Wrocław: Candy Ink z Ink.fluence

Wywiady - Artyści tatuażu sty 17, 2022
Zdecydowanie uwielbiam kolor. Czasami sprawia mi wręcz dziką  satysfakcję. Póki, co – nie planuję zamieniać go na czerń. Jeżeli  chodzi o styl… to ciągle szukam! Czas pokaże.

Skąd pomysł, że zostaniesz tatuażystką?

Powód może brzmieć banalnie – ale po prostu od dziecka uwielbiam rysować. Zakochałam się od razu, od momentu, gdy pierwszy raz dostałam do ręki kredki. Właściwie moje życie zawsze kręciło się wokół tego – angażowałam się w bardzo wiele zajęć pozalekcyjnych i nigdy nie  rozstawałam się z moim ogromnym zeszytem i piórnikiem wypełnionym po brzegi kredkami. Rysunek był moim najlepszym przyjacielem, wolałam  prowadzić dialog z nim, niż z rzeczywistością. Któregoś razu, będąc jeszcze w podstawówce – zobaczyłam, że można swój kolorowy ślad zostawić na zawsze pod skórą i to wtedy pierwszy raz pomyślałam, że to jest to,  co chcę w życiu robić.

Jak długo dziarasz?

Nieco ponad pięć lat.

Tatuowanie to dla Ciebie praca czy styl życia?

Trudno to dokładnie rozgraniczyć. Myślę, że przez pierwsze dwa lata był to zdecydowanie styl życia. Nie zastanawiałam się jeszcze wtedy nad wieloma aspektami tej sztuki. Nie wiedziałam, dokąd chcę zmierzać.  Dopiero od dwóch lat ciągle podejmuję świadome decyzje w kwestii mojego rozwoju i celów, które chcę osiągnąć. Owszem – jest to po części styl życia. Dzięki temu, że wkładam w to ogrom pracy i serca – mogę korzystać  z wielu wspaniałości, które ten zawód oferuje. Jednak od momentu, w którym jestem odpowiedzialna za własne studio – muszę pamiętać, żeby nie zatracić się w tym szaleństwie. Szukam balansu pomiędzy tymi dwoma światami i, kiedy trzeba, stąpam twardo po ziemi.

Jakie są największe wady tego „zawodu”?

Myślę, że jedyne wady odczuwa mój kręgosłup. A i na to można coś zaradzić. Nie chcę na siłę szukać tutaj negatywów – wiadomo, że praca bywa męcząca – jak każda. Jest tu też obecny pierwiastek ludzki, ale to również można okiełznać. Trudno powiedzieć złe słowo o zawodzie, który daje mi szczęście, spełnienie i na prawdę świetne życie. Na dodatek w parze, bo współtworzę warsztat z moim Grześkiem. Może, jako Polacy mamy w genach skłonność do narzekania, ale staram się tego oduczać. Czuję wdzięczność za to, że mam takie życie i możliwości.

Pamiętasz swój pierwszy raz, gdy wbiłaś igłę w czyjąś skórę?

Oczywiście! Wisiałam nad moim „pacjentem”, z maszynką w gotowości i przez 15 minut nie mogłam się zdecydować czy wbić tę igłę, czy może jednak nie…, bo przecież to już tak zostanie! (śmiech). Początki były  okropne. Miałam wrażenie, że wszystko idzie jak po grudzie. Zaczynałam  na kolegach, tatuowałam po pracy, późnymi wieczorami, często 7 dni w  tygodniu. To był trudny maraton! Na dodatek na każdy mały progres  czekałam miesiącami. Skóra to, wbrew przekonaniu wielu ludzi, nie kartka  papieru. Bywa bardzo trudna do pracy – tym bardziej, kiedy nikt doświadczony nie poświęca Ci czasu na naukę.

Pamiętasz swoją pierwszą maszynkę?

Moja pierwsza maszynka nie była niczym nadzwyczajnym, nie była więziennym rękodziełem, właściwie jest sprawna i gotowa do działania po dziś dzień (śmiech).

