Kraków: Tomasz Florek ze studia Florek Tattoo
Najlepiej czuję się w dotwork-u. Fascynuje mnie też black work a co do koloru… czarny! Robię wyłącznie swoje projekty. Inspirację czerpię z najbliższego otoczenia, z natury oraz od ludzi, którzy mnie otaczają.
Skąd pomysł, że zostaniesz tatuażystą?
Mój tato miał na ręce wytatuowane odwrócone pagony wojskowe (pamiątka po obowiązkowej służbie w młodości) oraz inicjały mojej mamy. Tatuaż był toporny i obecnie uchodziłby za babola, ale dla mnie był najfajniejszą rzeczą na świecie. Sama świadomość rysunku na ciele, który będzie z Tobą i do końca Twojego życia, była czymś niesamowitym.
Kiedy dokładnie zacząłeś dziarać?
Pierwszy tatuaż zrobiłem sam sobie mając 14 lat. Nie miałem maszynki, umiejętności ani świadomości jak to wykonać. Wykonałem przy użyciu żyletki oraz tuszu do zwykłego długopisu. Schowany u siebie w pokoju, by nikt mnie nie przyłapał. Mocno odradzam i nie polecam. Wtedy myślałem, że jestem odważny i fajny, teraz wiem, że mogło się to źle skończyć.
Tatuowanie to dla Ciebie praca czy styl życia?
Tatuowanie to moje życie. To coś, co chcę robić tak długo, jak tylko będę mógł. Kocham ten zawód i czuję się w nim spełniony w 100 procentach.
A jak nie dziarasz to, co robisz?
Uwielbiam naturę. Gdy nie dziaram, staram się jak najwięcej czasu spędzać na łonie natury. Dużo spaceruje w naszych polskich Parkach Narodowych. Lubię też odwiedzać miejsca związane z historią. Obecnie interesuję się obróbką kamienia granitowego oraz pracą Dr Franca Zalewskiego, który bada zapomniane cywilizacje na terenie Polski.
Zastanawiałeś się kiedyś, kim byś był, gdybyś nie tatuował?
Oczywiście! I oczywiście artystą! Rzeźbiarzem lub muzykiem.
Jesteś właścicielem studia. Ciężko jest prowadzić własny biznes?
Mam własne studio i przyznaję się, że to ciężka, codzienna praca. Moi współpracownicy to wspaniali ludzie, ale żeby to działało, wymaga od nas wszystkich dużego zaangażowania. Pierwszy rok był dla mnie najgorszy. Sama chęć posiadania własnego studia to za mało. Zanim się obejrzałem, byłem przysypany podatkami, księgowością, umowami i wszystkim tym, o czym wcześniej nawet nie pomyślałem.
Jakieś rady dla tych, którzy chcieliby pójść na swoje i założyć własne studio?
Nie poddawać się, przeczekać trudne sytuacje i być aktywnym. Pracujesz na własny sukces.
Lubisz guest spoty? Co w nich jest fajnego?
Oczywiście, że lubię! To jedna z okazji, by poznać nowych artystów, czerpać inspirację i nawzajem się motywować do coraz lepszej pracy. To też jedna z chwil, gdy można powymieniać się doświadczeniem.
A konwenty?
Na konwentach możesz zobaczyć nowe trendy w świecie tatuatorskim. Nowe rozwiązania techniczne, tusze, maszynki. Wszystko by być na bieżąco. Poza tym, my tatuatorzy lubimy rywalizację, a konwenty są do tego świetną okazją.
Jakie są największe wady tego „zawodu”?
Zdarza mi się stracić poczucie czasu. Podczas wykonywania tatuażu nagle okazuje się, że tatuuję już 8 godzinę. Praca w wymuszonej pozycji, często niewygodnej, duża odpowiedzialność, strach czy Klient będzie zadowolony. Czasami może to przerastać.
Jakieś rady dla tych, którzy chcieliby spróbować swoich sił w tatuowaniu?
Niespełnione marzenia to stracone marzenia. Nigdy ich nie odżałujesz!
Pamiętasz swój pierwszy raz, gdy wbiłeś igłę w czyjąś skórę?
Pierwszy tatuaż, który robiłem to feniks na wzgórku łonowym mojej koleżanki. Strach, ekscytacja, adrenalina uderzająca do głowy. Emocji było tyle, że ciężko byłoby je wszystkie opisać. Ogromnie się bałem, by nie zrobić jej krzywdy oraz by tatuaż wyszedł. Rok temu coverowałem ten tatuaż, który wykonałem 16 lat temu. Klientka czekała tyle lat, żebym go zakrył większym wzorem.
Pamiętasz swoją pierwszą maszynkę?
Moją pierwszą maszynkę zrobiłem ze struny od gitary oraz silniczka od CD-ROM-u.
Cewka czy rotarka?
