Wrocław: Adrian "Daddy.ql" Andrzejczak ze studia Come to Daddy Tattoo Studio
Jakbym miał określić, co robię i w czym czuję się dobrze to mieszam grafikę, szkic i realizm. Totalnie w różnych proporcjach, zależy jak czuję i co mam zamiar wykonać. Uwielbiam detal, milion szczegółów i dłubaninę. Wszystko to jest poprzeplatane płynnymi cieniami. Zdecydowanie jestem fanem czerni, szarości i bieli. Wszystko się w życiu zmienia, więc może kiedyś przekonam się do koloru.
Skąd pomysł, że zostaniesz tatuażystą?
Pomysł narodził się spontanicznie, wracając z pracy, gdy stałem samochodem na światłach. Po 10 latach pracy w korporacjach, wspinaniu się po szczeblach kariery, postanowiłem, że to jest ten moment, aby powiedzieć sobie dość i zająć się tym, co interesowało mnie od nastolatka. W tamtym momencie wiedziałem już, że jest definitywny koniec. Zrobiłem wiele, mam rodzinę, mamy wspólne biznesy, dziękuję. Ta decyzja też nie była taka absolutnie bezpodstawna. Posiadałem wiele tatuaży, znałem kilka osób z branży osobiście. Dodatkowo od dzieciaka rysowałem wszystko, wszędzie i dla wielu osób. Zawsze miałem do tego dryg, pewną łatwość i byłem dosyć kreatywny. Dodatkowym ułatwieniem było wsparcie rodziny i pewne zaplecze biznesowe, które prowadziliśmy równolegle z żoną, więc nie zacząłem tej przygody z myślą o zarabianiu grubych pieniędzy. Doszedłem do wniosku, że skoro inni mogą i idzie im dobrze to, co stoi na przeszkodzie, aby nie spróbować? Nic, trzeba brać się do działania.
Kiedy dokładnie zacząłeś dziarać?
Swoją pierwszą igłę wbiłem dokładnie w styczniu 2019 roku, czyli aktualnie mija ok 3,5 roku. Teraz właśnie pomyślałem, że to dopiero 3,5 roku, a tak wiele się stało i był to bardzo intensywny czas. Było to moje domowe „basic tattoo studio” zorganizowane w jednym z pokojów w mieszkaniu.
Tatuowanie to dla Ciebie praca czy styl życia?
Zdecydowanie styl życia. Odkąd zacząłem tatuować nie przepracowałem ani jednego dnia. Spełniam się w tym, co robię i żyję tym.
A jak nie dziarasz to, co robisz?
Jestem mężem i ojcem dwóch wspaniałych córek - 6 miesięcy i 5 lat. Także wiele wolnego czasu spędzam właśnie z nimi. Nie narzekam w życiu na brak zajęcia i nudę, ponieważ trzy agentki bez problemu ją zagospodarują. Nikt u mnie w domu nie pracuje na etacie, więc każdy dzień jest inny i doba często jest zbyt krótka. Dodatkowo moja żona to kobieta biznesu i zawsze jest burza mózgu. Ma takie powiedzenie, że jedni pracują, a inni rysują, czy to na tablecie, kartkach lub ludziach. Natomiast w życiu trzeba mieć też czas tylko dla siebie, a te poświęcam na trening (siłownia), uwielbiam zaszyć się w lesie na ambonie z lornetką i przesiadywać tam godzinami. Lepsze to niż Netflix, polecam, a przy okazji często odpisuje wtedy do klientów. Jestem również maniakiem F1, więc często urywam też dłuższą chwilę w weekendy, ale tutaj już w szerszym akompaniamencie, bo zaraziłem tym też żonę i starszą córkę.
Zastanawiałeś się kiedyś, kim byś był, gdybyś nie tatuował?
Myślę, że z korporacji wyleczyłbym się prędzej, czy później. Strzelam, że prowadziłbym jakiś biznes, bo pomysłów jest wiele. Natomiast aktualnie nie wyobrażam sobie jak mogłem nie tatuować wcześniej. Cieszę się, że robię to, co robię. Aktualnie to jest dla mnie priorytetem i moim małym światem.
Jesteś właścicielem studia. Ciężko jest prowadzić własny biznes?