Cewka czy rotarka?

Szanuję obie. Uczyłam się na cewkach, nie wiem czy rotarki dorównują im solidności. To się pewnie okaże po latach (śmiech). Jednak widzę, że technologia rozwija się bardzo prężnie – co rusz atakują mnie reklamy nowych modeli maszyn rotacyjnych. Nie na wszystkich pracowałam, trzymam się swoich ulubieńców, więc ciężko mi się odnieść.  Myślę, że najważniejsze jest znalezienie maszyny, którą po prostu dobrze nam się  pracuje.

Czym teraz dziarasz?

Obecnie prawie wszystko wykonuję na maszynach rotacyjnych. Od czasu do czasu wracam po cewki. W chwili obecnej jest mi tak najwygodniej, ale nie jest powiedziane, że tak już zostanie za zawsze (śmiech).

Czy preferujesz jakiś styl tatuowania?

Zdecydowanie uwielbiam kolor. Czasami sprawia mi wręcz dziką satysfakcję. Póki, co – nie planuję zamieniać go na czerń. Jeżeli chodzi o styl… to ciągle szukam! Rok temu miałam plan ujednolicenia go, ale kiedy przyszło do realizacji – okazało się, że najpierw muszę znaleźć to, co na prawdę jest moje… no i się zaczęło. Pojawił się zupełnie odwrotny efekt, rozpoczęłam poszukiwanie swojej estetyki w różnych stylach i rozwiązaniach. A więc perspektywa osiągnięcia własnego, jednolitego schematu może okazać się bardzo odległa, o ile w ogóle osiągalna. Być może nawet okaże się, że zacznę czerpać dużą radość i satysfakcję z próbowania swoich sił w nowych stylistycznych odsłonach i nie będę już chciała się ograniczać do jednego. Czas pokaże (śmiech).

Czy robisz własne projekty i skąd czerpiesz inspirację?

Owszem – niestety nie mam na to zbyt dużo czasu, poza tym często  zdarzało się, że moje projekty zostały wytatuowane przez innych, zanim  ja sama zdążyłam je wykonać…, co jest w sumie trochę zabawne, ale też  niesie ze sobą pewne rozterki – np. czy będzie w porządku z mojej  strony, jeżeli wytatuuję mój dany projekt, mimo że wiem, że już ktoś go  wykonał… niby mam prawo, ale jednak coś nie gra. Postanowiłam po prostu  nie poświęcać zbyt dużo czasu na takie rzeczy. W wolnych chwilach z  przyjemnością sięgam po inne formy i style.

Rysunek własnoręczny czy program graficzny/tablet graficzny?

Uważam, że rysunek jest podstawą. Wspaniale, jeśli jest również  urozmaicony innymi mediami – od malarstwa, po formy grafiki warsztatowej  i czego tam sobie dusza zapragnie. Wydaje mi się, że ludzie czasami  zapominają o tym, że tatuaż nie wziął się z kosmosu. Że jest taką samą  sztuką jak każda inna, po prostu różni się nośnikiem. Tablet jest  wspaniałym narzędziem usprawniającym pracę, do tego można go zabrać  wszędzie i wykorzystywać stworzone grafiki w łatwy i szybki sposób w  różnych formach.  Z drugiej strony potrafi rozleniwić. Co to za problem  być w dzisiejszych czasach „artystą” – ile osób po prostu ściąga zdjęcie  pięknej pani, przerysowuje jej kształt na nowej warstwie i wystawia,  jako wzór na sprzedaż? I ile z tych osób potrafiłoby z powodzeniem  narysować tą panią, mając ją na żywo przed sobą? Kiedyś wściekałam się,  rysując figury czy martwą naturę na zajęciach, teraz coraz bardziej to  doceniam i chcę te umiejętności rozwijać.

Czy składanie zdjęć w programie graficznym to sztuka? Czy sztuką jest przeniesienie tego na skórę?

