Warszawa: Gracjan Sadecki z Gracjan Sadecki Tattoo
Lubię gruby, mocny kontur i solidne linie. Preferuję jaskrawe, kontrastujące kolory – stąd też moje zainteresowanie watercolorem czy kreskówkami., bo w nich można zaszaleć z barwami. Nie lubię małych, drobnych tatuaży, w moich projektach postaci są zawsze duże i zajmują nie małą powierzchnię. Nie lubię też „upychać” motywów – preferuję je przedstawiać wyraźnie i klarownie.
Skąd wziął się pomysł, że zostaniesz tatuażystą?
Zabrzmi to dość stereotypowo, ale od zawsze rysowałem…nawet zdarzyło się szminką niani po ścianach (śmiech). Chyba taki pierwszy pomysł tatuowania pojawił się, gdy zacząłem się zastanawiać, co chciałbym robić, gdy skończę szkołę. Żadne studia specjalnie mnie nie interesowały. I tak się potoczyło, że kupiłem pierwszą maszynkę i namówiłem paru kolegów na pierwsze tatuaże.
Jak długo dziarasz?
Miałem ok. 18 lat, gdy kupiłem pierwsze maszyny, więc można powiedzieć, że w tym roku mija dekada (śmiech).
Pamiętasz swój pierwszy raz, gdy wbiłeś igłę w czyjąś skórę?
Pierwsze podejście miałem na sztucznej skórze, następne na sobie, a potem na kolegach. Zdecydowanie był to olbrzymi stres, pamiętam, że przymierzałem się do wykonania wzoru z maszyną zawieszoną kilka centymetrów nad skórą kumpla i bałem się jej użyć. W sumie to kumpel zaczął mnie uspokajać, zachęcać i mówić, że dobrze będzie.
Tatuowanie to dla Ciebie praca czy styl życia?
Trochę to i to. Wszystko się kręci wokół tatuowania. Pomijając już fakt, że rano myślę jak wykonać tatuaż, robię go, a wieczorem szykuję następny projekt, to jeszcze w całą działalność jest zamieszana moja narzeczona, która ogarnia całe social media i wiadomości. Dodatkowo w czasie wolnym staram się obserwować różnego rodzaju artystyczne wystawy czy happeningi. Z wielu źródeł zdarza mi się czerpać inspiracje. Nie jestem zbytnio śmiałym człowiekiem, więc sam nie udzielam się publicznie jednak obserwuje wielu artystów – nie tylko tatuatorów i bardzo tego pilnuję by być “na czasie” z wszelkimi obliczami sztuki.
Jakie są największe wady tego „zawodu”?
Bolące plecy. Siedzenie godzinami nad wzorem, tatuowanie go, jest o wiele bardziej psychicznie i fizycznie męczące niż mogłoby się wydawać.
Pamiętasz swoją pierwszą maszynkę?
Spaulding & Rogers.
Cewka czy rotarka?
Cewka – po prostu ją lubię (śmiech).
Czym teraz dziarasz?
Głównie pracuję na WorkHorse Irons i Dragonfly.
Czy preferujesz jakiś styl tatuowania?
Lubię gruby, mocny kontur i solidne linie. Preferuję jaskrawe, kontrastujące kolory – stąd też moje zainteresowanie watercolorem czy kreskówkami., bo w nich można zaszaleć z barwami. Nie lubię małych, drobnych tatuaży, w moich projektach postaci są zawsze duże i zajmują nie małą powierzchnię. Nie lubię też „upychać” motywów – preferuję je przedstawiać wyraźnie i klarownie.
Podejmujesz się coverów lub dziarania na bliznach? Nie jest prosta sztuka…
Nie podejmuję się coverów, ze względu na to, że pracuje głównie na jasnych kolorach. Covery często wymagają zakrycia wręcz „na blachę”, a nie jest to tryb pracy, który preferuję. Nie lubię w pracy mieć ograniczeń ani dostosowywać się do barier rozmiarowych, kolorów itp. Na bliznach zdarzyło mi się nie raz już pracować i tutaj, jeśli blizna jest wygojona i nie ma przeciwwskazań dermatologicznych nie widzę problemu. O ile klient ma świadomość, że tatuaż zatuszuje bliznę, ale nie sprawi, że ona w pełni zniknie.
Czy robisz własne projekty i skąd czerpiesz inspirację?
Robię własne projekty. Najczęściej inspiracją jest coś, co usłyszę i zobaczę, czasem coś, co narzeczona powie. Ciężko określić skąd konkretnie, czasem inspiracja pojawia się „znikąd”.