Nie posiadam aktualnie dużego studia, bo osobiście mam na to trochę inną wizję niż ta, która wydaje mi się, że istnieje obecnie na rynku tatuaży. Salonów itp. jest, otwiera się kosmicznie dużo i tyle też się zamyka. Wiele osób chce robić dużo, szybko, często też tanio, zarabiać pieniądze i sam fakt robienia czegoś fajnego przechodzi na dalszy plan. Na szczęście rynek to weryfikuje. Osobiście uważam, że nie jest trudno prowadzić własne studio, ale trzeba być świadomym tego, że nie każdy jest do tego stworzony.
Jakieś rady dla tych, którzy chcieliby pójść na swoje?
Praca artystyczna nie idzie zawsze w parze z pracą i ścieżka biznesową, gdzie ważna jest organizacja, konsekwencja, terminowość, wysoka odpowiedzialność. Jest takie powiedzenie, że nie każdy sprzedawca będzie dobrym managerem. Tutaj można to przełożyć, że nie każdy artysta będzie dobrym właścicielem. O czym wiele osób zapewne się przekonało, a jeszcze wielu to czeka.
Lubisz guest spoty?
Uważam to za fajną inicjatywę, lecz aktualnie przy obecnym trybie życia zawodowego i prywatnego nie mogę sobie na to pozwolić. Przyszłość pokaże.
A konwenty?
Konwenty to najlepszy motywator, jaki jest. Atmosfera, energia, możliwość zobaczenia innych w pracy, wymiana doświadczeń i czysta rozrywka. Miałem okazje uczestniczyć dopiero w dwóch jako wystawca - tatuażysta i ja osobiście czuję się jak na zawodach sportowych. Gdzie wcześniej stawałem na słupku startowym i wskakiwałem do wody (byłem pływakiem przez znaczną część życia sportowego), a teraz biorę maszynkę i zaczynamy zabawę. Niestety często wyniki nie są tak jednoznaczne jak na zawodach sportowych, ale taka branża, trzeba się z tym pogodzić. Natomiast nic nie zastąpi osób odwiedzających konwenty, którzy są ciekawi pracy, którą wykonujesz, zagadują, dopingują i zawsze szepną dobre słowo. To jest dla mnie w tym wszystkim najlepsze, dlatego swoje stanowisko zawsze wystawiam prawie na przejście, aby moc zaciekawić i zamienić zdanie z odwiedzającymi. O powyższym pewnie osoby będące na wrocławskich konwentach mieli okazje zauważyć - do zobaczenia w lipcu na kolejnym konwencie w moim rodzinnym mieście Wrocławiu.
Jakie są największe wady tego „zawodu”?
Zbyt krótko jestem w tym biznesie, aby to odczuć na własnej skórze. Zostawię, więc może moje odczucia dla siebie i porozmawiamy o tym za kilka lat, a wtedy powiem, czy się potwierdziły.
Jakieś rady dla tych, którzy chcieliby spróbować swoich sił w tatuowaniu?
Zawsze jak rozmawiam z kimś o ewentualnej chęci nauki tatuowania to zaczynam od zawsze od jednego zdania. Jeśli szukasz pracy i chcesz, aby to było Twoje główne źródło utrzymania od początku, to poczekaj na inny moment lub odpuść. Tatuaż to nie praca, to pasja, styl życia, który przy pełnym zaangażowaniu dopiero wtedy staje się „pracą”. Moim osobistym zdaniem konieczność posiadania umiejętności rysunku to również podstawa i nie chodzi o rysunek taki, jak robi się dzieciom do przedszkola lub szkoły. Jeśli jarasz się tym już jakiś czas, rysujesz, myślisz o tatuowaniu, poświęcasz temu czas i dajesz pełne zaangażowanie - nic nie szkodzi spróbować. Jest ryzyko, jest zabawa.
Pamiętasz swój pierwszy raz, gdy wbiłeś igłę w czyjąś skórę?
Pierwszy pacjentem byłem ja, a nie ktoś, więc cały stres i nerwy wziąłem na siebie. Po kilku kreskach tak przecierałem tusz, że zmazałem całą kalkę i potem mogłem liczyć tylko na swoje oko i rękę. Na drugi dzień szyja razem z głową prawie mi odpadła od wyginania i patrzenia się w dół - tatuaż na udzie. Dziwne i zarazem zaskakujące jest to, że tatuaż wyszedł bardzo dobrze bez przeorania, prześwitów i krzywych kresek. Noszę go z dumą i był on największą dawką motywacji, jaką dostałem i lekko nakreśliło mi to obraz. Po tym tatuażu zamówiłem cały sprzęt „studyjny” i przeorganizowałem jedno z pomieszczeń w mieszkaniu na „basic studio”. Następnymi pacjentami była żona, brat, mama. Poświęcili się, lecz miałem z ich strony pełen support i nie odczuwałem większego stresu. Następnie wskoczyli znajomi i kula toczy się od tamtego momentu do dzisiaj. Wielu klientów, którzy zaczynali ze mną „w pierwszych dniach” jest ze mną do teraz. Mamy kontakt, wielu stało się moimi znajomymi, a ich ciała przybierają coraz to nowe tatuaże. Niektórym kończy się już miejsce. Po ok. 9 miesiącach posiadałem na tyle liczne grono klientów, że zrobiłem kolejny krok otwierając lokal i zorganizowałem wszystko jak trzeba.
