oto persony, przy których dziarkach zatrzymuję się na dłużej i są dla mnie inspiracją: Grucha, Pomidor, Kris, Matt, Rzychu, Ebi, Stachu, Rafał Nguyen i wielu, wielu innych. Z zagranicznej sceny na pewno to będzie Nagara-senpai, Simon K. Bell czy Iban Arcos.