Odniosę się do swojej twórczości. Projekt nie zawsze jest problemem. Im więcej mam doświadczenia, tym więcej znam rozwiązań, które sprawnie powtarzam. Myślę, że sztuką jest podkreślenie walorów anatomicznych ciała i projektowanie dużych formatów, nie tylko takich jak body suity, ale nawet rękawy. Ja osobiście najlepiej czuję się w małych formatach od ok. A5 do A3 (jeśli jest to bok uda). Zdarza mi się robić większe kompozycje, ale jeszcze są dla mnie męczące i podejmuję  się ich z dużą ostrożnością.

A co sądzisz o „podrasowywaniu” zdjęć wykonanych tatuaży?

To zależy, co dokładnie rozumiemy pod tym pojęciem. Jeżeli mówimy o naprawianiu technicznych błędów – prostowaniu linii, wygładzaniu gradientów, łataniu niedobitych dziur itp. to faktycznie jest przekłamanie rzeczywistości. Natomiast, jeżeli jest to korekta kontrastu, balansu bieli czy rozmycie tła, to jest to raczej forma, w  jakiej artysta chce przedstawić swoje prace. Kombinacja tych działań jest również sposobem na stworzenie swojego wyjątkowego „ja”. Dzięki temu możemy sprawić, że nasze prace będą rozpoznawane na pierwszy rzut oka. Ja dla równowagi publikuję „surowe” zdjęcia zagojonych prac, jeśli tylko mam okazję sfotografować mojego klienta lub dostanę zdjęcie w dobrej, jakości (śmiech).

Tatuaż, z którego jesteś najbardziej dumna?

Na to pytanie nie jestem w stanie odpowiedzieć. Obecnie, co rusz testuję nowe dla mnie rozwiązania, właściwie każdy tatuaż to w jakimś stopniu progres. Takich małych sukcesów z jednej strony jest bardzo dużo, ale z drugiej – nie powiem, że jestem z któregokolwiek dumna. To wszystko bardzo szybko się zmienia. Tuż po wykonaniu, (szczerze) często myślę sobie, „ale jest czad!”… ale jeśli zapytasz mnie o to następnego dnia, to zacznę wymieniać, co mogłam zrobić lepiej. Nie jestem jeszcze  na takim etapie, żeby czuć przewlekle wewnętrzną dumę i satysfakcję ze swoich prac.

Najdziwniejszy tatuaż, który zrobiłaś?

Trudno powiedzieć, na pewno coś takiego zdarzyło się nie raz na początku mojej kariery, ale teraz staram się unikać dziwnych historii (śmiech).

Są motywy, których masz już dość lub nie robisz?

Owszem. Są tematy, których w pewnym momencie miałam przesyt, są też miejsca na ciele, których wyjątkowo nie lubię tatuować i wycofałam się z nich całkowicie. Może niektórym wydawać się, że jestem wybredna dobierając klientów, ale tak nie jest. Po prostu świadomie buduję swoją markę i nie podejmuję się rzeczy, które według mojej opinii w moim wykonaniu na razie nie wyjdą korzystnie. Może za 10 albo 15 lat będę czuć się na tyle „dobra”, żeby poradzić sobie z każdym tematem. Może też w przyszłości powrócę do tych nielubianych części ciała, na razie dbam o komfort pracy i o moje zdrowie…również psychiczne (śmiech).

Najdziwniejsza rzecz, jaka Ci się przytrafiła w trakcie tatuowania?

Raz zabrakło prądu… zdarzał się płacz, lament, omdlenia… solowe występy wokalne, nie zawsze artykułowane… telefoniczne interwencje rodziców… raz w trakcie zabiegu leżanka się złożyła… raz moja maszynka się rozpadła na części pierwsze… nic specjalnego (śmiech).

Czy jakieś szczególne zachowania u Klientów Cię irytują?