Cewka czy rotarka?
Zdecydowanie rotorka typu pen i najlepiej bezprzewodowa. Cenię sobie technologię, łatwość i szybkość w obsłudze, brak głośnych dźwięków, minimalne wibracje lub ich brak. Do mojego stylu prac sprawdzają się idealnie. Pytanie trochę jak porównanie starych amerykańskich samochodów z nowoczesnymi sportowymi samochodami. Ponadczasowość, hałas, moc i prostota pod względem technologii lub wyświetlacze, przyciski, bajery i nowoczesność. Jedno i drugie ma swoje plusy i minusy, reszta jak wszystko. Amerykańskie fury większości się podobają, ale nie bez przyczyny większość mając wybór - wybiera nowe samochody.
Czym teraz dziarasz?
Aktualnie tatuuje Cheyenne SOL Nova Unlimited. Maszynka na tą chwilę spisuje się prawidłowo i robi dobrze to, do czego została stworzona. Zaskakuje mnie pozytywnie czas pracy na baterii i jeden jedyny przycisk do obsługi. Natomiast nie zamykam się na inne firmy. Niedługo mam zamiar powiększyć park maszyn.
Czy preferujesz jakiś styl tatuowania?
Jakbym miał określić, co robię i w czym czuję się dobrze to mieszam grafikę, szkic i realizm. Totalnie w różnych proporcjach, zależy jak czuję i co mam zamiar wykonać. Uwielbiam detal, milion szczegółów i dłubaninę. Wszystko to jest poprzeplatane płynnymi cieniami. Zdecydowanie jestem fanem czerni, szarości i bieli. Wszystko się w życiu zmienia, więc może kiedyś przekonam się do koloru.
Czy robisz własne projekty i skąd czerpiesz inspirację?
Oczywiście. Tatuowanie to tworzenie, a nie kopiowanie. Jeśli nie robisz projektów bezpośrednio pod klienta w sposób, który czujesz lub nie tworzysz prac, które mogą trafić na skórę osób, które chcą właśnie go mieć to nie możesz nazywać się tatuażystą. W wielu przypadkach można zrobić klasyczny wzór, ale całkowicie we własnym wydaniu. Inspiruje się wszystkim, dookoła co mnie otacza. Często pomysły pojawiają się jak jeżdżę samochodem lub robię leśne tripy. W wielu przypadkach pomysł pojawia się w danej chwili, niczym niesprowokowany, na kilka sekund i jak w jakiś sposób go nie utrwalę to ucieka. Miałem kilka razy już mikro wojnę, że siadam do projektu wtedy, gdy nie ma na to czasu, miejsca lub powinienem wtedy robić coś innego. Takie życie, taka branża.
Podejmujesz się coverów lub dziarania na bliznach? Nie jest prosta sztuka…
Tak, ale mam zasadę, że daje sobie maksymalnie minutę, aby przyszedł mi pomysł jak zakryć lub przerobić „dane dzieło”. Dodatkowo muszę być pewny, że będzie wyglądał bardzo dobrze po zrobieniu. Jak będzie wyglądał tylko dobrze i czuję, że nie będę tym na maksa podekscytowany to nie robię. Co do blizn, jest podobna zasada, tylko, że tam dochodzi jeszcze jeden czynnik. Dokładniej ujmując, czy w ogóle to miejsce nadaje się do tatuowania.
Ile czeka się sesję do Ciebie? Jak się zapisać? Korzystasz z serwisów bookingowych typu Tattoodo czy InkSearch?