Są motywy, których masz dość lub, których nie robisz?
Bardziej są tatuaże, których po prostu nie robię. Nie przepadam za motywami wojennymi i nie wyobrażam ich sobie w swojej kresce, ale także motywy, które miałyby przejawiać jakąkolwiek formę braku tolerancji zupełnie odpadają.
Rysunek własnoręczny czy program graficzny/tablet graficzny?
Przez wiele lat rysowałem własnoręcznie czy malowałem. Jest to olbrzymia przyjemność, ale, niestety moim zdaniem nie zdaje to egzaminu, gdy masz mało czasu na szykowanie projektów. Zatem obecnie rysunek własnoręczny dla przyjemności a tablet do pracy. Tablet daje zdecydowanie więcej możliwości. Mogę rysować, gdy się gdziekolwiek przemieszczam, bo nie muszę brać ze sobą całego osprzętu. I jak coś nie wyjdzie to też znacznie łatwiej się “cofnąć” niż ponownie zaczynać rysunek całkowicie od podstaw.
Czy składanie zdjęć w programie graficznym to sztuka? Czy sztuką jest przeniesienie tego na skórę?
Jeszcze nic w tablecie się samo nie narysowało a czy jest to sztuka, cóż dla jednego tak, dla drugiego nie. Jeśli coś jest w stanie obudzić uczucia, wspomnienia w drugiej osobie, to coś ze sztuki dla tej jednej osoby może mieć. Odnośnie przeniesienia na skórę – tutaj liczą się umiejętności i godziny praktyki. To w projekcie tkwi cała tajemnica.
Pamiętasz pierwszy tatuaż, który zrobiłeś?
Pierwszy tatuaż, jaki zrobiłem to była ćma… na moim własnym udzie. Zrobiona moim Spauldingiem, na kanapie w domu. Wyszedł na tyle dobrze, że widać, że jest to ćma i noszę ją z dumą po dziś dzień (śmiech).
Najdziwniejszy tatuaż, który zrobiłeś? Choć czy w sztuce może być coś dziwnego?
Najdziwniejszy tatuaż, jaki wspominam to pętla szubienicy, którą robiłem wokół szyi klienta.
Najdziwniejsza rzecz, jaka Ci się przytrafiła w trakcie tatuowania?
Takim najbardziej charakterystycznym zdarzeniem był klient, który ryczał jak wielki niedźwiedź z bólu. Dość specyficzny dźwięk.
Czy jakieś szczególne zachowania u Klientów Cię irytują?
Myślę, że tutaj nikogo nie zaskoczę. Zdecydowanie pytania o kopię, nawet wykonanych już przeze mnie wzorów oraz brak rozwagi i nie sprawdzanie portfolio. W efekcie otrzymuję zapytania o pracę w stylu realistycznym, w którym w ogóle nie pracuję. Wyznaję zasadę, że jeśli pomiędzy mną a klientem nie „zaiskrzy” podczas zapisu – to do zapisu nie dochodzi. Jeśli mamy zrobić dobrą pracę i spędzić ze sobą kilka godzin, ważne jest byśmy nadawali na podobnych falach i znali swoje oczekiwania oraz wyobrażenia.
„Janusze tatuażu” to?
Sądzę, że Januszem tatuażu jest ktoś, kto się nie rozwija. Nie stawia sobie wyzwań na miarę własnych sił i nie patrzy krytycznie na swoje prace, w efekcie szpeci ludzi. Nie mam na myśli tutaj osób, które dopiero się uczą i mówią o tym otwarcie swoim klientom. Jeszcze taki, co by wziął pierwszy raz maszynę do ręki i od razu stworzył arcydzieło się nie urodził.
A co sądzisz o „podrasowywaniu” zdjęć wykonanych tatuaży?
W obecnych czasach zdjęcia prac to jest nasz (tatuatorów) produkt. To poprzez zdjęcie klient podejmuje decyzję czy się zgłosić czy nie. Dobry tatuaż, który ma złe zdjęcie nie wzbudzi zainteresowania. Zatem istotne jest by ustawić dobre oświetlenie, pomęczyć jeszcze chwilę klienta by dobrze pozował i pokazać swoją pracę najlepiej jak się da. Problemem są rzeczywiście zdjęcia, na których są wykręcone kolory, podkręcone na maxa kontrasty – to już jest wprowadzanie klienta w błąd. Wprawne oko widzi, że taki tatuaż nie ma prawa tak wyglądać – a wygląda wręcz karykaturalnie.