Na całe szczęście omija mnie teraz proces prowadzenia zapisów, więc mogę się łatwiej do tego zdystansować. Jeżeli już na starcie zderzamy się z pretensjonalnością czy roszczeniami – często odpuszczamy. Zależy nam na przyjemnej współpracy, a za tym automatycznie pójdzie,  jakość. Nie raz zderzałam się z brakiem świadomości, pomyślunku i awanturami. Jedna z takich sytuacji była dla mnie wyraźną granicą, której nie chciałam ponownie przekraczać. Czasami ludzie próbują coś wymusić szantażem, zastraszyć… Niestety nie każdy ma w sobie tyle empatii, żeby pomyśleć, że po drugiej stronie tych świecących siedmiu cali też siedzi człowiek, z krwi i kości. Że on też ma swoje emocje, a w ciągu dnia musi rozmawiać jednocześnie z 40 osobami i wykonywać wiele innych czynności związanych z prowadzeniem studia. Niektórzy też nie potrafią zrozumieć tego, że nie uznaję w swojej pracy bylejakości i przypadkowości. Uważam, że moja twórczość mówi o mnie i jest moją wizytówką. Dlatego jeżeli odmawiam wykonania jakiegoś tatuażu, to zapewne mam po prostu powód. Jak już wspominałam wcześniej – może za jakiś czas będę podejmować się bardziej zróżnicowanych projektów. Niepokoi mnie też fakt, że niektórzy lekceważą swoje zdrowie, a przecież  tatuaż bywa ogromnym obciążeniem dla organizmu.

„Janusze tatuażu” to?

Każdy czasami śmieje się w gronie znajomych z tych mniej udanych tatuaży, publikowanych na różnych portalach, natomiast nie zawsze pojawia się na ten temat refleksja. Prawda jest taka, że każdy tatuator kiedyś zaczynał i to nie zawsze od wybitnych dzieł. Inaczej też wyglądała sztuka tatuażu 20 lat temu. To, co teraz uważamy za absurdalne – robiło się wtedy bez skrępowania. Poczucie estetyki też bywa różne – jeżeli ktoś jest miłośnikiem tatuażu piwnicznego „za flaszkę”, to nie przekonasz go, że można zrobić coś lepszego. A jeżeli tatuator nie widzi potrzeby rozwoju swojego rzemiosła i nie chce poświęcić czasu na doskonalenie warsztatu rysunkowego, to jego sprawa – nie moja. Z resztą, może lepiej podchodzić do tego bez spięcia – uśmiechnąć się pod nosem i podziękować za rozbawienie! Czasami lubię myśleć, że tacy „janusze” też są potrzebni. Bo jaką wartość miałyby tatuaże, gdyby wszystkie były równie estetyczne? (śmiech).

Czy jest jakiś artysta, który ma lub miał wpływ na Twój styl?

Zdecydowanie żaden konkretny artysta nie ma na mnie tak ogromnego wpływu, żeby moja twórczość była podyktowana jego działaniem. Owszem – inspiracje się pojawiają, z różnych źródeł – tak po prostu jest. Wszyscy jesteśmy jak naczynia połączone i to jest piękne! Ale moje zainteresowanie jest, mówiąc metaforycznie, płynne. Raz jestem oczarowana konkretnym stylem w tatuażu, a za chwilę zachwycam się architekturą. Raz nie mogę oderwać oczu od malarstwa, a miesiąc później  myślę tylko o ilustracji cyfrowej. Jest zbyt wiele pięknych rzeczy na świecie, żeby skupiać się wyłącznie na jednej (śmiech).

Candy Ink - Zobacz portfolio i zrób tatuaż
Candy Ink - tatuażysta z Wrocław. Portfolio tatuaży, wzorów, informacje kontaktowe.

Tattooartist.pl

TattooArtist.pl to serwis skupiający najlepszych polskich tatuażystów. Podzielony jest na kategorie: tatuaż, wzór, tatuażysta i studio. Znajdziesz tu również wyrafinowane inspiracje i ciekawe treści.

Great! You've successfully subscribed.
Great! Next, complete checkout for full access.
Welcome back! You've successfully signed in.
Success! Your account is fully activated, you now have access to all content.