Jeszcze niedawno zapisywałem kalendarz wiele miesięcy do przodu. Teraz staram się, aby zapisy nie przekraczały 3/5 miesięcy. Jest to komfort dla mnie i dla moich klientów. Nie korzystam z serwisów bookingowych, ograniczam się jeszcze do social mediów, a w szczególności preferuję instagrama. Konsultacje face to face ograniczam do minimum, ponieważ czas, który spędzam w studiu jest w 100% przeznaczony dla klienta, który obecnie jest tatuowany. Dlatego jeśli chcesz, abym wykonał dla Ciebie Twój tatuaż, to najszybciej złapiemy kontakt, przez któryś z profili social mediów. Żyjemy w czasach smartfonów i internetu, więc taka komunikacja jest dla mnie jest najlepsza.
Rysunek własnoręczny czy program graficzny/tablet graficzny?
W moim przypadku, gdy przebywam w domu to mogę pomarzyć o rysunku własnoręcznym na papierze. Gdybym wyciągnął kartkę w kilka sekund miałbym córkę obok siebie i życzenia typu: narysuj mi psa, kota, dom lub inne ciekawostki. Zostaje mi, zatem IPad i Procreate. Obecna technologia jest tak rozwinięta, że w jednym urządzeniu masz wszystkie potrzebne narzędzia, prace nie zajmują miejsca i zawsze są w tym samym miejscu. Czasami zdarza mi się coś błyskawicznie naszkicować na papierze, aby nie uciekło mi z głowy i następnie przerzucam to na urządzenie.
Co jest większą sztuką. Zrobienie fajnego projektu czy przeniesienie go na skórę?
Jedno i drugie jest ważne, natomiast uważam, że często tatuaż to tylko finalizacja i zabawa. Najważniejszy jest pomysł, następnie projekt dostosowany do odpowiedniego miejsca, a na samym końcu wykonanie go w formie tatuażu. Często wielu klientów jest zdziwionych, że tak szybko idzie wykonanie tatuażu. Jeśli masz wszystko przemyślane, ogarnięte w formie kompletnego, wcześniej przygotowanego projektu lub ogólnego zarysu, wiesz, co, jak i kiedy - to jest to znacznie prostsze, szybsze i nie wymaga modlenia się nad każdą kreską.
A co sądzisz o „podrasowywaniu” zdjęć wykonanych tatuaży?
Tutaj można rozpocząć debatę na temat, co rozumiemy pod sformułowaniem „podrasowanie”. Jeśli mówimy o np. zredukowaniu części czerwieni, która jest podrażnieniem skóry po wykonanym tatuażu to nie widzę w tym nic złego. Często nie jesteś w stanie przedstawić swojej pracy, nad którą spędziłeś kilka lub kilkanaście godzin w inny sposób. Natomiast, jeśli mówimy o podkręcaniu kolorów, prostowaniu kresek, kolorowaniu, dorysowywaniu różnymi narzędziami jakiś detali to jest to słabe. Na szczęście najważniejszym i największym wyznacznikiem nie są zdjęcia, filmiki itp. tylko opinia klientów, to czy do nas wracają, polecają oraz czy nasz kalendarz jest pełny.
Tatuaż, z którego jesteś najbardziej dumny?
Cały czas na niego czekam i nie wiem, czy się doczekam. Nigdy nie potrafiłem wybrać tego jedynego, cały czas się rozwijam i moje prace razem ze mną.
Najdziwniejszy tatuaż, który zrobiłeś?
Ostatnio robiłem tatuaż mojej tatuażystce ze studia. Rzuciłem luźnym pomysłem, że z chęcią wydziarałbym tego skurwiela Putina w jakimś prześmiewczym wydaniu. Z drugiej sali usłyszałem: „dawaj to! Zrób mi!”. Zatem połączyłem Władka z motywem Harrego Pottera i postaciami Atomówek. Tatuaż do zobaczenia u Was w Appce, a proces z powstawiania u mnie na social mediach.
Czy są motywy, których masz już dość lub nie robisz?
Każdy ma swoją czarną listę. Nie tatuuję małych tatuaży, chyba, że są to jakieś skomplikowane małe kompozycje, z dużą ilością detali i dłubania. Zdecydowanie odmawiam tatuowania motywów patriotycznych, ponieważ nie czuję kompletnie klimatu i wiem, że obydwoje nie nadawalibyśmy na wspólnych falach podczas zabiegu. Omijają mnie też „przyjemności” w postaci wykonywania zegarów, kompasów, róż i innych najpopularniejszych motywów. W tych przypadkach raczej staram się podzielić delikatnie opinią na ten temat, zasugerować coś lub pogadać chwilę i znaleźć alternatywę. Natomiast wszystkie powyższe przypadki zdarzają się niezwykle rzadko. Oprócz stałych klientów, którzy w znacznej większości mówią „rób, co chcesz, wiesz, co mogę polubić lub lubię”. Nowi klienci, którzy do mnie trafiają są otwarci, komunikatywni z jakimś pomysłem i podczas projektu w zdecydowanej większości dostaję wolną rękę, co do wykonania. Zaufanie dla mnie to podstawa.