Dla mnie rotarka, ponieważ pracuje szybko. Jest świetna do cieniowania oraz do konturu, więc robi to, na czym mi zależy.
Czym teraz dziarasz?
Obecnie Cheyenne Sol Nova oraz Cheyenne Sol Nova Unlimited 3.5.
Czy preferujesz jakiś styl tatuowania?
Najlepiej czuję się w dotwork-u. Fascynuje mnie też black work.
Czego nie lubisz robić? Robisz coś z koloru?
Nie ma czegoś takiego, że mogę powiedzieć, że nie lubię. Gdy czuję, że to, co mam zrobić nie do końca mi odpowiada, umiem odmówić i staram się polecić artystę, który będzie umiał i chciał daną rzecz wykonać. Co do koloru… czarny!
Czy robisz własne projekty i skąd czerpiesz inspirację?
Robię wyłącznie swoje projekty. Inspirację czerpię z najbliższego otoczenia, z natury oraz od ludzi, którzy mnie otaczają.
Podejmujesz się coverów lub dziarania na bliznach? Nie jest prosta sztuka…
Tak. Pracuję na bliznach oraz coveruję stare tatuaże. Miałem również przygodę z telewizją, gdzie poprawiałem stare babole.
Ile czeka się sesję do Ciebie? Jak się zapisać? Korzystasz z serwisów bookingowych typu Tattoodo
Na sesję u mnie czeka się średnio około 2 lat. Jestem aktywny w social mediach, można mnie też znaleźć na InkSearch.
Rysunek własnoręczny czy program graficzny/tablet graficzny?
Na tablecie pracuje się łatwiej i szybciej. Rysunek własnoręczny zajmuje więcej czasu i energii, jednak gdybym miał wybrać byłoby ciężko, bo oba sposoby mają swoje plusy i minusy.
Co jest większą sztuką. Zrobienie fajnego projektu czy przeniesienie go na skórę?
Dla mnie osobiście trudniej coś wymyślić na papierze, niż przełożyć to na skórę.
A co sądzisz o „podrasowywaniu” zdjęć wykonanych tatuaży?
Dla mnie odpada. Rozumiem i dopuszczam możliwość ściągnięcia kontrastu, by nie było widać zaczerwienia skóry, ale Photoshop i twarda obróbka to zwykłe oszustwo. Potencjalny Klient ogląda takie podkoloryzowane kłamstwa i niektórzy dają się nabrać. Później szok, złość i zawód, bo na zdjęciu wyglądało to tak zajebiście, a na żywo… nie bardzo.
Pamiętasz pierwszy tatuaż, który zrobiłeś?
Pierwszy tatuaż zrobiłem sam sobie i była to gwiazda na kosce. Zrobiłem go w moim pokoju i jak już wspomniałem wcześniej, bylem z niego bardzo dumny, choć był krzywy (śmiech).
Tatuaż, z którego jesteś najbardziej dumny?
Moja klientka Justyna, zdecydowała się na wzór na całe plecy. Był to feniks walczący z wężem. Wykonanie go trwało 6 sesji po 8 godzin.
Najdziwniejszy tatuaż, który zrobiłeś?
Motywem była ławka w parku, wytatuowana na przedramieniu, na pamiątkę oświadczyn.
Czy są motywy, których masz już dość lub nie robisz?
Obecnie raczej nie mam.
Najdziwniejsza rzecz, jaka Ci się przytrafiła w trakcie tatuowania?
Do mojego studia wpadła grupa górali, by grać kolędy, podczas gdy my tatuowaliśmy (śmiech).
Czy jakieś szczególne zachowania u Klientów Cię irytują?
Wiadomo, że praca z Klientem to najcięższy rodzaj pracy. Nigdy nie wiadomo, na kogo się trafi i jak ta osoba się zachowa w stresujących warunkach, a robienie tatuażu bywa stresujące. Jednak, gdybym nie lubił pracy z ludźmi, nie mógłbym być tatuażystą.
„Janusze tatuażu” to?
Januszem tatuażu może być zarówno tatuator jak i klient. Ze strony Klienta oszczędzanie na tatuażu, „bo kolega zrobi lepiej”, tatuaże nieprzemyślane, a wykonane w widocznym miejscu, np. na twarzy. Ze strony wykonującego pracę, gdy tatuator nie ma wymaganych umiejętności, oszczędza na produktach, nie szkoli się i nie rozwija, a efekty takich nieprzemyślanych sesji później przychodzi mi poprawiać.
Czy jest jakiś artysta, który ma lub miał wpływ na Twój styl?
Niezmiennie od kilku lat, artystą, który mnie inspiruje jest Stanisław Szukalski, wybitny polski rysownik i rzeźbiarz, zaś dużą wdzięczność czuję dla Piotra Bembena, który był przy mnie, kiedy rozpoczynałem swoją ścieżkę zawodową.