Najdziwniejsza rzecz, jaka Ci się przytrafiła w trakcie tatuowania?
Dziwne przypadki cały czas mnie omijają - odpukać. Jedno przychodzi mi do głowy. Było to dosyć dawno. Do studia umówiła się para. Robili niewielkie tatuaże, nie takie same. Dziewczyna zrobiła jakby nigdy nic, gdy przyszła kolej faceta rozpoczął się teatr. Tatuaż na 15, max. 25 minut. Co chwilę przerwa, słabo, gorąco, zimno, oj jak boli, generalnie lament, a facet jak dąb. Zrobiliśmy połowę i skończyła mi się cierpliwość, tak samo jak moce klienta. Dokończyliśmy za dwa tygodnie - dziewczyna była umówiona na kolejny raz i odstąpiła mu trochę czasu. Drugie spotkanie było łatwiejsze, ale nie było idealne. Po zakończeniu dostaje wiadomość od chłopaka: chce cały rękaw. Oplułem telefon, ale to nie koniec historii. Pogadaliśmy jak faceci, bez szczypania, cenzury i za jakiś czas się spotkaliśmy. Do studia wchodzi ten sam, ale mentalnie inny facet. Od tamtego momentu widzieliśmy się kilka razy. Zrobiliśmy cały rękaw i jeszcze kilka innych tatuaży. Do tej pory mamy kontakt i zawsze to wypominam. Tatuaż zmienia ludzi. Jeśli to czytasz, a zapewne tak to: do zobaczenia w listopadzie, zaczynamy kolejną rękę i tradycyjnie będzie ogień! Pogadamy, pośmiejemy się, zjemy i pomęczymy w ogniach piekielnych jak zawsze (śmiech).
Czy jakieś szczególne zachowania u Klientów Cię irytują?
Znalazłem sposób na prawie wszystkich takich klientów. Jeśli ciężko nam się rozmawia od pierwszych zdań lub są to dwa inne światy to najzwyczajniej między słowami sobie dziękujemy i nie współpracujemy. Wszyscy wtedy są zadowoleni i nikt nie ma urazy. To pozbawi Cię 95% dziwnych przypadków. Omijają mnie jakiekolwiek przygody finansowe typu: zaskoczenie zadatkami, negocjacja cen i pytań, czemu tak drogo. Rozmawiam ze świadomymi, dorosłymi mentalnie osobami. Każdy tatuażysta, który ma dużo problemowych sytuacji powinien wziąć sobie kilka tematów na rozkład: do kogo kierujesz swoją ofertę, jak prowadzisz swoje portfolio lub profile na SM, czy sam jesteś profesjonalny. Jeśli masz to zdefiniowane tak jak chcesz, to trafisz do takich osób, jakich chcesz. Studio tatuażu to nie sklep - to usługa premium.
„Janusze tatuażu” to?
Rozległy temat (śmiech). Można o tym rozmawiać długo, ale postaram się w kilku zdaniach. Janusze tatuażu to dla mnie „artyści” lub „studia”, które niszczą rynek i spłycają tatuaż do czegoś powszechnego, banalnego, dostępnego dla wszystkich - wątpliwej, jakości na każdym szczeblu. Mam na myśli tutaj o akcjach typu: „okazja z 1500 pln na 500 pln za sesje całodzienne”, „z okazji dnia kobiet tatuaże po 80 pln”, „wolne projekty do XYZ w promocyjnych cenach” (wszystkie 1 do 1 ściągnięte z internetu, z najpopularniejszych tatuaży). Na szczęście rynek w większości weryfikuje, a resztą nie ma co się przejmować, bo celują w inny target.
Czy jest jakiś artysta, który ma lub miał wpływ na Twój styl?
Nie potrafię zdefiniować własnego stylu, dlatego też nie ma takiej osoby, którą mógłbym przytoczyć. Obserwuję wiele osób z branży krajowej jak i zagranicznej. Przeważnie są to osoby, które pracują w kompletnie innym stylu niż ja.